nr 5 (207)
z dnia 5 marca 2008
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Jaki jest najnowszy numer „ARTeonu” (3/2008)? Sasnalem podszyty. W tle retrospektywa Juana Muñoza w londyńskiej Tate Modern, „Exposure” Jeffa Walla w Deutsche Guggenheim w Berlinie i wreszcie „Polka Palace” Alexandre’a Perigota w Galerii Arsenał i Starej Elektrowni w Białymstoku. Wszystko poprzedzone prologiem Piotra Bernatowicza, w którym redaktor naczelny „ARTeonu” zastanawia się, czy warto jeszcze pisać o Sasnalu, gdy wydaje się, że wszystko zostało już powiedziane. Warto.
galeryjnie
Bernatowicz zauważa, że o ile podobnym jak Sasnal zainteresowaniem mediów cieszyła się w latach dziewięćdziesiątych „sztuka krytyczna”, o tyle dzisiaj oddała ona głos „bardziej koncyliacyjnie nastawionemu do tradycji figuratywnemu malarstwu” – takiemu, jak malarstwo Sasnala. I choć w malarstwie tym jak w soczewce skupiają się i przecinają lewicowe idee nakładane warstwami na obrazy krakowskiego artysty przez środowisko „krytycznopolityczne”, to do końca nie wiadomo, czy nie jest to odautorski naddatek krytyki. Więc jak to w końcu jest z Sasnalem? Konserwatyzm czy rewizja tradycji? Bunt czy konformizm? Wydaje się, że w kontekście „magazynu o sztuce” bardziej zasadne wydaje się pytanie o to, jaka jest sztuka Wilhelma Sasnala? O jego poglądach powiedziano już wiele. Czas na „przewodnik po jego malarstwie”. „ARTeon”, opisując wystawę i poświęconą Sasnalowi książkę wydaną przez „Krytykę Polityczną”, wychodzi od ogółu, by skończyć w analizach konkretnych dzieł malarskich na precyzyjnie uchwyconym szczególe.
W tekście Sasnal jako ćwiczenie praktyczne Przemysław Jędrowski opowiada o „Sasnalu międzynarodowym championie, Sasnalu rekordziście rynku sztuki i Sasnalu gwiazdorze mass mediów” przez pryzmat wystawy „Lata walki” z warszawskiej Zachęty. Na wystawie tej znalazło się 37 płócien i 9 filmów – wybrano prace, które były w stanie stworzyć spójny obraz twórczości artysty, pominięto natomiast całą resztę, którą wiązać należałoby z popbanalną Grupą Ładnie (Rafał Bujnowski, Marek Firek, Maciej Maciejowski, Wilhelm Sasnal i Józef Tomczyk-Kurosawa). Ale według Jędrowskiego wystawie, której kuratorką była Maria Brewińska, nie udało się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego właśnie Sasnal? I dlaczego właśnie „efekt Sasnala”, a nie jakiegoś innego Kowalskiego albo Nowaka? Początkowo lokalny i prowincjonalny kontekst działań tego artysty roztopił się w kosmopolitycznym rynku najlepszej sztuki. To, co zwykle ze względu na swoją peryferyjność i marginalność wobec kulturowego mainstreamu plasuje się daleko w tyle za czołowymi wzorcami generowanymi w ścisłym centrum rynku sztuki, nagle stanęło w szeregach najbardziej pożądanej awangardy. Autor tekstu zwraca uwagę przede wszystkim na dwa płótna Sasnala: „Partyzantów” (2005) i „Rodzinę” (2006). I o ile ten pierwszy oznaczony ostrą ekspresjonistyczną linią, to stanowczy i agresywny portret „żywych trupów polskiej historii, postaci z popkulturowego panteonu PRL, bohaterów chłopca, który dorastał w latach 80.”, o tyle drugi jest rozmytym i prześwietlonym zdjęciem rodzinnym o zatartym szczególe. Według autora, dużo lepiej wypadł w ramach wystawy blok filmów (dziewięć na taśmie 8 i 16 mm, w tym część przegrana na DVD). Warto byłoby może bliżej przyjrzeć się niemej Wiośnie, obrazującej bunt paryskich studentów w 2006 roku czy filmowi z płonącym bałwanem w roli głównej. Bo jeśli nawet poglądy polityczne Sasnala nie są dosyć wyczuwalne w jego obrazach, to filmy stają się wyrazistą deklaracją światopoglądową. Choćby we wspomnianej Wiośnie: buntowi odebrany zostaje głos, a każdy sprzeciw staje się skazaną na porażkę, niesłyszalną próbą wpłynięcia na rzeczywistość. W filmie pozostają tylko perwersyjnie ładne i gładkie obrazy, cała zamierzona ostrość demonstracji roztapia się w ciszy teledyskotekowo poskładanych kadrów. Przemysław Jędrowski ma rację, kiedy pisze, że „dzisiaj słowo »Sasnal« nie określa już jedynie nazwiska młodego malarza – to pojęcie, które uświadamia wszystkim artystom w Polsce skalę możliwości oferowanych przez sztukę, rozbudzając także pozaartystyczne tęsknoty”. Sasnal funkcjonuje jako zjawisko artystyczne, którego wystawa nie zdefiniowała i nie opisała: „nie wskazała kontekstu jego malarstwa, mniej lub bardziej widocznych inspiracji i zapożyczeń (Gerhard Richter, Luc Tuymans, Andrzej Wróblewski), nie wyjaśniła kulturowych fetyszy (amatorskie filmy 8 i 16 mm kręcone na taśmie Kodaka, Concorde, muzyka pokolenia 70.) i nie pomogła w rozpoznaniu wątków autobiograficznych oraz fundamentalnej dla aktualnej sztuki Sasnala fascynacji historią II wojny światowej i Holocaustu (proza Tadeusza Borowskiego, komiksy Arta Spiegelmana, film Claude'a Lanzmanna)”. I rzeczywiście, jeśli obejrzało się „Lata walki”, nie wszystkie konotacje i konteksty wydają się oczywiste, nie wszystkie znaczenia są czytelne, nie każdy znak wchodzi w asocjacje z rzeczywistością oglądaną oczami malarza spod znaku „dzisiaj i jutro”. Jak pisze Jędrowski, wystawa staje się „lekturą dla zaawansowanych, którzy już dawno i bez żalu porzucili kolorowe malowanki Grupy Ładnie, wiedzą, o co chodzi we współczesnej sztuce, gdzie i o czym Sasnal miał ostatnią wystawę”. Może faktycznie jest tak, że gdyby wystawa w Zachęcie spróbowała rozbić hermetyczne opakowanie sztuki Sasnala, pozwoliłoby to odszyfrować labirynty poukrywanych znaczeń.
malarstwo i polityka
Karolina Staszak w tekście Sasnal – artysta zaangażowany? próbuje przebić się przez gruby polityczny naskórek, wytworzony wokół sztuki Wilhelma Sasnala w przewodniku „Krytyki Politycznej”. Autorka przyznaje, że męcząca retoryka tekstów najmocniej widoczna jest w wywiadach i krótkim wycinku na okładce książki, prezentującym Sasnala jako „malarza, filmowca i twórcę komiksowego, ale także jako artystę zaangażowanego po stronie lewicy”. Idąc dalej: „Przewodnik realizuje strategię »Krytyki Politycznej« eliminowania przepaści między kulturą a polityką i wpisuje twórczość artysty w nowy kontekst wolny od zniekształceń instytucji rynku, akademii i mediów masowych”. Wniosek jest taki, iż Sasnal jako zjawisko medialne nie tyle „jest”, co „jest stwarzany” lub „jest kreowany”. I jeżeli stwarza się Sasnala jako artystę zaangażowanego, to jest to według autorki pewien rodzaj „miękkiej manipulacji”, od której na szczęście obrazy artysty mogą wybronić się same. Co począć z pytaniem Sławomira Sierakowskiego: „Jak to się stało, że z artysty, który w roku 2001 określany był jako piewca rodzącego się polskiego kapitalizmu, wylądowałeś na łamach »Krytyki Politycznej«, udzieliłeś wielu bardzo ostrych lewicowych wypowiedzi? Dzisiaj wszyscy wiedzą, że Sasnal to człowiek lewicy”, skoro owych ostrych lewicowych wypowiedzi nigdzie znaleźć nie sposób? Należałoby również zadać sobie pytanie o to, skąd „wszyscy wiedzą, że Sasnal to człowiek lewicy”? Z jego obrazów, filmów i komiksów? Czy też z tekstów kreujących Sasnala jako takiego właśnie artystę? W wypowiedziach Sasnala „wyczuwa się pewien dystans, np. wtedy, gdy mówi, że wyraźnie oddziela to, co robi dla »Przekroju«, od swojego malarstwa, że boi się publicystyki w sztuce; gdy podkreśla, że sztuka to przede wszystkim obszar eksperymentów i że nie absolutyzuje politycznej roli sztuki, że dla niego sztuka to raczej sfera psychodelii”. To jak to jest? Sasnal – artysta zaangażowany?
jak wygląda muzyka
Na sam koniec „ARTeonowego” omówienia zostawiłam zmysłowy i niesamowicie malarski esej O malowaniu muzyki i rozgrywaniu malarstwa Jakuba Dąbrowskiego. Jest to pewnego rodzaju impresyjne studium na temat obrazu „Joey Baron” (2002) Wilhelma Sasnala. Sam obraz, zainspirowany „atomową perkusją” muzyka, w oparach tenebrystycznej tonacji asocjuje i migotliwie odbija coraz to nowe znaczenia. „Oszczędność elementów piktoralnych”, szarości, diagonalie i fotograficzne efekty, synestezyjne potraktowanie muzyki i obrazu, uruchamianie wyobraźni – zarówno oglądającego obraz, jak i czytającego rewelacyjny tekst Dąbrowskiego – budują siatkę wizualnych impulsów, w którą z rozkoszą pozwalamy się złapać. Największym atutem O malowaniu... jest chyba to, że jego analityczna precyzja i dokładność nie przyćmiewa intuicyjnej, poetyckiej interpretacji i konotacyjnych rozmyślań autora [czego z kolei brakuje arcyszczegółowej hermeneutycznej analizie „Bez tytułu (Andrzej)” pióra Stanisława Czekalskiego, która męczy encyklopedycznym opisem przeplatanym wyliczanką linii, kątów i kształtów]. Dąbrowski przypomina wyznanie Sasnala: „zainteresowanie sztuką wynikło z zainteresowania muzyką” i na jego bazie buduje urokliwą koncepcję „Joey Barona” jako obrazu do oglądania i do słuchania – decyduje o tym zresztą dramaturgia zatopiona w fotograficznej estetyce i zapisana na płótnie dynamika „atomowej perkusji”, złagodzona poprzez użycie maniera tenebrosa. Dąbrowski pisze: „Perkusyjne tremolo, dynamiczna repetycja pałeczek oddana została jaśniejszymi smugami farby, przypominającymi efekt fotograficznego zapisu ruchu przy wydłużonym czasie ekspozycji”. Za chwilę sięga jeszcze głębiej: „gdy dostrzeżemy, że jedna z pałeczek przypomina zarysem pędzel, a nasza wyobraźnia zacznie wyzyskiwać rozdzielenie postaci i instrumentu, wówczas perkusista łatwo przemienia się w malarza, który po skończonej pracy czyści pędzle, a werbel staje się fragmentem właśnie wykonanego malarskiego dzieła”. Owszem, intertekst można snuć dalej... Skojarzenia rytmu z puentylizmem, głowa Barona i Pollocka... Ale tekst Jakuba Dąbrowskiego, który zatacza koła na „drodze od malarstwa do muzyki” i „od muzyki do malarstwa”, krzyżuje w sobie rozmaite ścieżki interpretacyjne, z których – już samodzielnie – automatycznie zbaczamy coraz dalej i dalej, zapuszczając się w semantyczne labirynty.
Marcowe wydanie „ARTeonu” to pewnego rodzaju résumé twórczości Sasnala, opisanej skądinąd bardzo rzetelnie i profesjonalnie. Rzeczywiście, to przewodnika po obrazach Sasnala brakuje najbardziej i tę lukę „ARTeon” stara się choćby w drobnej mierze wypełnić. „ARTeonowe” tekstualno-wizualne tableaux dopełniają: świetny tekst Justyny Niewiary Juan Muñoz – spektakl rzeźb, Narracja ukryta w detalach Sabiny Czajkowskiej oraz rozmowa Eulalii Domanowskiej z Alexandre'em Peirgotem, zatytułowana Zagubiony w kolekcji albo artysta jako kurator.
Omawiane pisma: „ARTeon”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt