nr 4 (206)
z dnia 20 lutego 2008
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | teraz o… | autorzy | archiwum
Gdybyśmy musieli dać definicję partnera życiowego, damy tę oto: jest to ktoś, kto ciągle zapomina umyć po sobie wannę i najbezczelniej ośmiela się liczyć na to, że to ty zrobisz pranie.
Taki mógł być i twój pogląd na wspólnotę bytową, dopóki w twoim życiu nie pojawił się wyjątek od reguły. On jest naprawdę rycerzem w łazience. I nie przestaje być nim w toalecie.
Nie zostawia skarpet na środku pokoju, nie mówiąc już o wpychaniu brudnych majtek pod łóżko.
Jego szczoteczka do zębów nigdy nie wyleguje się w niedbałej pozie na ciasnej półeczce pod waszym wspólnym lustrem.
Łazienka to zresztą obszar szczególnie nieprzystępny dla kompromisu. Zdaje się, że wiem, w jakim miejscu i jakiej sytuacji August Strindberg doznał objawienia, które w efekcie doprowadziło go do ukucia teorii o walce płci. Było to w kolejce do łazienki.
Łazienka: numer jeden. Druga pozycja na liście? Auto.
Równość? Braterstwo? Sprawiedliwość? Wszystko to są piękne obyczaje, ale nie do zastosowania w samochodzie. Dwa metry kwadratowe totalitaryzmu! Zapewne już po miesiącu użytkowania straciłabyś wiarę w człowieczeństwo twojego partnera – mając na względzie jego higieniczne atawizmy – ale oto przedmiot, który pochłania wszelkie jego zasoby pedanterii. Chwilami odnosisz wrażenie, że jego receptory bólowe wrosły w karoserię Ukochanej Istoty. Niech tylko chrząknie gaźnik, a ten nadopiekuńczy właściciel pojazdu samochodowego już pędzi do mechanicznego pulmonologa. Pewnego razu, wertując od niechcenia Biblię, odkryłaś jego tajemnicę: miłość cierpliwa jest, regularnie sprawdza poziom oleju; miłość nie jeździ na rezerwie; miłość nie rusza na ręcznym.
Z dużym prawdopodobieństwem ta zasada stosuje się do większości samców. Ale nie do tego, nie do twojego! Czy kiedyś przepędził cię zza kierownicy tej pożal się Boże wspólnoty małżeńskiej? Nie i jeszcze raz nie! Nigdy! Przenigdy by ci tego nie uczynił! Jesteś jego światem. Jesteś jego Rajem. Jesteś jego Nirwaną. Sadowi się na tylnym siedzeniu, w pozycji wypoczynkowej, i – jak przystało na skończonego gentlemana – zasypia dystyngowanym snem pasażera Nord Expressu. Zachowuje się słowem tak, jakby na świecie nie istniały kontrolki, obrotomierze ani przepisy ruchu drogowego. W ogóle nie zauważa twoich pomyłek na szosie: jest przecież ideałem.
Nie ogląda się za byle zdzirami. Nie zostawia stosów gotówki w knajpach z bilardem. Nie narzeka na twoją kuchnię. Na nic nie narzeka. W ogóle nie robi zbyt wielu brzydkich rzeczy. Szczerze mówiąc, najchętniej nic by nie robił.
Nie dostarcza nam codziennych porcji żenady w towarzystwie. Nie domaga się zachowania absolutnej ciszy w domu podczas transmisji byle meczu. Nie reglamentuje godzin spędzonych przed wspólnym komputerem. Jest ideałem.
Nie potykasz się o jego buty w przedpokoju. Nie wyśmiewa się z twoich mentolowych fajek, aby je potem potajemnie podkradać. Nie rozlicza cię z pieniędzy na zakupy. Okazuje się to raz jego wadą, a raz zaletą. Jego głupi koledzy nie pojawiają się w domu co piątek. Nie musisz po nich sprzątać gór petów i puszek.
Nie ma urody Jamesa Bonda, to fakt, ale z drugiej strony – nie rozsiewa wokół siebie kurzawy łupieżu.
Jego mama żyje sobie swoim bardzo własnym życiem na swoim wyjątkowo własnym końcu świata i ani jej przez myśl nie przejdzie, żeby się wtrącać w wasze sprawy.
To jego/jej zaleta. Kto wie, czy nie największa.
Daje ci cudowne poczucie, że to ty tak naprawdę liczysz się w domu. Ktoś inny rzuciłby ci prosto w twarz ogryzioną kość swojej brutalnej dominacji.
Masz szczęście, że trafiłaś/trafiłeś na takiego/taką partnera/partnerkę.
Czasem naprawdę odnosisz wrażenie, że wy dwoje spotkaliście się na tym świecie po prostu cudownym trafem. I że zwykli ludzie nie mogą się tak bezkarnie spotkać.
Mam nadzieję, że po zapoznaniu się z powyższym tekstem charakterystyka partnerki życiowej nie nastręczy czytelnikowi zbyt wielu kłopotów: jest to ktoś, kto ciągle zapomina umyć po sobie wannę i najbezczelniej ośmiela się liczyć na to, że to ty zrobisz zakupy.
Taki mógł być i twój pogląd na wspólnotę bytową, dopóki w twoim życiu nie pojawił się wyjątek od reguły. Ona jest naprawdę damą w łazience. I nie przestaje być nią w kuchni.
Po drugiej łyżce zupy czujesz się niczym żona Lota wpatrująca się w pogrom Sodomy? Twoje poszukiwania jeszcze się nie skończyły.
Ideały istnieją. Naprawdę. Ona jest najlepszym dowodem. Ona jest po prostu darem Niebios.
Czy jej zupa przypominała kiedyś w smaku Morze Martwe? Nigdy! Przenigdy nie ośmieliłaby się uchybić twojemu podniebieniu. Któż lepiej od niej zna jego delikatność?
Nie marnotrawi przed lustrem bezcennego życia. Nie czyta kretyńskich pism o aktorach, którzy kochają inaczej, i o piosenkarzach, którzy inaczej śpiewają.
Nie wyczerpuje organizmu uciążliwymi dietami. Przeciwnie. Zeżarłaby konia z kopytami. I z ułanem. I z Kossakiem, który naprodukował od metra takich pożywnych malowideł.
Puste, hałaśliwe koleżanki nie zbierają się co sobota na plotki. Nie prowadzi ekstensywnych rozmów telefonicznych za twoje pieniądze. Czy domagała się od ciebie finansowania swoich tekstylnych zachcianek? Gdzieżby śmiała! Czyż nagość nie jest najpiękniejszą ozdobą kobiet i faktów? A spróbuj jej tylko podrzucić drogą wodę toaletową! Obrazi się na cały kwadrans!
Nie wsadza nosa w książkę, kiedy nachodzi cię ochota na pogawędkę. Nie ma zwyczaju przewijania bez końca swojej irracjonalnie ulubionej kasety ani ściszania radia wtedy, gdy nadają twoje ulubione arcydzieło słowiańskiej muzyki popularnej. Nie domaga się przełączenia kanału na jakiś bzdurny serial, gdy Twoja Ukochana Drużyna rozgrywa właśnie Najważniejszy Mecz Świata.
W aucie nie rozrzuca papierków po batonikach, nie ubija cuchnącej zawartości popielniczki. W ogóle nie pcha się za kierownicę ze swoim mizernym talentem rajdowym. Przecież wie, że nic tak nie koi twojej duszy jak majdrowanie przekładnią biegów. Jest ideałem!
Jej tata nigdy nie próbował obić ci mordy. Zadowala się własnym życiem, z dala od waszego gniazdka.
To jej/jego zaleta. Kto wie, czy nie największa.
Daje ci cudowne poczucie, że to ty tak naprawdę liczysz się w domu. Ktoś inny rzuciłby ci prosto w twarz brudną szmatę swojej brutalnej dominacji.
Czasem naprawdę odnosisz wrażenie, że wy dwoje spotkaliście się na tym świecie po prostu cudownym trafem. I że zwykli ludzie nie mogą się tak bezkarnie spotkać.
Masz szczęście, że trafiłeś/trafiłaś na taką/takiego partnerkę/partnera. Niepotrzebne (jedyna zasada, jaką warto się kierować w życiu) skreślić.
Jeśli wspólne zdanie w odniesieniu do tego, co jest bałaganem, a co nim nie jest, wydaje ci się nie do osiągnięcia w tak skomplikowanym organizmie społecznym, jakim jest związek dwóch osób, twoje poszukiwania jeszcze się nie skończyły.
A przecież w życiu partnerskim obowiązują następujące reguły:
1) nigdy nie mów nigdy,
2) szukaj, a znajdziesz,
3) każda Kasia trafi na swojego Jasia,
4) dopóty dzban wodę nosi, dopóki nie spotka dzbana o niższym potencjale intelektualnym.
Wy dwoje – on i ty – jesteście perfekcyjną ilustracją tej tezy.
Łatwo wam przychodzi porozumieć się co do tego, co jest jeszcze porządkiem, a co nim już nie jest. Nic w tym dziwnego. Przecież wasze kryteria służące do oznaczania poziomu nieporządku są wszystkie co do jednego wyrafinowane, liberalne, rozsądne, nade wszystko zaś – twoje.
Życie z nim jest szczere aż do bólu. Plama na kanapie? Twoja plama. Brudne okna? Możesz mieć pretensje do siebie.
Wcale to nie oznacza, że nie możesz od czasu do czasu pożyczyć mu jakiegoś publicznego bąka. Przeciwnie! Z ochotą weźmie na siebie odpowiedzialność za każdy możliwy towarzyski smród. Byleby tylko się znalazł w centrum uwagi. Jest przecież ideałem. Twój Jaś. Twój ewenement. Twój dzban.
Byłby wprost wymarzonym bohaterem masowej wyobraźni, gdyby nie jeden szkopuł. Żadna wspólna własność nie wchodzi w grę. Jest zajęty! Mało! Jest twój!
Jego propozycje wspólnego spędzenia czasu nigdy nie bywają idiotyczne i rzadko niewczesne. Największą zaletą jest to, że na ogół nigdy nie składa ich wprost. Możesz się wykręcić niezrozumieniem.
Nie odszczekuje bezsensownie, gdy zwracasz mu uwagę na jego niespotykanie nieliczne wady. W ogóle nie odszczekuje bezsensownie. Odszczekuje bardzo mądrze. Szczekająca mądrość leży w jego naturze. Przecież jest psem.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt