Witryna Czasopism.pl

nr 3 (205)
z dnia 5 lutego 2008
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

MURDERABILIA

Jeśli wziąć pod uwagę banalny na pozór fakt, iż w radzie programowej „[fo:pa]” zasiada Bogdan Banasiak, łódzki specjalista od Jacquesa Derridy i Markiza de Sade’a, w zasadzie nie powinno nikogo specjalnie zdziwić to, że redakcja pisma jako kolejny temat do rozpracowania wzięła przemoc (nr 13/2008). Dziwić nie powinno też to, że za osobą Banasiaka poszedł desant z Łodzi, w osobach Krzysztofa Matuszewskiego i Pawła Pieniążka, którzy dostarczyli do tego numeru teksty (odpowiednio: Bataille − anons ekscesu oraz Nietzsche vs. Foucault: jednostka, przemoc, władza). Nie chcecie czytać o Bataille’u i de Sadzie? I tak przeczytacie − jak przemoc to przemoc. Tekstom łodzian, skądinąd intrygującym, wielopoziomowym, na swój sposób hermetycznym (przecież to znawcy myśli francuskiej!) nie chciałbym jednak poświęcać tutaj miejsca, bo są zbyt bogate, by je spłaszczyć, by dokonać wobec nich (właśnie!) aktu intelektualnej przemocy, by się do nich zbliżyć, przetrawić przez swoje kategorie; zbyt banalnie to wychodzi przy tego typu omówieniach... Zanim zatem przejdę do przedstawienia swoich uwag na marginesie, chciałbym od razu zaznaczyć, że 13. numer szczecińskiego kwartalnika jak najbardziej godzien jest uwagi, w ogóle samo pismo wydaje się być niezwykle pomysłowe i obiecujące, ciekawie wpisuje się zarówno pod względem merytorycznym, jak i graficznym w czasopiśmienniczą panoramę ostatnich lat. W dodatku ukazuje się nie w Krakowie, nie w Warszawie, tylko w Szczecinie, co jest w zasadzie mało znaczącym kryterium, ale mimo wszystko fakt ten może cieszyć, jako że wraz z innymi periodykami przełamuje hegemonię tradycyjnych ośrodków. Kibicuję zatem „[fo:pa]”, choć żadnych uprawnień do tego nie mam − czynię to mocą woli swojej, którą niniejszym P.T. Czytelnikom narzucam.


Przemoc robi zawrotną karierę w naszej cywilizacji, wydaje się ją w całości przenikać, o ile nawet nie fundować. W zależności przecież od tego, jaką przyjmiemy antropologię, taki też przyjmiemy mit narodzin społeczeństwa, a za tym i państwowości. Jeśli uznamy, iż w człowieku raczej wygrywa dobro, to możemy tworzyć sobie sielskie obrazy i teoretyczne konstrukcje w rodzaju umowy społecznej podpisywanej gdzieś, na jakimś kamieniu w Arkadii. A jeśli jednak uznamy, że górę biorą w człowieku atawizmy, brutalność, chęć dominacji, że żywiołem człowiekowi właściwym, takim, w którym się on w pełni realizuje, jest walka czy też wojna, to mity umów możemy wyrzucić do kosza i zająć się tworzeniem teorii, której założenia można oddać poprzez metaforę państwa pojmowanego na kształt kagańca narzuconego nam po to, abyśmy powstrzymali się przed całkowitym wycięciem siebie nawzajem w pień. Niezależnie od tego, jaką opcję przyjmiemy, widać wyraźnie, iż jakiś stosunek względem zjawiska przemocy trzeba zająć. Problemu tego dotyka także tekst Szymona Wróbla (Od krytyki przemocy do krytyki pochwały przemocy), w którym poznański badacz uważnie przygląda się myślom Waltera Benjamina i Hanny Arendt, ale podobnie jak o tekstach łodzian − nie będę się tutaj za bardzo rozpisywał, bo jako się rzekło, przemocą zamierzam wziąć ten numer i narzucić to, co o przemocy myślę.


Po pierwsze, zafrapowało mnie, że niewiele jest w „[fo:pa]” na temat przemocy związanej z interpretacją, co skądinąd wydawałoby się w jakiś sposób logicznym pociągnięciem odczytań Nietzschego, dokonywanych przez filozofów paryskich drugiej połowy XX wieku. Nie padają zatem mające cały czas odświeżającą moc, choć z drugiej strony rozpatrzone i wyświechtane już na wszystkie strony, słowa autora Jutrzenki, w których zdefiniował on (nieomalże w esencjonalnym, pozornie metafizycznym dyskursie!) prawdę jako wojnę, walkę antropomorfizmów, metafor i innych tropów. Z jednej strony koncepcja Nietzschego inspirowała i inspiruje do poszukiwań na gruncie filozofii języka, teorii retoryki i szerzej − literatury, z drugiej jednak strony − pojawiać się może ona już powoli w roli akademickiego komunału, niedomagającego się już poważniejszego przemyślenia; nawet dekonstrukcja staje się powoli akademickim klasykiem, któremu wyrwano zęby i pazury... Temat jest tymczasem obszerny i intrygujący: otwierają się tutaj nowe przestrzenie dla rozumienia przemocy, która przestaje być traktowana literalnie, jako sfera fizycznie pojmowanej walki, a zaczyna – jako wdzieranie się jednego rozumu w sferę drugiej, obcej mu racjonalności. Gra jest o sumie zerowej (przynajmniej tak się nam czasami wydaje), dlatego cechuje ją taka zażartość, choć może tak naprawdę rozgrywa się po nic... Trafiamy tu na swoisty paradoks, który za Bataille’em i de Sadem tropi w swoim tekście Matuszewski (Bataille − anons ekscesu). Otóż uprawiając dyskurs na temat przemocy, w jakiś sposób wyrywamy ją ze sfery tego, co jej właściwe, wyprowadzamy ją na jasne światło uporządkowanej mowy, w której wszędobylski logos rozjaśni wszelkie dionizyjskie mroki przemocy, brutalności i cierpienia. Ale z drugiej strony − to już powiemy za Nietzschem − teksty, choć są produktami racjonalności i w jakiś sposób emanacjami apollińskiego logosu, też stają do walki między sobą, też rządzi nimi przemoc, pragnienie zawładnięcia tym, co nie jest tożsame z samym sobą. Chaos dionizyjski leży u podłoża wszystkiego, walka w nim zawarta funduje dalsze wyłanianie się porządku. Przypomina mi się metafora zastosowana przez Derridę w pięknej, choć drobnej książeczce Ostrogi: przemoc dokonywana na prawdzie, która a fortiori jest względem nas transcendentna, zostaje tam zobrazowana jako walka fallicznego logosu sztyletu/stylu, który próbuje się przedzierać przez kolejne warstwy woalek.


Przemoc względem prawdy, próba zawłaszczenia jej, zamknięcia czegoś wielowymiarowego w prostym pojęciu, to najbardziej abstrakcyjny aspekt zagadnienia. Ale jest też strona praktyczna, by tak powiedzieć − życiowa. I w tym miejscu należy się odwołać do tekstów Joanny Kulik (Moda na mordercę) oraz Jadwigi Juczkowicz (Między metaforą a dosłownością, między znakiem a działaniem). Autorki tropią wątki fascynacji seryjnymi mordercami w kulturze popularnej (prowadzącej aż do kolekcjonowania murderabiliów, czyli pamiątek po nich) oraz problem coraz większej obecności przemocy we współczesnych praktykach teatralnych. Teksty − choć trzeba przyznać, nie tak gęste jak te pomieszczone w części teoretycznej numeru − przynoszą garść ciekawych faktów, a także raz jeszcze przywołują pytanie zasadnicze: co się stało z naszą kulturą, że przemoc wydaje się być w niej coraz bardziej obecna?


Juczkowicz, kończąc swoje rozważania na Artaudowskim Teatrze Okrucieństwa, formułuje łatwą do obronienia hipotezę, iż być może „przemoc jest właśnie współczesną 'dżumą' − jedyną siłą, która potrafi wstrząsnąć naszą świadomością, pobudzić nasze przeżycie, przynieść katharsis współczesnej kulturze? I może mówiąc o przemocy i pokazując ją bez tabu, będziemy bliżej oczyszczenia niż kiedykolwiek dotąd?”. Przeszło rok temu przeczytałem jednym tchem American Psycho Bretta Eastona Eblisa. Powieść jest ze wszech miar odpychająca: zarówno brutalnością scen przemocy, wulgarnością protagonistów, od których − jako od pochodzących ze świata nowojorskiej finansjery − można by spodziewać się nieco więcej, wreszcie irytującym natężeniem wzmianek o markach wszystkich przedmiotów, jakich używają bohaterowie. Za tym jednak kryje się wielki zamysł Eastona (co odkryłem po jakimś czasie); przeprowadza on bowiem czytelnika siłą przez lekturowy czyściec aktów brutalnej przemocy, przez piekło myślenia za pomocą marek ubrań i gadżetów, wreszcie przez wojnę finansjery, by na koniec dać nam pełne oczyszczenie i pozwolić zrozumieć, że cała ambiwalencja powieści, ta jej rozbuchana do barokowych wręcz rozmiarów brutalność, służyła tylko temu, by pokazać, że to jest ZŁA droga... Powieść jest otwarta na inne odczytania, ale dlaczegóż nie miałbym forsować tego właśnie?... Takie założenie Eastona pokazuje jednak, że tak naprawdę jesteśmy wytrwałymi otępieńcami, skoro potrafimy przebrnąć przez 500 stron ekscesów po to, by dostać na tacy prostą konkluzję kończącą ten irrealny teatr nowojorskiej przemocy, ubranej w gustowny garnitur.

Dobrze jednak, że „[fo:pa]” taki temat nam podsuwa; a przecież jest tyle wątków skupionych wokół przemocy, a jeszcze nieporuszonych. Na przykład to, jak bunt Sade’a i jego ścieżkę afirmacji przemocy widział Camus, albo − pozostając w obrębie kultury francuskiej − to, na jakich zasadach działa przemoc u Houellebecqa, Beigbedera czy (by sięgnąć do duchowych korzeni pierwszego z nich) Lovecrafta. Przemoc jako przestrzeń myślenia?

Michał Choptiany

Omawiane pisma: „[fo:pa]”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
CZAS GROZY
JEDNYM PROFILEM
CIĄGLE JEST CZAS NA DOKUMENT

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt