nr 3 (205)
z dnia 5 lutego 2008
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
W ramach zakończonej niedawno czwartej edycji Festiwalu Kultura Polskich Czasopism swą opinię na zaproponowany przez organizatorów temat Czasopismo: walka – praca – przyjemność wyraziła Julia Hoczyk, członek redakcji najstarszego polskiego pisma teatralnego „Scena”. Opublikowana na łamach „Witryny” 23 (201) 2007 wypowiedź Tradycja kontra nowoczesność jest podsumowaniem kilkuletniego doświadczenia autorki w pracy nad periodykiem o odmiennym względem pozostałych czasopism specjalistycznych profilu. W czasach wszechogarniającej konkurencji oryginalność to wielki atut. Odmienność „Sceny” nie polega jednak na nowatorstwie merytoryczno-stylistycznym, lecz na swoistym nieprzystosowaniu formuły pisma do wymagań rynku. Niestety, trwanie redakcji przy koncepcji, która wyczerpała się wiele lat temu, czyni periodyk o stuletniej tradycji zjawiskiem niemal marginalnym, a tym samym odbiera mu szansę na pełnoprawne uczestnictwo we współczesnym dyskursie teatralnym. W ten sposób nie tylko zniszczeniu ulega niegdysiejszy wizerunek „Sceny”, ale i ośmieszone zostaje samo pojęcie „tradycyjności”, nadużywane w funkcji eufemizmu dla określenia tego, co ma wyraźne znamiona anachroniczności. Opór Julii Hoczyk wobec tej tendencji oraz jej zapał w próbach pogodzenia wizji seniorów z wymaganiami współczesnej rzeczywistości jest zatem godny najwyższej pochwały i wsparcia. Być może zestawienie formułowanych podczas Festiwalu postulatów z najnowszym wydaniem pisma [„Scena” 4 (51) 2007] okaże się pomocne w próbach precyzyjnego określenia kierunku zmian.
Na początek warto dokonać przeglądu tematów. Skromny objętościowo periodyk (wliczając okładkę – 36 stron) proponuje relacje z kilku festiwali (Na Pomostach, Malta, Brave Festival „Zatopione pieśni”, Międzynarodowy Festiwal Lalek dla Dorosłych, Wioska teatralna w Węgajtach), dwa szkice krytyczne: Pożegnanie z esejem (Ifigenia w Aulidzie OPT Gardzienice) i Boris Ejfman – kosmopolita o rosyjskiej duszy (europejska premiera Mewy), rozważania z zakresu edukacji teatralnej („Słuchając współczesnego teatru” – refleksja o kształceniu lalkarzy), felieton (Galicyjski przekładaniec), artykuł poświęcony publikacji książkowej – Cielesność dramatu (recenzja książki Ewy Bal), dwa teksty o działalności teatrów wiejskich (historyczny i aktualny) oraz noty na temat bieżącego życia teatralnego.
Spis treści prezentuje się zatem, jak na tak niewielkie czasopismo, całkiem pokaźnie i interesująco. Jest jednak kilka „ale”. Przede wszystkim uderza absolutny brak relacji zagranicznych. To ważna uwaga – korespondencja ze świata poszerza horyzonty czytelnika, umożliwia śledzenie aktualnych tendencji, daje szansę porównania poruszanych w Polsce i za granicą tematów, a w konsekwencji pozwala na wymierną ocenę lokalnych osiągnięć, minimalizując ryzyko autoreferencyjności. Co więcej, pismo nie włącza się w żadną z toczonych w środowisku teatralnym dyskusji. Tymczasem rejestracja bieżących sporów i debat to jedno z najważniejszych zadań prasy poświęconej sztuce. Obserwacja istniejących kierunków i wydobywanie na światło dzienne nowych, zaledwie kiełkujących lub mało znanych idei, nieustanne próby kwestionowania status quo oraz wysiłek syntezy i diagnozowania – wszystko to decyduje o żywotności danego pisma, a w „Scenie” jest niemal nieobecne.
Wśród zamieszczonych w najnowszym numerze artykułów najwyższy poziom analityczny prezentuje bodaj esej Grzegorza Kondrasiuka poświęcony Ifigenii w Aulidzie Staniewskiego. Wyrazisty styl i dojrzałość refleksji autora eliminują całkowicie problem nadmiernej opisowości, dotyczący wielu innych tekstów tego wydania. Pomimo to, ogólna jakość materiałów jest dość zadowalająca. Trudno jednak nie zauważyć, że numerowi brakuje spójności. Przypadkowość w doborze tematów okazuje się zresztą typowym problemem pism teatralnych spoza ścisłej czołówki. Warto zatem włożyć więcej wysiłku w poszukiwanie intrygujących i wiążących wydanie wątków. Często jeden ciekawy motyw automatycznie pociąga za sobą drugi, nie zaszkodzi zatem zastanowić się nad siatką powiązań dla danego numeru.
Niezwykle drażliwym punktem, którego mimo wszystko dotknąć należy, jest ścisła relacja pisma z Towarzystwem Kultury Teatralnej. Jako prasowy organ tej instytucji „Scena. Czasopismo Społecznego Ruchu Teatralnego” ma obowiązek realizacji jej celów statutowych – stąd w każdym niemal numerze znajdują się strony poświęcone działalności sejmików teatrów wiejskich. Nie wchodząc w dyskusję na temat źródeł tej koncepcji oraz sensu pozostawania przy niej we współczesnej rzeczywistości (nie tylko teatralnej), można mieć wątpliwości co do realnego zainteresowania potencjalnego czytelnika tak skrajnie niszową tematyką. „Według redaktora naczelnego »Scena« przeznaczona jest dla laików lub teatralnych amatorów, ja natomiast mam wrażenie, że wpisujemy się w nurt tzw. pism profesjonalnych, branżowych, adresowanych do ludzi z pewną świadomością kulturalną, nawet jeśli w życiu teatralnym nie posiadają oni podobnego rozeznania” – nie bez racji zauważa we wspomnianej festiwalowej dyskusji Julia Hoczyk. „Niewątpliwie czytają nas osoby spoza środowiska, a także działacze związani z TKT i osoby praktycznie zajmujące się teatrem: zarówno amatorsko (szkoły, domy kultury), jak i profesjonalnie (teatry, uczelnie, a więc studenci, wykładowcy, aktorzy, reżyserzy).” Tak, ale czy aby na pewno procent czytelników ze środowisk wiejskich jest wystarczający, aby uzasadnić znaczny udział problematyki ludowej w spisie treści czasopisma? Z drugiej strony natomiast – czy ogólna zawartość numerów satysfakcjonuje „zawodowców” na tyle, aby „Scena” mogła obronić się na rynku czasopism specjalistycznych? Ile z tysiąca wydrukowanych egzemplarzy faktycznie trafia do amatorów i działaczy TKT, a jak wiele do profesjonalistów? Czy nie warto byłoby przeprowadzić tego typu badanie, a tym samym sprawdzić, kim jest statystyczny odbiorca „Sceny”? Myśląc perspektywicznie, więcej można na tym zyskać, niż stracić.
Nie negując znaczenia działalności kulturalno-oświatowej Towarzystwa, trzeba brać pod uwagę prawa rynku. Największy problem „Sceny” wydaje się bowiem tkwić w niezdecydowaniu redakcji, do kogo tak naprawdę chce trafić. Biorąc pod uwagę dość szeroką (w porównaniu z innymi krajami) ofertę polskiej prasy branżowej, należy zastanowić się, z jakich względów ktoś zawodowo związany z teatrem miałby sięgnąć po zajmującą się działalnością chórów włościańskich „Scenę”, a nie na przykład po „Teatr”, „Dialog” czy „Didaskalia” i odwrotnie – na ile amatorów i działaczy wiejskich domów kultury interesują pozostałe (niezbyt amatorskie, lecz również nie do końca zawodowe) tematy poruszane na łamach pisma. Bez jasno wyznaczonego celu trudno spodziewać się stałego czytelnictwa, które we współczesnej rzeczywistości jest racją bytu pisma kulturalnego. A z dużą dozą prawdopodobieństwa można przypuszczać, że czytelnik „Sceny” jest odbiorcą przypadkowym.
Na koniec – kwestie estetyczne, czyli szata graficzna. Trudno zaprzeczyć, że wizerunek „Sceny” odbiega nieco od współczesnych standardów – od czcionki, poprzez układ stron, po opracowanie zdjęć, projekt okładki i sam papier – wszystko to wymaga dostosowania do obecnie obowiązujących norm. Jednak, choć atrakcyjne opakowanie zdecydowanie podnosi sprzedaż produktu, tylko urozmaicona zawartość wysokiej klasy jest w stanie utrzymać zainteresowanie odbiorcy.
„Wprowadzenie w życie wszystkich planów jest więc niezwykle trudne i wymaga niebywałej determinacji” – stwierdza Julia Hoczyk. Rzeczywiście, zmiana formuły pisma to skomplikowane zadanie, zwłaszcza w sytuacji strukturalnej zależności. Ilość przeszkód praktycznych może okazać się przerażająca. Najistotniejsze wydaje się jednak samookreślenie – wszelkie pozostałe zmiany będą tego konsekwencją. Do zadań pilnych zaliczyć trzeba przede wszystkim ożywienie i uspójnienie „Sceny”, a w dalszej perspektywie wypracowanie jej nowego, silnie zindywidualizowanego wizerunku. Bez wątpienia „warto poszerzać krąg zainteresowań pisma, eksplorować nowe obszary, pozyskiwać nowych współpracowników, słowem: być otwartym na to, co nowe, przy jednoczesnym szacunku dla tradycji (zarówno tradycji pisma, jak i tradycji teatralno-kulturalnej). [...] Warto szukać punktów przecięcia, zaskakujących spotkań.”. Takich właśnie idei oraz młodzieńczego entuzjazmu, wytrwałości i sukcesów w ich realizacji należy życzyć „Scenie” z okazji jej setnych urodzin. Oby z każdym kolejnym rokiem jej pozycja na rynku wydawniczym była silniejsza.
Omawiane pisma: „Scena”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt