Witryna Czasopism.pl

nr 2 (204)
z dnia 20 stycznia 2008
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

KU PAMIĘCI

Jak się te lata mylą!
Ej, biegną jak konie kare.


Lata się mylą i biegną – nie tylko zresztą Gałczyńskiemu. Nie potrafią zniknąć, bo my nie pozwalamy im odejść, przeżywając lub tylko przyzywając je wciąż na nowo. Przyzywamy bowiem prócz tego, co nasze osobiście, równie często to, co nasze – grupowo, narodowo, ludzko.

Medializacji pamięci w kulturze współczesnej poświęcony jest bardzo ciekawy numer kwartalnika „Kultura Współczesna” 3 (53) 2007, medializacji i rolom, jakie poszczególne nośniki pamięci (wystawy historyczne, literatura, wirtualne muzea itp.) odgrywają w tym procesie. Zagadnienie jest, oczywiście, szersze (ogromne!), nic dziwnego zatem, że niezbędne okazują się odwołania do tak problematycznych kategorii jak: przeszłość, teraźniejszość, historia czy prawda. Ale właśnie osadzenie pamięci w tak szerokim kontekście badawczym wydaje się niezbędne do lepszego zrozumienia, w jak wiele wzajemnie zależnych od siebie mechanizmów wikła nas życie. Bo czy nie jest tak, że świadomie jestem właśnie tym, o czym pamiętam lub o czym zapomnę? Zwracał na to uwagę Leszek Kołakowski w jednym ze swoich Mini wykładów o maxi sprawach, zauważając, że gdyby nie pamięć (w tym wypadku zbiorowa), nie wiedzielibyśmy nawet, że jesteśmy ludźmi. Zatem gdy przepadnę ja, przepadną ze mną moja pamięć i moje zapomnienie (a przepaść one muszą, bowiem jednostkowej i indywidualnej pamięci nie sprosta nikt inny prócz mnie). Nie przepadnie jednak historia zbiorowa ludzkości.

Nasze są listopady, grudnie i stycznie. Nasze są apele i obchody rocznicowe. I to ten właśnie aspekt polityki historycznej państwa, choć cokolwiek anachroniczny, wydaje się obecnie najbardziej widoczny: upamiętnianie wydarzeń jako napominanie społeczeństwa. Skoro zatem nie wolno nam zapomnieć, to właśnie teraz zapytajmy: w jaki właściwie sposób pamiętamy?

Historia niejedno ma imię (czytaj: niejedną interpretację), nie ma bowiem możliwości, żeby istniała w naszej świadomości w czystej formie, niezapośredniczona przez żaden środek przekazu, niepodporządkowana jakimś celom. Celom, oczywiście, mniej lub bardziej świadomym, mniej lub bardziej osobistym. O tym pisze w swoim tekście Medializacja i mediatyzacja pamięci – nośniki pamięci i ich rola w kształtowaniu pamięci przeszłości Bartosz Korzeniewski (który jest autorem koncepcji całego numeru „Kultury Współczesnej”). Proponuje on między innymi rozróżnienie medializacji pamięci na jej znaczenie wąskie i szerokie (czyli mediatyzację). Stara się także pokazać, jak wiele aspektów niesie ze sobą nierozerwalny związek pamięci z mediami. Bowiem to dzięki mediom właśnie (od języka, przez pismo, druk, fotografię, film) przeszłość przestaje być samą ulotnością, a zyskuje „materialne podłoże”, na którym może już stabilniej zaistnieć, ba, może również w ich obrębie być modelowana. Autor zwraca tutaj uwagę na pewien szczególny moment – przejścia, przeniesienia – choćby tylko jednostkowego wspomnienia „z pamięci autobiograficznej do kolektywnej” – a odbyć się to może jedynie dzięki mediom, nośnikom pamięci. Nie można jednak zapominać, że jest to mechanizm dwustronny – obraz przeszłości uzależnia się bowiem od charakterystycznych form, w obrębie których poszczególne media funkcjonują.


Próba streszczenia tutaj artykułu Korzeniewskiego byłaby równoznaczna z jego spłyceniem (wczytać się w niego zdecydowanie warto i polecam), dlatego zarzucam ten proceder, przywołując jeszcze na zakończenie jedną z podstawowych tez autora. Medializacja pamięci nie jest sprawą czysto teoretyczną – ma swoje widoczne ucieleśnienia chociażby w postaci całkiem już dotykalnych nowoczesnych muzeów, w których wyciągnięto wnioski ze zmian, jakie w świadomości nas wszystkich dokonała i ciągle dokonuje postępująca technicyzacja.

Dobrym tego przykładem może być Muzeum Powstania Warszawskiego, o którym pisze Iwona Kurz (Przepisywanie pamięci: przypadek Muzeum Powstania Warszawskiego). Autorka poddaje analizie nie tylko samą działalność muzeum jako instytucji, ale w ogóle koncepcję jego jednostkowego istnienia na tle polskich historycznych uwarunkowań. Powstanie Warszawskie, zakłamywane i spychane poza nawias politycznego dyskursu w okresie PRL-u, nie zniknęło jednak nigdy ze świadomości narodowej. Dlatego też rola muzeum nie polegała wcale na przywracaniu Polakom pamięci tego zdarzenia, tylko raczej na jej przepisaniu. Kurz widzi w muzeum instytucję totalną, gromadzącą treści, eksponaty, ale i wszystkie możliwe media, widzi w nim w końcu: „metamuzeum nośników historii czy pamięci”. Zauważa też, że właśnie w takim środowisku – oddziałującym na wszystkie zmysły – możliwe stało się „przepisanie obowiązującej narracji” na temat Powstania na nowy nośnik, którego siłą jest brak jednorodności. Autorka dostrzega jednoznaczny przekaz, kryjący się za tymi praktykami. Skoro nawet tak pierwotne medium, jakim jest język, nie może się wyzbyć własnych ocen i uprzedzeń w żadnym opisie, to nie uczynią też tego inne media. Nie da się. Ktoś zawsze będzie autorem. Gdzież więc jesteś, goły fakcie?


Świadoma iluzji obiektywizmu jest też Hanna Gosk (jak zwykle ciekawy tekst Jak pamięta się wielką historię i jak się o niej opowiada w prozie XX wieku), która na pamięć patrzy z perspektywy badacza literatury. Nietrudno jest zgodzić się z ogólnym stwierdzeniem, że pamięć jest czymś, co nas wyodrębnia, charakteryzuje i określa – tak jednostkowo, jak i zbiorowo (stąd też jest nierozerwalnie związana z tożsamością – również narodową). Ale niedobrze jest się zatrzymać w tym miejscu. Gosk zwraca bowiem uwagę na nieprzystawalność czy wręcz skonfliktowanie poszczególnych dyskursów w obrębie jednej wspólnotowej pamięci. Wskazuje jednak na ludzką pamięć jako na coś, co ze względu na swój bezpretensjonalny charakter można przeciwstawić zmediatyzowanym przekazom. Pamięć nie próbuje rościć sobie praw do obiektywizmu, wręcz przeciwnie – jest emocjonalna, nieciągła, fragmentaryczna. Ale właśnie dzięki temu w zapisie staje się interesującym polem do badań. Zapis taki pokazuje (szczególnie jeśli dotyczy wydarzeń historycznych, ogólnie znanych), jaką drogę przebywa dane zdarzenie, choć może lepiej byłoby powiedzieć: przez jakie filtry przechodzi, żeby zaistnieć „na papierze”. Co jednak charakterystyczne, filtrem takim jest również sam zapis.

Na zakończenie odwołam się do historii, tym razem języka polskiego (jednak nie dla harmonii tekstu, a dla dysonansu) i przypomnę, że dawniej wyrazy 'zapomnieć' i 'zapamiętać' były synonimami (w znaczeniu 'puścić w niepamięć').

Małgorzata Nadwadowska

Omawiane pisma: „Kultura Współczesna”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
W STRONĘ CZYTELNIKA… W KTÓRĄ STRONĘ?
Może się zacznie robić ciekawie…
NA LEWO OD DARMSTADT

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt