nr 23 (201)
z dnia 5 grudnia 2007
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | teraz o… | autorzy | archiwum
Wszyscy znają zapewne to dodające entuzjazmu i wiary niemożliwe poczucie, które towarzyszy młodości i wydaje się jej cechą immanentną. W końcu „wiara przenosi góry”, lecz z drugiej strony: „dobrymi intencjami jest piekło wybrukowane”. Większość młodych redaktorów, zachłyśnięta swobodą panującą na rynku wydawniczym (masz pomysł i pieniądze = możesz stworzyć pismo lub współuczestniczyć w procesie jego powstawania, określania formuły etc.), kreuje własne przestrzenie wypowiedzi, dotykające nie szarej, utaplanej w codzienności, egzystencji, lecz wręcz przeciwnie, decyduje się na asystowanie przy narodzinach pism z wysokiej półki, specjalistycznych, niszowych – etykiety mogą być tu bardzo różne. Ów proces akuszerski nierzadko jest bolesny i długi, naznaczony walką z rozmaitymi przeciwnościami losu. Lecz jednocześnie towarzyszy mu niezwykła satysfakcja i radość: tworzymy przecież coś całkiem naszego, od podstaw, zapraszamy wybranych współpracowników, często przyjaciół. Mogą mieć oni zróżnicowany background, dzięki czemu opracowujemy strategię PR pisma, a także kolejną rzecz podstawową – jego layout.
Moja sytuacja była inna. Trafiłam – z pozoru przez przypadek, który po raz kolejny potwierdził moją intuicję, że w życiu nic nie dzieje się przypadkowo – do tzw. pisma z tradycjami. „Scena”, czyli pismo poświęcone kulturze i edukacji teatralnej, ukazuje się od – bagatela! – 1908 roku. Początkowo rejestrowało życie teatralne ruchu amatorskiego, rodzącego się na wsi, wśród „ludu”. Jego poprzednikami były: „Poradnik teatrów i chórów włościańskich” oraz „Teatr Ludowy – miesięcznik organizacyjny teatrów ludowych w Polsce” (kto ciekaw wątku historycznego, zapraszamy na naszą stronę internetową oraz do lektury pisma: w każdym numerze znajduje się dział zatytułowany Z historii TKT, od wielu miesięcy szczególnie rozbudowany w związku z obchodami setnej rocznicy powstania Towarzystwa Kultury Teatralnej – pomysłodawcy oraz wydawcy kolejnych inkarnacji „Sceny”). Nowa „Scena” narodziła się w 1979 roku, zyskując podtytuł: „miesięcznik społecznego ruchu teatralnego”, który zapewnić miał kontynuację tematów związanych z amatorskim tworzeniem teatru i krzewieniem idei pracy teatralnej: na wsi, w małych miejscowościach, w domach kultury, przy ogromnym nakładzie sił i środków instruktorów teatralnych i późniejszych animatorów kultury. Kolejna odsłona pisma to rok 1997, gdy prof. Lech Śliwonik – od wielu lat prezes ogólnopolskiego Towarzystwa Kultury Teatralnej i Wykładowca Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie, postanowił „Scenę” reaktywować. Do współpracy w tworzeniu nowego oblicza „Sceny” zaprosił Grzegorza Janikowskiego (wykładowcę tej samej uczelni, zarazem redaktora najstarszego pisma teatralno-historycznego w Polsce, czyli „Pamiętnika Teatralnego”), a w kolejnych latach także Michała Kasperowicza, Jana Zdziarskiego (związanego z uczelnią oraz TKT) i Alinę Czyżewską (aktorkę nurtu alternatywnego, związaną z TKT). W tym czasie „Scena” starała się kontynuować i pogłębiać zainteresowanie amatorskim ruchem teatralnym: teatrem wiejskim (stały dział dotyczący Sejmików Teatrów Wsi Polskiej), szkolnym, alternatywnym itd. Jednocześnie zyskała status pisma szkolnego (redaktor naczelny przez wiele lat pełnił bowiem również funkcję dziekana WoT-u, obecnie kończy drugą kadencję na stanowisku rektora całej uczelni), dając szansę na debiut młodszym i starszym ludziom związanym z uczelnią. To właśnie tutaj mogli przyjść z propozycją tekstu, wywiadu, opublikować fragment tzw. „połówki” (czyli istniejącej jedynie na WoC-ie pracy półmagisterskiej, pisanej na półmetku studiów stacjonarnych – dopiero obecny rocznik doświadczy błogosławionej możliwości napisania i obrony licencjatu, w który przekształcą się „połówki”). Stałe miejsce pismo poświęcało – i wciąż to czyni – teatralnej alternatywie (obecnej i historycznej, obrosłej już legendą), co jest zasługą redaktora naczelnego, który od wczesnych lat młodości spotykał się z tym teatrem i jego twórcami, upowszechniając własne pasje i zapraszając do współdziałania („współpisania”) innych pasjonatów.
Pismo w obecnych kształcie posiada więc olbrzymią tradycję, która w równym stopniu stanowi jego zaletę, jak i obciążenie. Trafiłam do redakcji „Sceny” w sposób dość prosty: podczas jednych z zajęć z prof. Śliwonikiem (na III roku – już nie istnieją) zapoznawaliśmy się z historią pisma, a nasze zadanie polegało na proponowaniu tematów własnych tekstów i ich napisaniu. Większość studentów z mojego roku nie miała żadnego pomysłu lub na początku wydawała się bardzo do pomysłu zapalona, lecz wkrótce o nim zapominała. Ja natomiast byłam chętna do przeprowadzenia wywiadu ze nieżyjącym już, niestety, Pawłem Konicem, który odchodził właśnie z warszawskiego Teatru Małego do Teatru Telewizji. Plany i projekty kolejnych artykułów pojawiały się już same – inspiracji nigdy nie brakowało (zwłaszcza że równolegle z możliwością pisania o teatrze zainteresowałam się praktyczną pracą z pogranicza teatru, ruchu i tańca, a „Scena” wydaje się idealnym miejscem dla tematów łączących, często się przenikające – na Akademii Teatralnej w sposób szczególnie widoczny – oba wymiary teatru: teoretyczny i praktyczny). Na wiosnę 2004 roku zaczęłam więc moją współpracę ze „Sceną”, w skład redakcji weszłam natomiast w grudniu 2005 roku, po wielomiesięcznej przerwie w wydawaniu pisma (problemy ekonomiczne etc.). Od samego początku zmagam się tu z wieloma problemami, które pokrótce postaram się nakreślić. Mój początkowy entuzjazm nie wygasł bowiem całkowicie, ale został częściowo stłumiony. Powoli uświadamiam sobie, że praca ta może być miłym i całkiem pożytecznym hobby, natomiast z całą pewnością nie może stanowić źródła – czy choćby jednego ze źródeł – utrzymania. Honoraria za teksty są rzeczą dodatkową, każdy, szczególnie tuż po studiach, potrzebuje finansowej stabilizacji i samodzielności. Niestety, oczekiwania i plany to jedno, a realne życie i możliwości – drugie. W przypadku pism fachowych ten problem pojawia się zapewne niejednokrotnie.
Pierwsze zagadnienie, które chcę poruszyć, dotyczy finansów: wydawcą pisma jest Towarzystwo Kultury Teatralnej, a fundusze na „Scenę” pochodzą z dotacji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – co roku trzeba więc ponawiać prośby o dofinansowanie. Ostatnimi czasy otrzymujemy mniejsze wsparcie, a więc „Scena” nieubłaganie z dwumiesięcznika przekształca się w kwartalnik, choć będziemy dążyć do tego, by przywrócić poprzedni cykl wydawniczy. W działaniach PR, związanych z promocją pisma, poszerzaniem kręgu jego odbiorców, ewentualnym pozyskaniem reklamodawców (których, ze względu na specyfikę pisma, jak na razie nie posiadamy), jesteśmy więc mocno ograniczeni uwarunkowaniami ekonomicznymi. W przeciwieństwie do innych branżowych pism teatralnych nie obejmuje nas patronat wydawniczy Biblioteki Narodowej (obejmuje za to „Dialog” i nowy „Teatr”), nie znaleźliśmy wspomagającego wydawcy (jak znalazły „Didaskalia”, wydawane obecnie we współpracy z wrocławskim Instytutem Grotowskiego). Podobne zmiany wydają się w tej chwili niemożliwe, ponieważ pismo strukturalnie jest zbyt mocno związane z Towarzystwem Kultury Teatralnej (a jego zawartość spełnia częściowo cele statutowe TKT).
Zagadnieniom ekonomicznym towarzyszy problem z odbiorcą pisma. Według redaktora naczelnego „Scena” przeznaczona jest dla laików lub teatralnych amatorów, ja natomiast mam wrażenie, że wpisujemy się w nurt tzw. pism profesjonalnych, branżowych, adresowanych do ludzi z pewną świadomością kulturalną, nawet jeśli w życiu teatralnym nie posiadają oni podobnego rozeznania (choć spora część odbiorców to także teatralni entuzjaści). Niewątpliwie czytają nas osoby spoza środowiska, a także działacze związani z TKT i osoby praktycznie zajmujące się teatrem: zarówno amatorsko (szkoły, domy kultury), jak i profesjonalnie (teatry, uczelnie, a więc studenci, wykładowcy, aktorzy, reżyserzy). Dlatego wydaje mi się, że warto poszerzać krąg zainteresowań pisma, eksplorować nowe obszary, pozyskiwać nowych współpracowników, słowem: być otwartym na to, co nowe, przy jednoczesnym szacunku dla tradycji (zarówno tradycji pisma, jak i tradycji kulturalno-teatralnej). Należy więc zrównoważyć skupienie się na zjawiskach nowych, nadal poświęcając uwagę historii i temu, co z tradycji wyrasta. Warto szukać punktów przecięcia, zaskakujących spotkań. Rozwój pisma widzę zatem jako ewolucję, a nie rewolucję. Chciałabym, aby „Scena” nie zatraciła swojej tradycji i części dawnego charakteru, lecz potrafiła znaleźć złoty środek i była żywym pismem, aktywnie rejestrującym polskie (lecz nie tylko) życie teatralno-kulturalne. Pragnęłabym, by silniej zaznaczała się jej obecność na wyższych uczelniach, w teatrach, instytucjach kultury, by stała się bardziej widoczna podczas imprez kulturalnych. Problemem znów okazują się finanse: aby przeprowadzić konsekwentną i spójną reformę pisma, niezbędne są odpowiednie fundusze, a nasza redakcja funkcjonuje społecznie.
Wprowadzenie w życie wszystkich planów jest więc niezwykle trudne i wymaga niebywałej determinacji. Będziemy się starać, aby „Scena” choć częściowo sprostała nowym czasom, czyli obecnej rzeczywistości, zarówno w znaczeniu ponownego odnalezienia się na rynku wydawniczym, jak i wśród problematyki kulturalnej, stając się dla czytelników jak najbardziej atrakcyjną.
Podsumowując: jako najmłodszy członek redakcji nie mam łatwego zadania, gdyż zarówno redaktor naczelny, prof. Lech Śliwonik, jak i sekretarz – Jan Zdziarski, wydają się bardzo przywiązani do poprzedniego oblicza „Sceny”. Szanuję tę tradycję i staram się wprowadzać zmiany powoli, przekonując o konieczności odświeżenia formuły „Sceny” – tak jednak, by zachować jej najcenniejsze cechy dystynktywne – pochodzące sprzed lat i znajdujące w niej swoją kontynuację, lecz i rozwinięcie. Co więcej, część starszych pomysłów, zarzuconych, chciałabym przywrócić (m.in. znakomity dział felietonów i stały dział dotyczący książek). Wierzę, że wiele z pomysłów da się wprowadzić w życie: najważniejsze, by widzieć sens tej pracy, a potwierdzić go może przede wszystkim odbiorca. Dlatego – w trosce o dotychczasowych czytelników, a także chcąc stale powiększać ich grono – przymierzamy się do zmiany szaty graficznej pisma, gdyż obecna, choć mocno wrośnięta w tradycję, wydaje się zupełnie anachroniczna. Jednak – podobnie jak w innych kwestiach – należy tu znaleźć złoty środek, a nawet przystać na drogę kompromisu i negocjacji. Wierzę, że warto.
PS. To, czy moje pomysły uda się urzeczywistnić – zobaczą (i ocenią) czytelnicy. Byłabym ogromnie wdzięczna za wszelkie uwagi dotyczące pisma, a także za propozycje (również tekstowe), na które czekam pod naszym redakcyjnym adresem mailowym: tkt@tkt.art.pl. Można również pisać na mój bezpośredni adres: julia.hoczyk@gmail.com.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt