Witryna Czasopism.pl

nr 23 (201)
z dnia 5 grudnia 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

POPULARYZOWAĆ, POPULARYZOWAĆ I JESZCZE RAZ POPULARYZOWAĆ!

Polskie środowisko miłośników komiksu jest bardzo mocno związane ze środowiskiem miłośników fantastyki. Nie sposób przecenić wkładu w rozwój postrzegania medium takich pism jak „Fantastyka” (później „Nowa Fantastyka”) oraz takich osób jak Maciej Parowski, Piotr W. Cholewa czy Tomasz Kołodziejczak. Czytelnicy fantastyki zawsze najcieplej odnosili się do komiksu, w periodykach do nich skierowanych pojawiały się komiksy i publicystyka ich dotycząca, wtedy gdy „normalne” czasopisma unikały tego medium jak ognia. Teraz wszystko się zmienia, historyjki obrazkowe pojawiają się w ogólnopolskiej prasie, recenzje nowości są stałym punktem w „Przekroju” czy „Dzienniku”. Nie dziwi więc fakt, że opowieściom graficznym został poświęcony trzynasty numer „Czasu Fantastyki – Dwumiesięcznika dla zaawansowanych”.

„Czas Fantastyki”, którego redaktorem naczelnym jest Parowski, stanowi uzupełnienie „Nowej Fantastyki”. Skupia się on głównie na publikacji tekstów krytycznych, szkiców i analiz przeznaczonych dla bardziej zainteresowanego tematem czytelnika, któremu zawartość szerzej znanego (i bardziej komercyjnego) miesięcznika (NF) nie wystarcza. Tym razem na warsztat wzięto komiks, który opisywany jest od różnych stron. Pojawiają się zarówno teksty o ekranizacjach komiksów, analizy porównawcze poszczególnych tytułów, szkice o konkretnej serii i jej twórcach, omówienia wycinka (dość sporego zresztą) badań „komiksologicznych” oraz numerów czasopism nie-komiksowych poświęconych komiksowym opowieściom. Każdy (no, może prawie każdy) z tych tekstów łączy ze sobą akcent kładziony na popularyzację komiksu w Polsce, docenienie wartości artystycznej i wydobycie z kulturowego getta.

Komiks jest wciąż w Polsce postrzegany jako medium niższego sortu, skierowane głównie do dzieci, o niskiej jakości zarówno warstwy tekstowej, jak i graficznej. Za wyraźny sygnał tej sytuacji należy uznać np. pytania, które zadają niezorientowani w temacie dziennikarze ludziom z komiksem związanym: „Czy komiks jest »sztuką«?”, „Co czytać najpierw? Tekst czy rysunki?”, które ewidentnie świadczą o nieznajomości specyfiki języka komiksu oraz o marginalizowaniu tegoż. Chociaż skoro funkcjonowanie komiksu w kulturze jako „sztuki” jest stale podawane w wątpliwość, to czy nie powinno się zakwestionować istnienia „sztuki” w ogóle? Antagoniści często podpierają swe ataki na „status sztuki” komiksu niską jakością artystyczną poszczególnych tytułów, co tylko świadczy o ich ignorancji. Czy w takim razie należy ze skutkiem natychmiastowym przestać nazywać „sztuką” film, skoro istnieją południowoamerykańskie telenowele czy Świat według Kiepskich? Czy fakt publikacji Sagi o ludziach lodu uniemożliwia traktowanie literatury jako „sztuki”? Komiks tak jak każda inna twórczość „sztuką bywa”, gdyż w jego obrębie zdarzają się zarówno dzieła wybitne, jak i pozbawione większej wartości.

Teksty pro-komiksowe opublikowane w najnowszym „Czasie Fantastyki” [4 (13) 2007] reprezentują spojrzenia na zjawisko z różnych perspektyw. Większość autorów stara się podkreślać wartość artystyczną, intelektualną i estetyczną. Grażyna Grajewska w tekście Labirynty komiksów historycznych wpisuje komiksy w teorię labiryntów Paolo Santarcangieliego i udowadnia, jak skomplikowaną mogą mieć strukturę. Dobór tytułów jest bardzo trafny. Hiroszima 1945. Bosonogi Gen; Maus. Opowieść ocalałego; Achtung Zelig! Druga wojna – nie dość, że stanowią przykłady różnych typów „labiryntów”, to obracają się w bardzo poważnym i trudnym spectrum tematycznym oraz reprezentują trzy gatunki komiksu (kolejno – obyczajowa manga, komiks undergroundowy, komiks artystyczny). Dodatkowo każdy z tytułów pochodzi z innego regionu geograficznego (jak bardzo umowny by ten podział nie był), a więc są przykładami komiksu azjatyckiego, amerykańskiego i europejskiego.

Dwa teksty Waldemara Miaśkiewicza to napisana nieco luźniejszym językiem publicystyka, również bardzo ciepło odnosząca się do komiksu. W pierwszym z nich (Ostry koleś) autor opisuje zawiłe i pogmatwane losy Jeża Jerzego oraz ojców tego bohatera: scenarzysty Rafała Skarżyckiego i rysownika Tomasza Lwa Leśniaka. Ich droga do obecnej pozycji „gwiazd” (cudzysłów użyty celowo – gwiazdy na polskim rynku komiksowym, to jakieś 2–3 tys. nakładu albumu, a to wielkość zaiste nikła w porównaniu do nakładów bestsellerów książkowych) jest materiałem poglądowym na to, jak wygląda i na jakich zasadach funkcjonuje „przemysł” komiksowy widziany od strony twórcy. Zaś drugi tekst (Romans z komiksem) zawiera omówienie numerów „Frondy” i „[fo:pa]”, poświęconych historiom obrazkowym.

Wojciech Birek, uznany scenarzysta komiksowy, autor pracy doktorskiej traktującej o tym medium (nosi ona tytuł Główne problemy teorii komiksu), organizator wielu imprez, a także tłumacz (np. Thorgala), opisując łódzkie sympozja „komiksologiczne” w Niewidzialnej nauce – o łódzkich sympozjach komiksologicznych, przybliża nieco sytuację badań „komiksologicznych” w Polsce. Tu ponownie pojawia się problem niedoceniania historii obrazkowych jako sztuki oraz znikomego zainteresowania środowisk naukowych komiksem jako potencjalnym przedmiotem badań. Jak słusznie zauważa autor, uczestnicy sympozjów to w większości fascynaci komiksowi, w pracy naukowej zajmujący się jednak czymś innym. Birek zwraca uwagę na specyficzny styl organizacji sympozjum i lekkie, ale dość agresywne w swej wymowie zadęcie organizatora, wynikające prawdopodobnie z faktu niemożności wydostania się z kulturowego getta. Jednym z założeń sympozjum jest wymiana rezultatów poszukiwań „komiksologicznych” przez badaczy. Jednak dopóki nie powstaną ośrodki zajmujące się badaniami komiksu, dopóty „komiksologia” w Polsce będzie jedynie „niewidzialną nauką” interesującą wąskie grono badaczy i czytelników. Tak ważne wydarzenia jak łódzkie sympozja, rzadkie premiery specjalistycznych książek czy numery czasopism poświęcone komiksowi, powinny być podbudowane bazą w postaci zajęć na uczelniach humanistycznych i artystycznych. Niekoniecznie musiałyby to być zajęcia z komiksu, można by to spiąć klamrą „kultury popularnej” i choćby na poziomie podstawowym zapoznawać studentów ze strukturą, historią i regułami fantastyki, gier komputerowych czy komiksu. Nie można wiecznie udawać, że kultura popularna nie istnieje.

Najważniejszym tekstem w tym wydaniu „Czasu Fantastyki” jest wszakże w niewielkiej części poruszający tematy komiksowe wywiad z Tomaszem Kołodziejczakiem, pisarzem, publicystą i wydawcą komiksów: Gdy mam mało pracy, to wymyślam nową. Podczas rozmowy (przeprowadzonej przez Joannę Kułakowską i Łukasza M. Wiśniewskiego) przepytywany opowiada o czasach, gdy krajowa fantastyka jeszcze raczkowała i co ciekawe, ten opis wydaje się analogiczny do obecnej sytuacji komiksu w Polsce. Oczywiście, były to inne realia, dzisiaj nie ma już tylu ograniczeń i utrudnień. Jednak niektóre aspekty charakterystyczne dla zamkniętych środowisk można zaobserwować w obu przypadkach. Kołodziejczak wspomina, że w pewnym okresie to publikacja w „Fantastyce” pozwalała zaistnieć, a ówczesny rynek kształtowany był przez gust jej redaktora. W przypadku komiksów jest bardzo podobnie – liczy się publikacja w „dużym” (cudzysłów użyty z podobnych powodów, jak w przypadku słowa „gwiazda”) nakładzie, w jednym z kilku liczących się wydawnictw. Kołodziejczak jest redaktorem naczelnym największego z nich. To jego gust przez pewien czas decydował o kierunku rozwoju rynku (w środowisku komiksowym przyjęło się używać określenia „ryneczek”), jak sam zresztą nieraz przyznawał – wydawał komiksy, które mu się podobały. Teraz czysta ekonomia zdaje się być najważniejszym czynnikiem kształtującym rynek. Tak jak niegdyś atakowany był Parowski, dzisiaj podobnie atakowany jest Kołodziejczak – role się odwróciły. Obecna sytuacja komiksu jest zbliżona do dawnej sytuacji fantastyki, pozostaje mieć nadzieję, że rozwinie się również w podobny sposób.

Niestety, o ile przywołane dotąd przeze mnie teksty odnosiły się do omawianego przedmiotu w sposób fachowy, ale i niepozbawiony sympatii, o tyle ostatni artykuł jest jednym wielkim nieporozumieniem. Arkadiusz Grzegorzak w Komiksie i kinie prezentuje masę uprzedzeń, z jakimi walczyć muszą miłośnicy komiksu. Autor rozpacza, że ekranizowane komiksy z nurtu superbohaterskiego pochłaniają fundusze na rzekomą ekranizację poszczególnych (wybitnych) pozycji z kanonu fantastyki. Dowiedzieć się można również, które komiksy są głupie, ale na szczęście Grzegorzak wymienia także te nieliczne „wymagające, artystyczne, »funkykovalowskie«”. I tutaj z Grzegorzakiem nie sposób się zgodzić. O ile trafnie zauważa, że faktycznie istnieją komiksy wymagające i artystyczne, o tyle zestawienie tych dwóch określeń z Funky Kovalem (scenarzystą tego komiksu jest Parowski – redaktor naczelny „Czasu Fantastyki”) to już dość spore nadużycie. Skoro Grzegorzak utożsamia bardzo udany, ale jednak typowo „mainstreamowy” komiks z wymienionymi cechami, to nie mogą dziwić bzdury i rażące uogólnienia, które wypisuje we wcześniejszych akapitach.

Cieszą mnie takie inicjatywy, jak opisywany numer „Czasu Fantastyki”, mimo że nie są pozbawione wad. Optymizmem nastraja jednak fakt, że dobre strony komiksu odkrywają, doceniają i opisują ludzie niezwiązani ze środowiskiem. Cieszy również to, że o komiksie przestaje się (choć przykład tekstu Grzegorzaka nieco temu przeczy) pisać po łebkach, z niechęcią i bez przygotowania merytorycznego. Czyżbyśmy zbliżali się do upragnionej normalności?

Daniel Gizicki

Omawiane pisma: „Czas Fantastyki”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
RAZ JESZCZE O FANTASTYCZNYM GETCIE
NA WSCHÓD OD CZASU
KRAJOBRAZ MIEJSKI

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt