Witryna Czasopism.pl

Nr 23-24 (140-141)
z dnia 20 sierpnia 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

O MIŁOŚCI BEZ PRZESADY

Ostatnia litera w nazwie „charaktery” to „y”. Autor okładki czasopisma o tym samym tytule umiejętnie wykorzystał tę okoliczność: w ogonku litery „y” umieścił wiadomość, że „Charaktery” to „magazyn psychologiczny dla każdego”. Dla każdego, a więc również dla Państwa i dla mnie. Dobra to zachęta, aby zajrzeć do ostatnio wydanego numeru tego miesięcznika (8/2005). Rzeczy wartych lektury w sierpniowych „Charakterach” znajdzie się niemało. Mnie wszakże starczy tutaj miejsca tylko na omówienie jednego artykułu, a to dlatego, że sprawa z nim nie jest prosta. Po kolei jednak.

Artykuł ma tytuł Ślubuję cię kochać. Te trzy wyrazy przykuły moją uwagę, bo słówko ze środka, czyli zaimek „cię”, zapisano tu małą literą. Można niekiedy odnieść wrażenie, że z polszczyzny eksmitowano już „cię”, wykolegowane przez „Cię”, co – jak uspokajają „Charaktery” – nie jest prawdą. Ta druga postać słówka winna pojawiać się w okolicznościach szczególnych, zwłaszcza gdy chcemy komuś okazać szacunek. A widzimy ją również np. w reklamach prasowych (czyli w okolicznościach nieszczególnych), co niby nas nobilituje, mnie wszakże denerwuje, gdyż za „Cię” nie kryję się tu „ja”, tylko fantomowy „target” (i to jemu, nie mnie, reklama oddaje honory, a to niegrzecznie). Zaimki osobowe stale z wielkiej litery to domena Pisma Świętego i samego Boga, tego więc się trzymajmy, wyjątki stosując z umiarem. Tak właśnie robi Lidia Mieścicka, autorka omawianego artykułu z „Charakterów”: pisze z umiarem, nie tylko zresztą ortograficznym.

Nie powiedziałem jeszcze, o czym opowiada artykuł Mieścickiej, lecz Czytelnik mógł się tego domyślić po tytule niniejszego omówienia, w części pożyczonym z wiersza Wisławy Szymborskiej. Szymborska pisała bez przesady o śmierci, Mieścicka pisze w podobny sposób o miłości. Miłosny temat – choć wyjątkowo popularny – nie zdezaktualizował się, ponieważ odpowiedzi na pytanie, jak działa miłość i co z tego wynika, potrzebują stałego odświeżania. Mieścicka pyta w pierwszym rzędzie o miłość małżeńską, co można (ale nie trzeba) potraktować jako z lekka passé, mnie jednak rozważania autorki urzekły i przekonały.

„Uczciwość małżeńska oznacza, że...” – urwałem, bo ważny jest sam zacytowany początek zdania. Wzmiankuje się tu, że powtórzę, uczciwość małżeńską, a to liczy się szczególnie wtedy, gdy rzeczownik „uczciwość” i przymiotnik „małżeński” zaczynają trącić myszką (autorka nie bez słuszności pisze, że „o uczciwości małżeńskiej nieczęsto się mówi”). Na rzeczoną uczciwość w sferze języka czyhają zagrożenia dwustronne: tam, gdzie się o niej zapomina, i tam, gdzie się nią szasta w mowach natchnionych, lecz często, łagodnie mówiąc, niemądrych. Problem ten znamy wszyscy, gdy chcemy o czymś ważnym powiedzieć naprawdę – wtedy niełatwo znaleźć nam odpowiedni po temu język (jeśli wszakże znalezienie języka przychodzi łatwo, to jest to albo duże szczęście, albo hochsztaplerstwo). W finale ostatniego jak dotąd filmu Kena Loacha młody mężczyzna wypytuje swoją ukochaną (jeszcze nie małżonkę) czy na starość go nie porzuci (nie skrzywdzi, nie odtrąci...), na co ona odpowiada z ironicznym, acz miłym uśmiechem, że na pewno tak (skrzywdzi, odtrąci...). Gdyby rzekła ze śmiertelną powagą, że nie (absolutnie nie odtrąci, nie skrzywdzi), końcowa scena filmu nabrałaby nieznośnej ciężkości i straciła na sile przekonywania. A w tym wypadku najlepszym potwierdzeniem uczucia, jakie dziewczyna ma w sobie, okazuje się jej promienny uśmiech i poczucie humoru. W ten sposób Loach wypracował na własny użytek – przewrotny może – sposób mówienia o uczciwości małżeńskiej.

Rozkosze małżeństwa, jak uczciwość, wspólnota czy bliskość, nie przesłaniają w artykule z „Charakterów” tego, co w małżeństwie mniej rozkoszne, np. zobowiązań. Mieścicka pyta, jakie rzeczywiste pokrycie mają obietnice składane w czasie ceremonii zaślubin. „Do wierności i uczciwości można się zobowiązać. Z miłością jest inaczej (…)” – czytamy; nieco dalej znajdujemy kolejne pytanie: „Czy można się zobowiązać, że [miłość] nigdy nie zniknie?”. Proszę nie myśleć, że Mieścicka stara się podkopać i tak już dość nadwątlony zwyczaj zawierania związków małżeńskich. Według mnie autorka (lekarka i terapeutka pomagająca rodzinom i małżeństwom właśnie) doprasza się u przyszłych małżonków o rozwagę i rozsądek. Prosi, żeby nie obiecywali sobie za dużo ani za dużo nie przekreślali na wstępie. Cóż, gdyby wszyscy postępowali podług jej rad, zapewne straciłaby pracę.

Na koniec dopowiem, że Mieścicka więcej jednak zadaje pytań, niż daje odpowiedzi – „Charaktery” to w końcu nie poradnik dla zagubionych, lecz raczej zaproszenie do refleksji. Autorka nie chce, aby ludzie u progu małżeństwa wykonywali rachubę możliwych zysków i strat – liczy raczej na to, że kandydaci na oblubieńców i oblubienice (skądinąd nie tylko ślubnych czy ślubne) nie zapomną oprócz serc otworzyć także swoich głów.

Maciej Stroiński

Omawiane pisma: „Charaktery”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
ŹLE JEST…
NUDZI MI SIĘ, DIABLE...
felieton__CZYLI POMIDOR

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt