nr 19 (197)
z dnia 5 października 2007
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | teraz o… | autorzy | archiwum
Wychodzę z zamkniętego pokazu nowego filmu animowanego Mariusza Wilczyńskiego Kizi Mizi, którego światowa premiera odbyła się w nowojorskim MoMA, a europejska jeszcze przed nami, i myślę sobie, że temu twórcy się udało. Wciąż robi animacje, miał pokaz swoich filmów w tak szacownej instytucji, jaką jest Museum of Modern Art w Nowym Jorku, był nagradzany na wielu festiwalach, stale jest obecny w telewizji publicznej – od 2005 r. projektuje animowaną oprawę programu TVP Kultura. Urodził się w 1964 r., więc nie znalazł się w tomie Tekstylia bis, chociaż... stop, to wcale nie jest takie oczywiste. Bo, jak pisze Piotr Marecki we wstępie: „Problematyczne może się wydać zdefiniowanie młodej kultury. W większości wypadków redaktorzy podjęli decyzję o opisywaniu twórczości artystów urodzonych w latach 70. i 80. Ta granica nie odgrywa jednak szczególnej roli w zakresie sztuk, które angażują największe środki finansowe i udział dużej ilości osób, czyli filmu i teatru, głównie z powodu tzw. późnych debiutów (...).” (Co notabene świadczy o słabości takich podziałów). I rzeczywiście, w dziale film można znaleźć kilka osób urodzonych w latach 60. Żadna z nich nie jest jednak twórcą filmów animowanych. Być może redaktorzy działu uznali, że film animowany to skromne przedsięwzięcie, na które nie trzeba ani sztabu ludzi do pomocy, ani wielkich nakładów finansowych, a debiut właściwie zbiega się z realizacją etiudy dyplomowej. A jednak im dłużej się nad tym zastanawiam, tym dotkliwiej odczuwam brak Wilczyńskiego wśród innych nazwisk. Ten brak można by uznać nawet za emblematyczny. Bo kiedy przychodzi do wymienienia znanych twórców polskiej animacji ostatnich dekad, to okazuje się, że w miejscu na roczniki 60. jest dziura: Zbigniew (Zbig) Rybczyński, ur. 1950, Marek Skrobecki, ur. 1951, Zbigniew Kotecki, ur. 1952, Marek Serafiński, ur. 1954, Piotr Dumała, ur. 1956, ... i potem pierwsze nazwisko, jakie przychodzi nam do głowy, to Tomasz Bagiński, ur. 1976. Skąd ta wyrwa? Z pewnością częściowo wynika ona z ogólnej zapaści, jakiej doświadczył film animowany w latach transformacji, nie tylko wszak ustrojowej, bo i ekonomicznej, inna przyczyna to być może swoista prawidłowość, która rządzi filmem animowanym także i dziś: zadebiutować nie jest trudno, gorzej z utrzymaniem się w branży. Wielu młodych animatorów zostaje natychmiast wchłoniętych przez świat reklamy. Ponieważ muszą z czegoś żyć, zarzucają projekty artystyczne i zaczynają pracę w agencjach reklamowych. Poza dorobkiem w postaci etiud studenckich, no i czasem jednego filmu zrobionego po skończeniu szkoły, przygoda z animacją się kończy. Być może tak stało się z rocznikami 60., których ukończenie szkoły i debiut filmowy przypadał na lata 80. i początek 90. Ktoś spyta, skąd zatem aż 26 not biograficznych animatorów w Tekstyliach bis, czyżby w latach 70. i 80. obrodziło narodzinami filmowców i zmieniła się sytuacja na rynku? Nie wydaje się. Wynika to raczej z faktu, że redaktorom słownika łatwiej jest śledzić dokonania artystyczne z ostatniego czasu (odwiedzali festiwale, typu OFAFA, czy wręcz organizowali je), ale jest także związane z rewolucją technologiczną, która umożliwiła realizację projektów filmowych na domowym sprzęcie. Przywołajmy też formułę: „czas pokaże”; zobaczymy, ilu z wymienionych w Tekstyliach bis twórców animacji za kilka lat nadal będzie tworzyć i co z tego, co powstaje w takiej masie, będzie można uznać za wartościowy wkład w polską animację. Z listą obecności animatorów jest ten kłopot, że nie tak trudno stworzyć spis nazwisk, ale studentów, gorzej z listą twórców, którzy konsekwentnie kroczą raz obraną drogą. Dlatego raz jeszcze upomnę się o Wilczyńskiego.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt