Witryna Czasopism.pl

nr 16 (194)
z dnia 20 sierpnia 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

RACHU-CIACHU, PĘPOWINA!

Czytanie niszczy wzrok. Nie wszystkim, ale mnie zniszczyło (–3,25 dioptrii na prawym oku, a na lewym –4,5!). Czy żałuję? Jedynie w sytuacjach intymnych, gdy dobrze jest ściągnąć – między innymi – okulary, bo wadzą, a oczytanie też bywa zbędne. Dalekowidz w takich razach ma naprawdę kłopot, gdyż bez szkieł nic z bliska nie widzi. Krótkowidz, czyli ja, ma natomiast „używanie”, ponieważ widzi dobrze tylko z bliska... Soczewki kontaktowe, jak sądzę, wymyślono właśnie dla okularników w erotycznej opresji.


Tak więc czytanie szkodzi. Oglądanie również. Mimo to warto czytać i oglądać – żeby zabić nudę i nie zabić się. Widzieliście na przykład film pod tytułem Big Lebowski? To obejrzyjcie (dla krakowian: oglądnijcie), choćby ponownie! Zwłaszcza scenę, w której główny bohater, Jeffrey Lebowski „mniejszy”, zwany również Kolesiem, natyka się na żonę Jeffreya Lebowskiego „większego”, nimfomankę zwaną Bunny, która na leżaku plażowym oddaje się czynności zwanej pedicure. Bunny zachęca Jeffreya do „dmuchnięcia” (w oryginale: blow) na jej świeżo polakierowane paznokcie u stóp. Czyniąc to, Jeffrey wypytuje partnerkę rozmowy i „dmuchania” o widocznego na drugim planie mężczyznę, który dryfuje w basenie na materacu. Bunny odpowiada: „To nihilista. Ma wszystko gdzieś”. Po czym dorzuca: „Mogę ci obciągnąć za tysiąc dolarów”.


A teraz cięcie montażowe i przeskakujemy do spisu treści nowych „Tekstów Drugich” (3/2007). Zbliżenie na czwartą pozycję od góry: Michał Januszkiewicz, Różewicz – nihilista. Czyli Różewicz też ma wszystko gdzieś? Wywód w tej sprawie jest bardziej subtelny. Wpierw streszcza Januszkiewicz dyskusję literaturoznawców i krytyków o tym, czy Różewicz to nihilista, czy też moralista (przegląd cytatów i odniesień imponujący) – ale to tylko dla porządku i żeby nie gadali. Natomiast za Clue artykułu uznam woltę, jaką Januszkiewicz wykonuje później – i jest to takie dekonstrukcyjne „a kuku!”. Otóż okazuje się, że cały wielki i długi spór „nihilista – moralista” to lipa, ponieważ z Różewicza ani nihilista, ani moralista, tylko... tak jakby... i to, i to... naraz. Albowiem, cytuję, „nihilista jest właśnie moralistą”. Coś podobnego! Azali nie było powodu do sporu wcale? Niemożliwe! Możliwość ta staje się całkiem możliwa dzięki Nietzschemu i Heideggerowi – twierdzi Januszkiewicz. Mówiąc po ludzku: nihilizm Różewiczowski nie jest w kibolskim typie „rozwałka”, gdzie świat traci sens, bo mu go stłamszono. Nihilizm Różewicza jest w typie heroicznym („heroina”), gdzie wobec uprzedniej, wstępnej rozwałki człowiek próbuje coś wymodzić, żeby było dobrze. Nihilizując, moralizuje. Co delikatniejsi krytycy zarzucają Różewiczowi, że to on rozwalił (psuj, demolant!) – a on przecież tylko przejrzał na oczy... Bóg, faktycznie, umarł – oznajmia nihilista „drugiego typu”, oznajmia jednak nie po to, by przedrzeźniać, lecz by otrzeźwiać. Dla odróżnienia przypomnijmy „nihilistę” z Big Lebowskiego: śmierć Boga i basenowy Abgrund, czyli brak silnego fundamentu wodno-metafizycznego, przyjmuje on całkiem na luzie, czasem tylko posiłkując się agresywną łasiczką.


Przeciwieństwem postawy „na luzie” jest nerwica, czyli nieustająca „jazda po bandzie”. Jeśli ktoś nie wie, jak wygląda nerwicowiec, to niech zakupi nowy numer „Krytyki Politycznej” (13/2007), do którego dołączono płytę z czerwoną koszulką. Na płycie znajduje się filmowy zapis prawie półtoragodzinnej obecności neurotyka w redakcji „KP” i w okolicach. Mowa o Slavoju Žižku. Neuroza może być niezłym treningiem dla umysłu spekulatywnego, co w przypadku Žižka widać jak na dłoni. Niestety, neuroza unieszczęśliwia, co też widać. Žižek jest „u siebie”, gdy – skądinąd przeciekawie – przemawia i pisze, płoszy się zaś podczas zwykłej rozmowy. O co chodzi? Chodzi o lęk i dominację. Wykładając, neurotyk rozdaje karty, mówi, a reszta słucha. Nie boi się, bo „rządzi”. Zwykła rozmowa to natomiast medium egalitarne, a to w oczach nerwicowca oznacza, że każdy jej uczestnik po równi wystawiony jest na ciosy i wobec tego nigdy nic nie wiadomo. Neurotyk stara się tedy „przekierować energię”, chwyta się bezpiecznych błahostek niczym zbawiennej poręczy, tak jak Žižek na spacerze ze Sławomirem Sierakowskim, podczas którego komentuje zabudowę Warszawy po to, żeby nie mówić o czymś innym. Žižek „wsypuje się”, bo nikt przecież nie uwierzy w szczerość jego przejęcia tym bezdusznym miastem na Mazowszu. I tak to się kręci: z neurotykiem trudno złapać kontakt, bo on sam ma z tym problem, tj. ucieka przed samym sobą. Umysł jest jego bronią i zarazem trutką. Stąd w książkach Žižka te Freudy i Lacany – „z życia”, i stąd też ich (tych książek) ilościowy „zalew”: neurotyk, by „nie zwariować”, po prostu nie może sobie pozwolić na bezczynność, zatem jeśli jest twórcą, to tworzy taśmowo (vide Woody Allen). Neurotyk, zamiast osiąść na swoim, tzn. zaakceptować siebie z całym dobrodziejstwem (w tym wypadku: przekleństwem) inwentarza, decyduje się nieustannie „gonić króliczka” z większą lub mniejszą świadomością faktu, że to „marność i gonienie za wiatrem”, albowiem króliczka, tak jak wiatru, nie goni się po to, aby go złapać.


Film z wystąpieniem Žižka traktuję jako przygrywkę w formie performance’u do zapisków Waltera Benjamina pt. Destrukcyjny charakter (przeł. Paweł Mościcki), które „KP” podaje drukiem. „Destrukcyjny charakter [zwany dalej „DCH” – MS] przy pracy jest zawsze pełen zapału. Tempo dyktuje mu zaś natura: ponieważ musi ją wyprzedzać. W przeciwnym razie to ona sama dokona dzieła zniszczenia” – pisze Benjamin. Zaprezentowana właśnie logika „jak nie ja ich, to oni mnie” świetnie pasuje do postawy Žižka i tłumaczy jego przywiązanie do Lacana: albo ja będę mówił i zawładnę porządkiem symbolicznym niczym Figura Ojca, albo oni będą mówić i porządek zawładnie mną. Ktoś tu będzie Panem, a ktoś Niewolnikiem – to z kolei inna miłość Žižka, Hegel. Benjamin zauważa dalej, że „najgłębszym uczuciem”, jakie żywi DCH, jest „bezmierna nieufność wobec biegu rzeczy i gotowość, z jaką za każdym razem zauważa, że wszystko może pójść źle”. Otóż to: neurotycy, w tym i Žižek, żyją jak na wojnie i dlatego tak podoba im się Lacan, u którego „wszystko” z reguły „idzie źle”, taki na przykład, bagatela, proces terapeutyczny z góry zakrojony na „analizę nieskończoną”. Jak widać, Lacan to nie psychoterapeuta, tylko raczej – by użyć określenia Deleuze’a i Guattariego – schizoterapeuta, którego zamiarem jest tym biednym naiwniakom, jakimi jesteśmy, wybić z głowy różne „iluzje założycielskie” – i zostawić ich z tą Prawdą. Na co bardziej opornych przygotował Lacan narzędzie doprawdy niegodne przewodnika duchowego: pogardę, coś jak „boską przemoc”, o której Žižek himself pisze czterdzieści stron za tekstem Benjamina. Lacan i Žižek mogliby, parafrazując Heideggera, przyznać, że „tylko jakiś gwałt mógłby nas uratować”.


Neurotyczne zapędy à la Lacano-Žižek „niechcący” tłumaczy pomieszczony w tej samej „Krytyce” artykuł Adama Lipszyca Trochę inaczej, będący komentarzem do Szczęśliwej ręki Ernsta Blocha, również w KP wydrukowanej (tłumaczem – tenże Lipszyc). Cytuję sam początek: „Wywód Ernsta Blocha w Szczęśliwej ręce opiera się na dowcipnym pomyśle, zgodnie z którym «aby ustanowić Królestwo Pokoju, nie trzeba zniszczyć wszystkich rzeczy», a jedynie je «trochę poprzestawiać»”. Lacano-Žižkowi marzy się właśnie takie zniszczenie „wszystkich rzeczy”, gwałt fundacyjny, który odda nas w objęcia tej jedynej Rzeczy. Owa ciągota rewolucyjna – objaśnia Freud, a za nim Christopher Lasch w teorii narcyzmu pierwotnego – jest echem najpoważniejszego cięcia w życiu jednostki, jakim jest przecięcie pępowiny. Ci, którzy się z jej odcięciem (czyli z odłączeniem od matki) nie chcą pogodzić, kończą jako neurotycy, których życiem kieruje alternatywa „wszystko albo nic”, gdzie „wszystkim” jest ochota na powrót do łona (czyli „zaprowadzenia wreszcie porządku”), a „niczym” – gwałtowna apostazja (czyli wypisanie się z tego „padołu łez”). A wystarczyłoby dogadać się z usuniętą pępowiną, nie bronić się dłużej przed niedoskonałością świata, wyluzować...

Maciej Stroiński

Omawiane pisma: „Teksty Drugie”, „Krytyka Polityczna”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
KORESPONDENCJA Z ZASTRZEŻENIAMI
PO CO NAM CZASOPISMA TEATRALNE?
PENISY, ŚWIERSZCZYKI I ROCZNIKI OSIEMDZIESIĄTE

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt