Witryna Czasopism.pl

nr 13 (191)
z dnia 5 lipca 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | teraz o… | autorzy | archiwum

CENTRUM Z OFFEM ZA PAN BRAT?

Przyzwyczailiśmy się do – dość płytkiego i nazbyt upraszczającego – myślenia o literaturze w kategoriach dychotomicznych, ujmujących zjawiska szeroko rozumianej kultury za pomocą opozycji: „centrum” – „peryferie” albo „niskie” – „wysokie”, co niejako automatycznie przekłada się na wartościowanie zamknięte między orzekaniem: „lepsze” (elitarne) – „gorsze” (masowe). Tendencje wpływające na rozmycie się, zacieranie granic między tym, co wysokoartystyczne i niskoartystyczne sprawiają, że współczesna polska proza (bowiem o niej będzie tu mowa) powinna coraz bardziej przypominać w miarę spójną (nie tylko pod względem autokomunikacyjnym) przestrzeń, w której – o czym przypominać raczej nie trzeba – nie ma ustalonych raz na zawsze hierarchii. Przechodzenie między różnymi obiegami stratyfikacyjnymi (możliwe choćby dzięki prestiżowym wyróżnieniom czy sprzyjającej w danym momencie koniunkturze – by przywołać wiecznie trendy modę na prozę „młodą” lub ostatnio grę w „zaangażowanie”) odbywa się dziś dość płynnie. Istnienie takiej sytuacji unieważniałoby tym samym – stale przecież ponawiane – zadawanie pytań o mainstream i off. Jest jednakże odwrotnie. Podział na elitarne i popularne nie pociąga za sobą zróżnicowania na to, co znajduje się w głównym nurcie dyskursu medialnego i poza nim, zaś o „nowej i najnowszej” literaturze można powiedzieć wiele, ale z pewnością nie to, że jest monolitem. Sprawę bowiem komplikują – na różne sposoby problematyzowane przy rozmaitych okazjach – związki z aspektem komercyjnego istnienia literatury na rynku. Obecnie terror atrakcyjności, konieczność bycia na szczytach list „ten top” zastąpił inne sposoby ekspresji i wartościowania. Skutkiem tego „dostarczyciele rozrywki” plasują się wyżej w hierarchii aniżeli twórcy literatury z „prawdziwego” zdarzenia. Inna sprawa, że ową „prawdziwą” literaturę niezwykle trudno zdefiniować. Podobnie jak i – w moim odczuciu – coraz ciężej zakreślić granice offu.

Ruch alternatywny – o czym przekonywać specjalnie nie potrzeba – czerpał swe źródła z potrzeby odnalezienia i wyartykułowania własnego głosu. Ad definicionae zatem proza offowa byłaby – idąc nieco na skróty – prozą „młodą”, odważną, poszukującą, niezależną, a zatem trudną, łamiącą lekturowe przyzwyczajenia. Off literacki będzie się jednakże wyróżniał na tle innych dziedzin kultury. W przeciwieństwie do tego, co zaobserwować można choćby w muzyce, między offem i „niszą” w przestrzeni prozy nie da się postawić znaku równości. Współcześnie trudno byłoby bowiem mówić o wytworzeniu się niszy w ogóle (skoro cała literatura zdaje się być niszą). Konstatacja jest dość ponura: żyjemy w zaklętym kręgu, gdyż bez wytworzenia się owej „niszy” (czy to literatury wysokoartystycznej, czy to literatury offowej, choć – co oczywiste – o powstawaniu swoistych w pewnym, określonym sensie izolujących się środowisk można mówić w przypadku nisz hobbystycznych – np. wielbicieli fantastyki) nie sposób myśleć o wyzwoleniu się z pęt rynkowego dyktatu. Zatem taka nisza z „prawdziwego zdarzenia” (nade wszystko z powodów finansowych) raczej nie ma szans się pojawić. Kłopot – jak sądzę – zwłaszcza w tym, że preparowana przez media rzeczywistość, opierająca się chociażby na ustalaniu określonej przez DDM hierarchii, „modnej” tematyki, nie prowadzi – jak można by zakładać – do budowania kontrdyskursu. Wśród powodów zaistnienia takiego stanu rzeczy jest m.in. brak marginalizowania doświadczeń niemieszczących się w tzw. głównym nurcie dyskursu publicznego. Dziś bowiem owe doświadczenia (nawet te najbardziej ekstremalne) zostały przez DDM zawłaszczone. Ich obecność w mainstreamowej przestrzeni – co oczywiste – jest pozorna, gdyż za każdym razem o tym, co „poczytne”, a zatem ważne, decydują wysokonakładowe media.

Niegdyś trzeci (artzinowy) obieg, czyniący z offu cnotę, doprowadził do powstawania izolowanych środowisk. Ale stałe kwestionowanie zależności pomiędzy centrum a peryferiami pociąga za sobą niemożność wytworzenia się czegoś na kształt obiegu niezależnego. Niezależność – zapewne nie tylko w moim odczuciu – jest dziś towarem deficytowym, na który nas, najprościej rzecz ujmując, nie stać. „Centrum” – gdziekolwiek w danej chwili się znajduje – kusi i przyciąga. Stąd małe wydawnictwa, takie jak m.in. „FA-art” „Ha!art”, „Lama i Iskra Boża” czy „Portret” nie są zainteresowane pozostaniem w przestrzeni offowej. W związku z tym jedne wykorzystują agresywną strategię marketingową (opierającą się m.in. na sprzedawaniu produktów – pozornie jedynie – pochodzących z „pierwszego” rzutu). Inne z kolei zdają się pozostawiać swoje ambicje przejścia do wyższej ligi w sferze życzeniowej, niewiele dla promocji swoich książek robiąc.

Słowem, mamy nie tyle twórców stawiających na prozę alternatywną, co w mniejszej lub większej skrytości pisarzy dążących (z mniejszym lub większym powodzeniem) do zajęcia miejsc wśród nagrodzonych NIKE lub chociażby Paszportem „Polityki”. Zorganizowanie przeto skutecznej ofensywy nie wchodzi – przynajmniej na razie – w grę...

Agnieszka Nęcka

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
MIĘDZY KULTURĄ A ANTROPOTECHNOLOGIĄ
felieton ___ZWEI SEELEN, ACH, IN MEINER BRUST
DYSKRETNA POTĘGA SYSTEMU, CZYLI WOKÓŁ DYSKUSJI O KANONIE

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt