Witryna Czasopism.pl

nr 10 (188)
z dnia 20 maja 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

STATYŚCI HISTORII, SMAKOSZE ŻYCIA

Kilka dni temu rozpoczął się kolejny festiwal w Cannes, niebawem w prasie kobiecej przeczytamy (a raczej zobaczymy), co nosi się w tym sezonie na czerwonym dywanie, a w branżowej – kto został laureatem Złotej Palmy. Jedno jest pewne: nie będzie to polski film, bo – już tradycyjnie – żadna rodzima produkcja nie została zakwalifikowana do głównego konkursu. W Cannes zaznaczymy jednak naszą obecność poprzez tzw. dzień polski, połączony m.in. z projekcją Kanału Andrzeja Wajdy. Czas i miejsce pokazu nie są przypadkowe: właśnie tu 50 lat temu film nagrodzono Srebrną Palmą, ex aequo z Siódmą pieczęcią Bergmana. O tym, jak ważną rolę w historii polskiego kina odegrał Kanał, nikogo nie trzeba przekonywać, ewentualnie można odesłać do majowego „Kina” (nr 5/2007), gdzie Tadeusz Lubelski opisuje recepcję filmu i wpływ nań canneńskich laurów (Kanał 50 lat temu: paradoks odbioru). Faktem jest, że rodząca się wówczas polska szkoła filmowa stała się istotną częścią światowej kinematografii, czego dowodem choćby liczne prestiżowe nagrody. Kilka lat później na tej samej mapie pojawiła się nowa artystyczna formacja – czeska szkoła filmowa, jakże różna, mimo sąsiedztwa, od naszej. Mimo geograficznej bliskości sporo jednak dzieli Polaka i Czecha, np. stosunek do historii, której wizja w naszym ujęciu zazwyczaj jest tragiczna, a u południowych sąsiadów – raczej tragikomiczna.

„Aż 95 procent mojego społeczeństwa to ludzie apolityczni. (...) Wy zawsze buntowaliście się, biliście o wolność, spiskowaliście, a teraz rozliczacie się z przeszłością. My zaś nigdy nie walczyliśmy przeciwko czemukolwiek, zawsze byliśmy pragmatyczni” – mówi w wywiadzie udzielonym majowemu „Filmowi” (Jestem synem marnotrawnym) Jiří Menzel, wskazując na różnicę między polską a czeską mentalnością. Jeszcze w latach 70. Josef Kroutvor w swoim głośnym eseju Europa Środkowa: anegdota i historia pisał o małym czeskim człowieku jako o statyście historii, który „nie czuje się obywatelem, jego codzienność nie jest cywilna, obywatelska, lecz banalna, spowszedniała, zwichnięta. Czechowi brakuje obywatelskiej świadomości, ma za to wyostrzone wyczucie groteskowych detali z życia, humoru oraz plebejskiego cwaniactwa”. Przykładem takiej czeskiej mentalności jest Jan Dítě (Dziecię), główny bohater Obsługiwałem angielskiego króla, najnowszego filmu Menzla i jednocześnie kolejnej zrealizowanej przez niego filmowej adaptacji prozy Bohumila Hrabala. Pierwszą adaptacją była nowelka Śmierć pana Baltazara w Perłach na dnie (1964) – filmie zrealizowanym przez grupę młodych reżyserów (Věra Chitylová, Jiří Menzel, Jaromir Jireš, Jan Nemĕc, Evald Schorm) na podstawie opowiadań debiutującego wówczas pisarza. Owe Perły na dnie uznano za manifest czeskiej szkoły, której literackim patronem stał się właśnie Hrabal – z jego „metafizyką codzienności”, liryzmem, tragikomiczną wizją świata, ironicznym, ale i ciepłym stosunkiem do bohaterów. Historyjka o wielbicielach wyścigów samochodowych zapoczątkowała wieloletnią współpracę (i przyjaźń, choć reżyser, w przeciwieństwie do pisarza, nie znosił piwa i gospód) obu twórców, która zaowocowała m.in. nagrodzonymi Oscarem Pociągami pod specjalnym nadzorem (1966) oraz „półkownikiem” Skowronki na uwięzi (1969), na 20 lat zatrzymanym przez cenzurę. Po sowieckiej interwencji Menzel nie zdecydował się, śladem chociażby Formana, na emigrację; dziś mówi, że został z tchórzostwa: bał się nieznanego świata. Ceną za możliwość realizacji kolejnych filmów, w tym hrabalowskich Postrzyżyn (1980) i Święta przebiśniegu (1983), były artystyczne kompromisy w rodzaju neoprodukcyjniaka Kto szuka złotego dna (1974). Scenariusz Obsługiwałem angielskiego króla powstał już bez udziału Hrabala, reżyserowi udało się jednak jeszcze przed śmiercią pisarza uzyskać od niego zgodę na ekranizację, co stało się później przyczyną skandalu: producent oszukał Menzla, sprzedając prawa do powieści jednej ze stacji telewizyjnych, chcącej na jej podstawie zrealizować serial. Poirytowany reżyser wysmagał więc nieuczciwego kontrahenta rózgą, w dodatku zrobił to podczas festiwalu w Karlowych Warach, o czym donosiły wszystkie serwisy informacyjne; swój finał sprawa znalazła w sądzie. Po 10 latach Menzlowi udało się wreszcie film zrealizować (wcześniej tekst trafił m.in. do Jana Hřebejka) i to z sukcesem, bo dostał m.in. nagrodę dziennikarzy na festiwalu berlińskim.

„Poddaję się temu, co niesie życie. Trochę tak jak Jan. I jest mi z tym dobrze” – mówi reżyser, który z jednej strony utożsamia się ze swoim bohaterem – kolaborantem, a z drugiej często wyraża szacunek i podziw dla postawy Polaków. Obsługiwałem angielskiego króla zapewne sprowokuje podobne pytania: o granice oportunizmu i cenę bohaterstwa. W jednym z wywiadów Menzel powiedział, że Praga, owszem, uniknęła zniszczeń wojennych, ale kosztem wykoślawionego charakteru i braku poczucia godności narodowej Czechów, odwrotnie niż w przypadku Warszawy i Polaków. Zatem czeski pragmatyzm, bierność, chęć przeżycia za wszelką cenę i umiejętność dogadania się z każdym okupantem kontra polski heroizm, imperatyw aktywnego uczestnictwa w historycznym procesie i poświęcenia dla Sprawy? Tego typu dychotomia wydaje mi się nieco fałszywa i niepotrzebna, zwłaszcza w kontekście filmu Menzla, który nie jest rozrachunkiem z przeszłością czy sądem nad kolaborantem. Nie historia jest tu ważna, ale zwyczajne życie, które toczy się na jej marginesie i ma – niezależnie od politycznych okoliczności – swój smak, owe perełki na dnie, czyli drobiazgi decydujące o jego wyjątkowości. Jak trafnie zauważa w swojej recenzji Bartosz Żurawiecki, u Hrabala i Menzla hedonizm nie jest skażony ideologią; stanowi jej zaprzeczenie – jako radość z doznawania przyjemności nie tylko duchowych, ale i cielesnych. I tej umiejętności cieszenia się życiem, dostrzegania szklanki pełnej w połowie, warto uczyć się od braci Czechów, zgodnie z dewizą Hrabala, przejętą przez niego od stryja Pepina: „Ten świat jest piękny do obłędu. Nie, żeby taki był, ale ja go takim widzę”.

Katarzyna Wajda

Omawiane pisma: „Kino”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
OŚWIECENI PRZEZ ARCHITEKTURĘ
CO ZWIE SIĘ UNIWERSYTETEM?
POWRÓT RYCERZY

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt