Witryna Czasopism.pl

nr 9 (187)
z dnia 5 maja 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | teraz o… | autorzy | archiwum

felieton ___ SIM, PIN, PUK-PUK I NIE TYLKO

Tyle lat stawania okoniem, sprzeniewierzania się obywatelskim obowiązkom, kreowania antysocjalnego wizerunku, zawracania kijem Wisły, gadania do obrazu i ściany; tyle słodkich lat aspołecznej partyzantki, prezentowania odwagi cywilnej, trwania w politycznej cnocie, niewinności i niepoprawności, tyle bezinteresownego herkulesowania i samsonowania, tyle rozpaczliwego rejtanowania i syzyfowania, sam przeciw Tebom i siłom Złego, przeciw macdonaldyzacji, globalizacji i cywilizacji śmierci, przeciw końcowi historii, człowieka i świata – wszystko daremnie! Albowiem w końcu uległem, poddałem się, zmiękłem, upadłem, wykoleiłem się, stoczyłem, wyzionąłem ducha odbytnicą i leżę teraz bezwładnie jak pień, kloc, belka, razem ze wszystkimi moimi cnotami, ideałami i fortepianem na dodatek.

Adalberg podaje: „Upił się (opił, spił) się jak bela”, i objaśnia: „Tj. upił się do obezwładnienia: leży nieruchomo, bezwładnie, nie rusza się z miejsca, tak jak bela, tj. paka lub pień, kloc, belka”. (Krzyżanowski)

A niech mi się stolec wypsnie! Toż ten pijak leży akuratnie jak ja albo ja leżę akuratnie jak ten pijak, a przecież – bodajbym wyzionął po raz drugi, jeśli kłamię – nie piłem nic a nic! A nawet mniej niż nic, bo może jakie piwo karmelkowe przed śniadaniem, więc można śmiało powiedzieć, że nie piłem w ogóle i trzeźwy jestem nie tylko nieprzyzwoicie, ale i haniebnie, czyli być może jeszcze mniej nawet wypiłem, niźli się do tego przyznaję, bo kto by liczył jedno małe przed śniadaniem, a jeszcze i karmelkowe. Plankton i paździerz, jak powiada aktor-kabareciarz. Czyli, mówiąc inaczej: „jedli, pili, po brodzie ciekło, a w gębie sucho było”, że was posilę przysłowiem.

Nic a nic zatem nie piłem, przysięgam, a tylko udałem się do wiadomego punktu krwiopijstwa i bijąc się w piersi, i pukając w głowę nabyłem telefon komórkowy, zwany inaczej mobilfonem albo i Handy. Tym samym załapałem się prosto, tanio i bez niedomówień na niskie ceny, dowiedziałem się o istnieniu mnóstwa niezbędnych numerów, pożytecznych opcji i usług oraz mogę sobie od zaraz kartę SIM zablokować numerem PIN, a odblokować numerem PUK, o którym dokładną informację znajdę na stronie www! Zbytek łaski taki, że się już nawet począłem zastanawiać, czy aby rzeczywiście jestem godzien. Toż ja maluczki, słaby i grzeszny nad wyraz. Chociaż, z drugiej strony, chwilę przed tym żadne z owych numerów do niczego mi były potrzebne, wypinałem się razem z moim portfelem-chudziną na wszelkie ceny telefonii komórkowych, łącznie z tymi najniższymi, plułem na wszelkie opcje i usługi, niechby i darmowe, oraz miałem w ogólnej pogardzie wszelkich operatorów sieci, mając do rzeczonych stosunek zdrowy, beztroski i zupełnie bezkonfliktowy. Nie mój cyrkuł, nie moje w tym cyrkule małpki. Nie moja kasa, co najważniejsze. Ale co zrobić? Podłość ludzka z jednej, a słabość z drugiej strony granic nie znają. „Jam robak ziemny, proch nożny, pies zgniły, / We mnie się wszystkie rynsztoki zrodziły, / Jam jest nieczystej białogłowy szmaty / Kawalec, wywóz miejskich ścierwów...”. Dalej znacie.

Ale cóż było robić? Zbyt silne już naciski szły z góry. Z góry – bo to i nie tylko towarzyskie, zwłaszcza kobiece, a to przecież nie są sprawy dla słabych portek, ale i naciski naukowe, by nie rzec – a tfu, na psa urok – zawodowe. Bo to już nie tylko szeregowe kobiety i nie tylko kumple na dysputy filozoficzne przy piwie karmelkowym wyciągający mnie z jaskini filozofa, choć czasem, przyznaję, zgoła nie-filozofa – ale i wyższe szarże, Panie i Panowie. Profesorowie przestali przyzwoicie pytać, czy tak się może ewentualnie i szczęśliwie składa, iż jestem posiadaczem komórki, ale od razu z grubej dwururki walą: jaki ja też numer komóry posiadam, bo im on niezbędny do różnych niecnych i cnych celów, więc proszę mi go tutaj zaraz zapisać. To macie: 78711608x. Z jedną niewiadomą na końcu, iżby nie było, że taki znów łatwy jestem i prosty w duchowym obyciu, jak by to mogło wyglądać z tych tu moich dotychczasowych zwierzeń. Albo co gorsza, że taki prostak i cham jestem, iż mógłbym prawdziwą damę, np. w osobie Igi Cembrzyńskiej, na środku oceanu w kruchej łódce zostawić na pastwę rekinów-ludojadów, ryb-młotów i innych pomniejszych morskich drapieżców.

Prawdę mówiąc, wolałbym, iżbyście to moje tu pokorne bicie się w piersi za topos afektowanej skromności wzięli, niźli za co innego, a mniej dla mnie pochlebnego. Taką wolę w każdym razie moja wola mocy przejawia. Taki mechanizm obronno-zaczepny, wiecie. Nieświadomy, ma się rozumieć, dlatego też świadomie wam o nim takie dyrdy-myrdy opowiadam. Bo kimże ja jestem, aby was świadomie uświadamiać albo i unieświadamiać?

A że nie całkiem taki prosty jestem, jak by to mogło wyglądać, a mam nadzieję, iż nie wygląda, a wręcz przeciwnie, że całkiem krzywy i pogięty ponad wszelką miarę i obyczaj jestem, o tym w sposób chyba jednoznaczny świadczy moje nie tylko chroniczne, a więc patologiczne, ale i zawodowe, a raczej patologiczne – ponieważ zawodowe – zainteresowanie literaturą. Toż przyzwoici ludzie mają to za hobby, konik i niewyszukaną rozrywkę po uczciwie wykonanej i prawdziwej robocie, takie niezobowiązujące trampkarstwo uprawiane w czasie tak zwanym wolnym. (Nawiasem mówiąc, z tym czasem wolnym jest podobnie jak z literaturą zaangażowaną – zawsze warto spytać: zaangażowana przez kogo? czas wolny od czego?). A ja co? W godzinach pracy zajmuję się literaturą, po fajrancie siadam do książek, a do łóżka to sobie lubię coś poczytać. Patologia jak malowana.

A jeśli kogoś jeszcze nie przekonałem, to spieszę donieść, że zaraz po nabyciu mobilfonu zakupiłem od razu odtwarzacz mp3. Bo nie uznaję półśrodków. Jak się patologizować, to na całego. Jak się cyborgizować, to nieludzko. I teraz, kiedy sobie wsiadam do busika, aby się udać do Wrocławia albo też wręcz przeciwnie, do Legnicy (z czego zawsze jest większy pożytek), to się od razu do elektroniki podłączam, jak wszyscy. A każdy już sobie tam wtyka, co ma i gdzie chce. Żyjemy w wolnym kraju.

Poza tym, uważam, że Wrocław powinien zostać zburzony. No, bo kto widział, aby w środku poważnego miasta, w środku reanimowanej Europy stawiać kiosk zachęcający potencjalnych klientów hasłem-hydrozagadką: „Wszystko za 5 złotych i nie tylko”? Czyli wszystko i nie tylko wszystko? Wszystko za 5 złotych i nie tylko za 5 złotych?

To wiedzą chyba tylko miejscowi i nie tylko.

Grzegorz Tomicki

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
IWASZKIEWICZ W KINIE I NA MATURZE
HERBATKA O SMAKU DAWNYCH CZASÓW
„POBOCZA” W UPALE

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt