– „Przecinek” –
Wypada rozpocząć od kilku wyjaśnień, które niezorientowanym w półświatku literackim i w zakulisowych rozmowach oszczędzą próby cierpliwości, na jaką byliby wystawieni, czytając o piśmie-widmie. Nie żebym była zorientowana, ale skoro czasopismo, stanowiące przedmiot mojej troski, wpada w ręce tylko zaprzyjaźnionym z autorem, mogę chyba uznać je za efekt kuluarowego ekscentryzmu? Chyba że sprawa ma się całkiem inaczej i tajemnica, żerująca na niewielkiej liczbie dostępnych egzemplarzy pisma oraz podejrzanej, bo nad wyraz wzmacnianej aurze elitarności, jest tajemnicą poliszynela. Co niewykluczone, bo nie z numerem pierwszym mam do czynienia, a z trzynastym, co zakłada już jakieś obeznanie świata z „Przecinkiem”, i, rzecz jasna, „Przecinka” ze światem.
Spragnionym wiedzy i porządku powiem jednak, że to nie żadne czasopismo, tylko „autorskie zeszyty literackie, czyli dzieło sylwiczne”. Dzieło to dzieło, czasopismo zaś – coś innego, więc nie ma raczej wątpliwości, że znajdujemy się w innej przestrzeni niż zazwyczaj. Niby czasopismo, a czytamy teksty i maszynopisy jednego właściciela czy raczej: jednej pary rąk na klawiaturze. Uwaga o klawiaturze – pewniejsza niż o maszynie, potwierdzona bowiem autorską deklaracją Pożegnanie z maszyną do pisania. Dopiero teraz?
Dopiero. Bo w trzynastce czas zimowy. Większość tekstów ma u dołu datę lutową albo styczniową. Czas nie ten, co u nas. Plątają się zziębnięte ptaki, słychać wołania o przybycie Dziadka Mroza (ku uciesze innego systemu niż obecnie), nie pomaga nawet podróż do miejsca dojrzewających ostryg, jak bohater określa miasto poetów Pornic, a kąpiel w oceanie nie rozgrzewa ciała, w tym przypadku ciała zmęczonego emeryta. Bardziej zmęczonego przejściem na zbyt wczesną emeryturę niż pracą. Historyjek jest zresztą wiele: a to o paniach plotkujących w autobusie, a to o karierze krótkiego słówka „chętnie”, a to o bolesnym życiu krasnoludków i wyrafinowanych podniebieniach zjadaczy kartofli (nie przegapić aluzji do Kornhausera!). Jest czytanka o niepodważalnym autorytecie telewizji z narratorem o dziewczęcym głosiku, Tysiąc pierdołek o sadzeniu grochu, tzw. „czyżyki”, które spełniają rolę złotych myśli, ulotnych w każdym razie – jak sugerowałaby metafora ptactwa. Ewolucja od kaczki dziennikarskiej do czyżyka? Po drodze jeszcze ważkie kwestie są roztrząsane: jak blisko od kawki do mewki, tej ulicznej.
Marginesy, dosyć co prawda szerokie, wypełnione są zapiskami redaktora w roli redaktora właśnie, a nie narratora. I jest nawet coś dla tych, co to dopiero pierwszy raz mają okazję. I od razu mogą się dowiedzieć, że być może ostatnią: „Bo może to ostatnie spotkanie przecinkowe, może nie będzie okazji dopowiedzeń, uzupełnień, sprostowań? Ale co tu dopowiadać i wyjaśniać? Sam się mocno dziwię, że udało mi się w latach 1995-2002 wydać aż tyle zeszytów” (Od autora naczelnego, s. 3). Istotę swoich zeszytów odnajduje Jerzy Pluta – czas najwyższy by wymienić nazwisko – w żarcie literackim i przedsięwzięciu serio. Czytaj, jak chcesz? Pełna swoboda? No, niekoniecznie, bo przecież pomysł Pluty można jakoś określić, wpisać w ramy dobrze znanych działań literackich. Literacko-plastycznych pewnie też, tych o rodowodzie happeningowym, choć tutaj dalej mamy do czynienia z wytworem, produktem, a nie z procesem. I nie pomaga w zwiększeniu potencjalnego nowatorstwa fakt, że to od nas zależy w głównej mierze określenie charakteru tego produktu. Sylwa, kolaż? Nawet jeśli, to znowu pozostajemy w poetyce awangardowej. Czyżby zima, która staje się naraz zakrętem, zapętleniem czasowym, panowała także w sposobie myślenia autora naczelnego (To są jacyś inni? Tak, tak!) i była zimą z lat sześćdziesiątych na przykład, gdy nastąpił triumfalny powrót awangardy? Eksperymentu i nowatorstwa?
Wszystko na to wskazuje. Choć nowatorstwo jest raczej połowiczne, bezpieczniej powiedzieć o inności, odmienności na tle innych czasopism. Bo różnorodność tematów: tłumaczenie się z nałogu zbierania znaczków, kolekcjonowania map, ornitologiczne zapędy połączone – to trzeba przyznać – z językoznawczymi, kulinarna zamiast poetyckiej opowieść, daje w sumie dosyć zabawne „nie-wiadomo-co”. Gdy dołączyć do tej zasady pisania o wszystkim jeszcze nazwiska osób, które zdaje się Pluta hołubić, przede wszystkim Karpowicza (w tekście Poranne drzwi do ogrodu, kamienne schody do sadu), Buczkowskiego (przede wszystkim poprzez przedruki listów tegoż z lat 1976, 1978 do autora naczelnego), Miłobędzkiej i Falkiewicza (o których w Obiadach przecinkowych), Milczewskiego-Bruna (komentarz do artykułu Mirosława Pęczka zamieszczonego w „Polityce”, Kim jest Bruno?), to zagadkę rodowodu „Przecinka” można chyba uznać za rozwiązaną. Pluta byłby akuszerem literatury niedocenionej, bo trudnej i eksperymentatorskiej? Sam jednak jako autor literatury, jeśli nie absurdalnej, to z absurdem, żartem, zabawami dada mającej wiele wspólnego? Ale wszystko w granicach normy, nie szokowania i prowokacji. Energia przy mecie się wyczerpała? Może, może, jakby napisało jego złośliwe alter ego.
Trochę się dziwię tej uporczywej, zapatrzonej w świetlistą przeszłość, mani odmrażania rzeczy zastygłych, ale i myślę sobie, że w literaturze polskiej jakoś ciągle brak ludyczności, błahości, niepowagi bez pretensji do wielkości. Bo mnie mimowolnie przecinek/„Przecinek” kojarzy się z nieważkością, dzięki której przypomnienie o ważkości. Ważność nieważkości przecinka?
wersja do wydrukowania
- zobacz w najnowszym wydaniu:
- Może się zacznie robić ciekawie…
- Ukąszenie popowe
- Co myśli dziewczyna, która unosi sukienkę?
- „Dlatego” bardziej „Tylko Rock”
- Rokendrol w państwie pop
- KAKTUS NIE Z TEJ CHATKI
- POTOP POP-PAPKI
- WIĘCEJ NIŻ DWA ŚWIATY
- Czas kanibalów
- Przystanek „Paryż”
- Spodziewane niespodzianki
- Złudny i niebezpieczny
- Faszyzm czai się wszędzie
- OD KOŃCA DO POCZĄTKU
- O muzyce do czytania i gazecie do słuchania
- Dreptanie wokół czerwonej zmory
- Rozkoszne życie chełbi
- Emigranci, krytycy i globalizujące autorytety
- Zielono mi
- Roczniki siedemdziesiąte?
- Od rytuału do boiska piłkarskiego
- O potrzebie rastryzmu
- Sen o Gombrowiczu
- Pozytywnie
- Manewry z dźwiękami
- Kochajmy zabytki (czasopiśmiennictwa) – tak szybko odchodzą
- Co tam, panie, na Litwie?
- Literatura – duch fartowny czy hartowny?
- Nostalgiczne klimaty
- Wyostrzony apetyt
- Szanujmy wspomnienia
- Papier kontra ekran
- Nie zagłaskać poety
- Papier czy sieć?
- Rutynowe działania pism fotograficznych
- Papiery wartościowe
- Kolesiowatość
- MODNA MUZYKA NOSI FUTRO
- Semeniszki w Europie Środkowo-Wschodniej
- Popkultura, ta chimeryczna pani
- Patron – mistrz – nauczyciel?
- Rita kontra Diana
- Słodko-gorzkie „Kino”
- O produkcji mód
- Gorące problemy
- GDY WIELKI NIEMOWA PRZEMÓWIŁ
- Bigos „Kresowy”
- W TONACJI FANTASY Z DOMIESZKĄ REALIZMU
- KRAJOBRAZ MIEJSKI
- Z DOLNEJ PÓŁKI
- KINO POFESTIWALOWE
- MATERIALNOŚĆ MEBLI
- ŹLE JEST…
- NOSTALGIA W DRES CODZIENNOŚCI UBRANA
- MŁODE, PONOĆ GNIEWNE
- WIEDEŃ BEZ TORTU SACHERA
- JAZZ NIE ZNA GRANIC
- WIDOK ŚWIATA Z DZIEWIĄTEJ ALEI
- KINO I NOWE MEDIA
- PO STRONIE WYOBRAŹNI
- AMERYKAŃSKIE PSYCHO
- CZEKAJĄC NA PAPKINA
- MUZYKA, PERWERSJA, ANGIELSKI JĘZYK
- SZTUCZNE CIAŁA, CIAŁA SZTUKI
- IKONY, GWIAZDY, ARTYŚCI
- MÓWIENIE JĘZYKIEM TUBYLCÓW
- CZAS OPUŚCIĆ SZKOŁĘ
- MAŁA, UNIWERSALNA
- Baronowie, młodzi zahukani i samotny szeryf
- ROZBIĆ CODZIENNOŚĆ, ALE NAJPIERW JĄ WYTRZYMAĆ
- TECHNO, KLABING, REKLAM CZAR
- NASZE ULICE
- Z SOPOTU I Z WIĘCBORKA
- KRAJOBRAZ PO GDYNI
- O TZW. WSZYSTKIM – W „POZYTYWNYM” ŚWIETLE
- KOMPUTER DO PODUSZKI?
- NA USŁUGACH CIAŁA
- WALLENROD Z KOMPLEKSAMI
- PARADA STAROŚCI
- INKOWIE A SPRAWA POLSKA
- CZAROWNYCH CZAROWNIC CZAR
- POSZUKIWACZE ARCHITEKTURY OBIEKTYWNEJ
- 2002 W KINIE
- GADKI KONIECZNIE MAGICZNE
- Widoki z pokoju Morettiego
- NIE REWOLUCJA, CHOĆ EWOLUCJA
- CZAR BOLLYWOODU
- ALMODOVAR ŚWINTUSZEK, ALMODOVAR MORALISTA
- NIEJAKI PIRELLII I TAJEMNICA INICJACJI
- W BEZNADZIEJNIE ZAANGAŻOWANEJ SPRAWIE
- GANGSTERZY I „PÓŁKOWNICY”
- WYRODNE DZIECI BACONA
- CO TY WIESZ O KINIE ISLANDZKIM?
- BYĆ JAK IWASZKIEWICZ
- MŁODY INTELIGENT W OKOPIE
- O PRAWDZIWYCH ZWIERZĘTACH FILMOWYCH
- JEDNI SOBIE RZEPKĘ SKROBIĄ, DRUDZY KALAREPKĘ
- ZJEŚĆ SERCE I MIEĆ SERCE
- DON SCORSESE – JEGO GANGI, JEGO FILMY, JEGO NOWY JORK
- PONIŻEJ PEWNEGO POZIOMU… ODNOSZĄ SUKCES
- ANTENOWE SZUMY NOWE
- BOOM NA ALBUM
- O BŁAZNACH I PAJACACH
- EKSPRESJA W OPRESJI
- BARIERY DO POKONANIA
- UWAŻAJ – ZNÓW JESTEŚ W MATRIKSIE
- NATURA WYNATURZEŃ
- ZABAWNA PRZEMOC
- DLATEGO RPG
- WIEKI ALTERNATYWNE
- CZARODZIEJ MIYAZAKI
- DYLEMATY SZTUKI I MORALNOŚCI
- WYMARSZ ZE ŚWIĄTYNI DOBROBYTU
- MUZA UKRYTA I JAWNE PRETENSJE
- BO INACZEJ NIE UMI…
- PORTRET BEZ TWARZY
- BYĆ ALBO NIE BYĆ (KRYTYKIEM)
- MODLITWA O KASKE
- ZA KAMERĄ? PRZED KAMERĄ?
- CZY PAN KOWALSKI POJEDZIE DO WARSZAWY?
- OSTALGIA, NOSTALGIA, SOCNOSTALGIA
- TORUŃSCY IMIGRANCI
- OFFOWA SIEĆ FILMOWA
- BO TO ZŁA KOBIETA BYŁA...
O femme fatale i innych mitach
- Z GAŁCZYŃSKIM JAK BEZ GAŁCZYŃSKIEGO
- KONFERANSJERKA
- CZYTANIE JAKO SZTUKA (odpowiedź)
- BERLIŃSKIE PRZECHADZKI
- GRY WOJENNE
- WYDZIELINY NADWRAŻLIWOŚCI
- ŚMIERĆ ADAMA WIEDEMANNA (polemika)
- MIĘDZY MŁOTEM A KILOFEM
- DEMONTAŻ ATRAKCJI
- POPATRZEĆ PRZEZ FLUID
- W CIENIU ZŁOTYCH PALM
- 3 X L – LIBERATURA, LESBIJKI, LITERNET ALBO LOS, LARUM, LITOŚĆ
(a do tego: pracy precz!)
- WSZYSCY Z HRABALA
- NA CZYM GRASZ, CZŁOWIEKU?
- FILM W SZKOLE, SZKOŁA W FILMIE
- MARTWA NATURA Z DŹWIGIEM
- ROGI BYKA, NERWICE I ZIELONY PARKER
- ZMIERZCH MIESIĘCZNIKÓW
- CZARNOWIDZTWO – CZYTELNICTWO
- DALEKO OD NORMALNOŚCI
- NIE-BAJKA O ODCHODACH DINOZAURA
- ŁYDKA ACHILLESA
- DLACZEGO KOBIETY WIĘCEJ…?
- LIBERACKI SPOSÓB NA ŻYCIE
- PRORADIOWO, Z CHARAKTEREM
- KOSZMAR TEGOROCZNEGO LATA
- KRAKOWSKIE FOTOSPRAWY
- PROBLEMY Z ZAGŁADĄ
- CZAS GROZY
- KOMU CYFRA?
- APIAT’ KRYTYKA
- NASZA MM
- UWIERZCIE W LITERATURĘ!
- W POSZUKIWANIU UTRACONEJ TOŻSAMOŚCI
- ZA GÓRAMI, ZA DECHAMI…
- FRAZY Z „FRAZY”
- TARANTINO – KLASYK I FEMINISTA?
- UTRACIĆ I ODZYSKAĆ MATKĘ
- WIELE TWARZY EUROCENTRYZMU
- IRAK: POWTÓRKA Z LIBANU?
- NIEPOKOJE WYCHOWANKA KOMIKSU
- I FOTOGRAFIA LECZY
- STANY W PASKI
- MIĘDZY MŁOTEM RYNKU A KOWADŁEM SENSU
- POŻYTKI Z ZAMKNIĘTEJ KOPALNI
- CZACHA DYMI...
- DYSKRETNY UROK AZJI
- PODZIELAĆ WŁASNE ZDANIE
- FORUM CZESKIEGO JAZZU
- NADAL BARDZO POTRZEBNE!
- KONTESTACJA, KONTRKULTURA, KINO
- PIĘKNE, BO PRZEZROCZYSTE
- DEKALOG NA BIS
- SPAL ŻÓŁTE KALENDARZE
- WYBIJA PÓŁNOC?
- A PO KAWIE SADDAM
- TRZECIE OKO
- ANGLIA JEST WYSPĄ!
- CO W ZDROWYM CIELE
- CHASYDZKI MCDONALD JUDAIZMU?
- PEJZAŻE SOCJOLOGICZNE
- SZTUKA CODZIENNOŚCI SZUKA
- PASJA
- KOGO MASUJĄ MEDIA?
- DWAJ PANOWIE A.
- NOWA FALA Z ZIARENEK PIASKU
- ULEGANIE NA WEZWANIE
- BERLIN PO MURZE
- I WCZORAJ, I DZIŚ
- MOJE MIASTO, A W NIM...
- WYNURZAJĄCY SIĘ Z MORZA
- TYLKO DLA PAŃ?
- TAPECIARZE, TAPECIARKI! DO TAPET!
- NIE TAKIE POPULARNE?
- FOTOGRAF I FILOZOF
- MODNIE SEKSUALNA RITA
- KONTAKT Z NATURĄ KOLORU
- MATKI-POLKI, PATRIOCI I FUTBOLIŚCI
- POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI PO HUCULSKU
- NARODZINY SZPIEGOSTWA
- ZJEDNOCZENIE KU RÓŻNORODNOŚCI
- NIEPEWNI GRACZE GIEŁDOWI
- „KOCHAĆ” – JAK TO ŁATWO POWIEDZIEĆ
- MADE IN CHINA
- Proza pedagogicznych powikłań
- „NIE MA JUŻ PEDAŁÓW, SĄ GEJE”
- MY, KOLABORANCI
- zobacz w poprzednich wydaniach:
- KRAJOBRAZ PO GDYNI
- Papiery wartościowe
- NA USŁUGACH CIAŁA
|
|