Z dużym rozbawieniem przeczytałem omówienie ostatniego numeru „Czasu Kultury” (2-3/2003) Konrada C. Kędera pt.
Wydzieliny nadwrażliwości z 2 października 2003 roku. Ciesząc się z tego, że tak wiele uwagi poświęcono mojemu czasopismu, żałuję jednocześnie, że była to uwaga mocno rozproszona. Wiele lat temu ówczesny sekretarz redakcji CzK, pan Roman, zwykł mawiać, iż nie należy przeceniać inteligencji czytelnika. Nie przypuszczałem, że ta żartobliwa uwaga dotyczyć może także redaktora naczelnego znanego kwartalnika literackiego. W swoim omówieniu pokazał, że nie zrozumiał nic lub prawie nic z zawartości numeru, który przeglądał.
Konrad Kęder pisze, że „Czas Kultury” jest pismem o formule „Gazety malarzy i poetów”,
w takiej formule jest oczywiście najważniejsze jacy malarze (czy raczej artyści sztuk plastycznych) i jacy poeci są publikowani [...]. „CzK” nie jest – jak sugeruje autor
Wydzielin nadwrażliwości– mieszanką firmową ani klubem towarzyskim, jest pismem krytycznej refleksji o różnych zjawiskach w kulturze, które przedstawiamy w formie bloków problemowych. Poruszamy takie tematy jak np. zjawisko kanibalizmu w kulturze, życia w wielkich miastach, strategii uwodzenia, cenzury obyczajowej (to numer ostatni), już niedługo ukażą się numery poświęcone blokowiskom i patriotyzmowi. Jak widać z tego wyliczenia zawartość pisma nie jest workiem na przypadkowo zebrane teksty. I choć redaktor „FA-artu” pisze, że w tych materiałach
dziecko by się pogubiło, pozwalam sobie zauważyć, że „Czas Kultury” jest pismem dla dorosłych a nie dla dzieci (czego dowodzi choćby ostatni tytuł numeru „Dozwolone od lat 18”). Zupełnie nie rozumiem, jak dorosły człowiek, który sam redaguje pismo literackie, nie może połączyć w jedną całość tekstów o pornografii i cenzurze w Japonii, o twórczości Nan Goldin i kontrowersji wokół akcji Kampanii Przeciw Homofobii. Konrad Kęder pomija przy tym obecność kluczowego tekstu pt.
Swoboda wypowiedzi artystycznej w myśl orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Choć nasze bloki tematyczne nie są przedstawiane łopatologicznie, taki tytuł wyjaśnia nawet najbardziej leniwym czytelnikom, o czym jest ostatni zeszyt „Czasu Kultury”.
Zupełnie nieprawdziwa i sztuczna jest teza, jakoby moje pismo rozpięte było pomiędzy liberalizmem na polu sztuk wizualnych i konserwatyzmem literackim. (Jak dotąd odbieraliśmy głównie zarzuty, że jesteśmy budzącą obrzydzenie tubą lesbijek i pedałów.) Obok bloku tematycznego (który zajmuje mniej więcej połowę numeru), prowadzimy w CzK obszerny dział „Wydarzenia”, w którym obserwujemy najważniejsze wydarzenia aktualnej sztuki oraz dział „Recenzje i omówienia”, gdzie publikujemy teksty poświęcone najnowszym wydawnictwom. Ponadto w działach „Proza” i „Poezja” drukujemy młodych, często debiutujących autorów (autorka debiutująca na łamach CzK 5/2003 ma 16 lat), którzy przysyłają swoje prace za pośrednictwem Internetu, nie mamy z nimi osobistego kontaktu i nie ma tutaj mowy o układach towarzyskich. Zapraszając autorów nie narzucamy im ocen recenzowanych dzieł. Od zawsze wiernie towarzyszymy młodej literaturze, a naszych recenzentów, takich jak Karol Maliszewski, Krzysztof Gryko, Urszula Śmietana czy Jacek Bierut, trudno posądzać o konserwatyzm gustów. Jeżeli ktoś chce wyrobić sobie pogląd na temat linii pisma, niech się skupi na tekstach problemowych a nie na recenzjach, które w oczywisty sposób nie zawsze muszą być zgodne z linią redakcyjną. Ponieważ sami domagamy się respektowania wolności słowa, chcemy, by na naszych łamach ścierały się różne poglądy. Nie będziemy kneblować naszych recenzentów, jeśli ci przekonują nas, że omawiane przez nich pozycje są słabe (choć wiemy, że krytykując produkcje Dunin-Wąsowicza naruszamy towarzyskie tabu). Nie mamy też zapisu cenzorskiego na nazwisko Zagajewskiego – nasz recenzent, jak chce, może się powoływać nawet na zieloną książeczkę pułkownika Kadafiego. Czytając komentarz dotyczący recenzji Jerzego Gizelli z fioletowej serii Lampy i Iskry Bożej nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w istocie Konrad Kęder jest zły, bo odbieramy mu monopol na krytykę. Jak inaczej wyjaśnić fakt niezadowolenia redaktora „FA-artu” z naszego
pastwienia się nad poetami Lampy, skoro w jego własnym piśmie niejaki RO pisze:
[...] lektura fioletowej serii trochę zasmuciła. Potwierdzają one bowiem formułowane już tu i ówdzie opinie, że młodzi dwudziestoletni poeci, mimo iż usilnie próbują wybić się na oryginalność, piszą podobnie jak ich starsi koledzy, tylko nieco mniej sprawnie, i że „brulionowcy” najlepsze swoje rzeczy napisali w poprzedniej dekadzie. To jest właśnie młócenie na oślep – Jerzy Gizella na poparcie swojej krytyki miał aż nazbyt dużo cytatów.
Chciałbym też uspokoić czytelników i autorów „Czasu Kultury”, którzy przeczytali stwierdzenie redaktora „FA-artu”, że w „Czasie Kultury”
tylko mocno umarli poeci brani są pod uwagę. Wiadomość o śmierci Adama Wiedemanna, Joanny Obuchowicz, Romana Honeta, Jacka Bieruta, Mariusza Grzebalskiego czy Dariusza Sośnickiego jest mocno przesadzona.
Poznań, 22 października 2003 roku