Witryna Czasopism.pl

nr 3-4 (181-182)
z dnia 20 lutego 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

WYBOROWA

Milczeli ponad rok. Tzn. milczeli w zakresie własnej inicjatywy wydawniczej, kwartalnika-nieregularnika, bo poza tym wręcz przeciwnie: zauważalnie i chyba skutecznie działali w mediach (w tym na swojej witrynie internetowej) i w „terenie” (w tym we własnej „świetlicy”), budowali bazę i rozwijali nadbudowę. Pod koniec zeszłego roku i na początku obecnego powrócili w dwójnasób mocni: książkowo plus czasopiśmienniczo. Redaktor naczelny zapewnia, że to dopiero początek: pisma i serii książkowej ciąg dalszy nastąpi, i to wkrótce. Panie, Panowie: „Krytyka Polityczna”!

W najnowszym numerze „Krytyki” (11–12/2007) Agata Bielik-Robson odpowiada na polemikę Kazimiery Szczuki z numeru poprzedniego (9–10/2006), która z kolei powstała w odzewie na esej sprzed lat autorstwa tej pierwszej („Res Publica Nowa” 7–8/1996). Tym razem nie chodzi o to, kto zabił, lecz o to – słowami Bielik-Robson – „kto zdradził”. Przedmiotem zdrady jest to, co kobiety (plus ja) lubią najbardziej: ciepełko, to uczuciowe. Szczuka twierdzi, że Bielik-Robson wyrzekła się ciepełka, nie zostając feministką (gdyż, w domyśle, feministki i feminiści wiedzą lepiej, jak to jest z tą ciepłą, bezwarunkową miłością). Bielik-Robson nie pozostaje Szczuce dłużna: uzasadnia, że feministką nie została właśnie dlatego, że ciepło uczuć jest jej tak drogie (gdyż, w domyśle, feminizm co do ciepełka fatalnie się myli). Kto ma rację? Nie będę krygował się na bezstronnisia i powiem wprost, co myślę: Bielik-Robson’s got the point. Dlaczego? Dlatego, że bardziej przekonująco pokazuje słabości wywodu Szczuki niż Szczuka słabości wywodu Bielik-Robson. Wygląda to tak: Szczuka załatwia ciepełko w dwa ognie: karcącą retoryką i utopijną treścią. Rażą ją naiwne, „pospolite” (a więc najbardziej realne) przejawy miłości, które – jak sprytnie wywodzi ABR – wyśmiewa Szczuka protekcjonalnym stylem à la prof. Legutko. Tę „ludzką, nazbyt ludzką” uczuciowość oddelegowuje Szczuka w utopijne „kiedyś tam”, bo teraz nie czas na łzy, teraz czas na walkę. ABR natomiast uczuć i spokoju zaznać chce jeszcze na tej planecie i w tym życiu – i z tego powodu ani myśli uwierzyć w feminizm. Jeśli ceną za ten „naiwny” wybór ma być pogardliwy rechot feministek, które przecież wiedzą lepiej, co dla kogo dobre, to nie szkodzi: sama zainteresowana, za którą, dzięki Bogu, nikt życia nie przeżyje, deklaruje, że w kwestii obranej „drogi kochania” nie żałuje niczego.

Dwieście stron wstecz „Krytyka” serwuje małe coś z Waltera Benjamina pt. Kapitalizm jako religia (przeł. Paweł Mościcki; nowo powstałe pismo filozoficzne „Kronos” w pierwszym swoim numerze, który jeszcze tydzień temu widziałem w Empiku, również drukuje małe coś z Benjamina: Fragment teologiczno-polityczny w przekładzie i z komentarzem Adama Lipszyca). Gdy Benjamin pisze, że kapitalizm traktowany niczym religia wpędza ludzi w beznadziejne poczucie winy i choroby psychiczne, to ma tylko pięćdziesiąt procent racji. Rzecz w tym, że to nie kapitalizm ludzi, lecz ludzie sami siebie (w reakcji na kapitalizm) wpędzają w obłęd. Żyć w kapitalizmie nie jest za łatwo, to fakt, jednak nie trzeba zaraz dostawać od tego pomieszania zmysłów. Sytuacja w dzisiejszej Polsce podręcznikowo ukazuje dynamikę zbiorowego „robienia z siebie sieroty”, powszechnego ubiegania się o „status pokrzywdzonego”. Jak kraj długi i szeroki, od rolników po gejów, wszyscy (tzn. większość wszystkich) czują się wykluczeni, widzą w sobie ofiary i nikomu (tzn. prawie nikomu) nie jest po prostu dobrze. Tę opcję egzystencjalną, o ile się nie mylę, nazwano kiedyś homo sovieticus: człowiek, któremu się należy od życia. Wariant przeciwny, czyli nie należy się, to znowuż świat jako dżungla, zatem żadna alternatywa. Nie wiem, jak można by nazwać możliwość trzecią, taką, która uwzględnia metafizyczny „pakiet startowy” właśnie jako startowy, a więc nie „na zawsze razem”. Czekam na propozycje.

Jeszcze słowa dwa o eseju Davida Osta Polityka i gniew (też z omawianej „Krytyki”; przeł. Michał Sutowski). Teza brzmi tak: wygrywa nie ten, kto najsprawniej główkuje, tylko ten, kto najtrafniej wyczuwa, co w ludzie piszczy. Skuteczny polityk dostrzega emocje wyborców i „pokazuje” własne. Nie trafia do ludzi jako duch, który zawsze mówi „nie”, lecz jako „jeden z nich” (w którejkolwiek z wersji). Nawet Stalin strzelał sobie rozkoszne fotki: widać, że PR miał we krwi. Uczucia, zwane niekiedy „sferą popędową”, to taki rozjuszony byczek, którego ujarzmienie jest jednocześnie trudne i kluczowe. Ten, komu się to uda, mówiąc krótko, rządzi. Obserwację tę eksploatuje wyświetlany właśnie film pt. Notatki o skandalu z Judi Dench i Cate Blanchett (obie dostały nominację do Oscara i na tym koniec). Notatki o skandalu podsuwają przy okazji panaceum na te sprawy: rozmowę! Jak się człowiek nagada i na dodatek zostanie wysłuchany ze zrozumieniem, to ma szansę wyrosnąć na ludzi. Czego wszystkim życzę.

Wspomniałem na początku, że „Krytyka Polityczna” to nie tylko „kwartalnik” (cudzysłów konieczny). Jej szyldem podpiera się też seria książkowa, świetlica o wdzięcznej nazwie „REDakcja”, grupa publicystów, którzy „ławą” wkraczają w polskie media, i do tego serwis internetowy ( http://krytykapolityczna.pl). Sieciowe wieści „KP” przynoszą mi samą radość: a to zdjątko Agaty Bielik-Robson z „Wyborową” w ręku, a to zaproszenie do Doliny Rospudy, i w ogóle klawo jest. Strona internetowa „Krytyki Politycznej” jest kochana, bo nie bierze przykładu z czasopisma o tej samej nazwie i z figury zwanej mesjaszem: nie pozwala na siebie czekać.

Maciej Stroiński

Omawiane pisma: „Krytyka Polityczna”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
PARADA STAROŚCI
SF TO JA
MEDIALNIE CZY EGZYSTENCJALNIE?

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt