Witryna Czasopism.pl

nr 22 (175)
z dnia 5 listopada 2006
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

„TYGODNIK POWSZECHNY” ALBO ZDROWIE – WYBÓR NALEŻY DO CIEBIE

Pisałem na łamach Witryny o „Tygodniku Powszechnym” już wielokrotnie i za każdym razem chwaliłem, komplementowałem, dobrym słowem częstowałem, a niekiedy wręcz piałem z zachwytu, że jeszcze w tej szarej i biednej Polsce, którą od setek lat wszyscy publicyści jak kraj długi i szeroki od czci i chwały odsądzają, no więc radowałem się raz i drugi, że w tej brudnej i niesympatycznej Polsce pismo takie się jeszcze uchowało. Pesymiści porzucić mogą wszelką nadzieję, bo i tym razem nie będzie inaczej i do lektury krakowskiego pisma, który to już raz zamierzam czytelników zachęcać. Jako że materiału godnego uwagi co niemiara, kolejny odcinek bezinteresownego publicity czas zacząć


Politycy


Przede wszystkim więc profesor Jacek Hołówka i jego tekst Polityka jako zawód otwierający 43. numer „Tygodnika” (datowanego na 22 października 2006). Okazuje się, że podpierając się myślą Maksa Webera (Polityka jako zawód i powołanie) w niezwykle interesujący sposób można się odnieść do krajowego życia politycznego. Jak zauważa profesor: „Jeśli jednak życie płynie spokojnie i żadne zasadnicze decyzje nie są właściwie potrzebne, polityka łatwo przemienia się w teatr, lepszy lub gorszy, ale bez praktycznych konsekwencji. Wtedy nie tyle słuchamy swoich przywódców, ile oglądamy ich w telewizji. Porównujemy i oceniamy, patrzymy, jak się kłócą i starają nawzajem przechytrzyć. Na nic specjalnie nie liczymy i niczego nie żądamy. Chcemy widzieć, jak się ubiera pierwsza dama. Lubimy patrzeć, jak poprawia mężowi krawat. Śmieszą nas przejęzyczenia i mozolne dobieranie słów. Dziwi nas, że na plakacie sławny polityk zapewnia, że będziemy razem, ale stoi sam i nic mu to nie daje do myślenia”. Stawia w swoim tekście Hołówka wiele pytań, na które, jak mniemam, od żadnego polityka nie doczekamy się najmniejszego nawet komentarza, o marzeniach związanych z politykiem, który na pytania profesora spróbowałby chociaż odpowiedzieć nie wspominając. Pyta więc Hołówka o to, czy politycy w ogóle mogliby zachowywać się poważnie, pyta o to, czego w ogóle wolno nam wymagać od polityków, pyta o winnych takiej sytuacji, o nasz poziom samoświadomości – czy wiemy, w jaki sposób organizują się partie polityczne, jakie są rządzące nimi zasady, czy ktoś kontroluje partyjne władze, kto ma wpływ na program danej partii itd., itp. W końcu pada też pytanie: „Może więc sami jesteśmy winni? Może wybieramy swych reprezentantów nieodpowiedzialnie i bezkrytycznie?”. Zainteresowanych konstatacją i długą listą innych ważnych pytań odsyłam tak do tekstu profesora Hołówki, jak i książki Maksa Webera.


Krytycy


Znamienny jest również nadtytuł wywiadu z profesor Krystyną Skarżyńską – Dla siebie? Dla swoich? Dla kraju? – motywy zaangażowania politycznego, w którym politycy potraktowani są jeszcze brutalniej niż u Jacka Hołówki (i Maksa Webera): „Jest zresztą w psychologii wzorzec zachowania A, którego główną cechą jest potrzeba zdobywania dużo, szybko i za wszelką cenę. Takich ludzi jest w polityce zawsze nadreprezentacja – pocieszeniem jest fakt, że oni się dość szybko wypalają, bo ich temperament nie jest obliczony na obowiązujące w polityce długie dystanse”. Zawsze jest to jakieś pocieszenie, ale zdecydowanie atrakcyjniejszym sposobem na poprawienie sobie samopoczucia będzie lektura tekstów z szeroko pojmowanego działu Kultury. Przede wszystkim więc kolejny głos w debacie o stanie polskiego kina, tym razem autorstwa Tadeusza Sobolewskiego (dla mnie tekst interesujący także jako swoisty manifest metatekstualny, zbiór luźnych uwag na temat krytyki: „Historia naszej krytyki to nieustanne zmaganie między tymi, dla których kino jest domeną wolności, a tymi, dla których jest manifestacją obywatelskich postaw i poglądów. Z jednej strony jesteśmy kinomanami, z drugiej strony nasze indywidualistyczne, kinomańskie zapędy są powstrzymywane poczuciem publicznego obowiązku. Nie oglądamy filmów wyłącznie na własny rachunek, tak jak nie żyjemy wyłącznie dla siebie”).


Prozaicy


Po drugie, dodatek „Książki w Tygodniku”, o którym również już na tych łamach swego czasu się rozwodziłem. Tym razem duży blok tekstów poświęcono obcojęzycznej prozie: bardzo dobry tekst Anity Piotrowskiej o dużo słabszej książce (czyli ni mniej, ni więcej nagrodzonym Noblem Śniegu Orhana Pamuka), Maciej Czerwiński o Dubravce Ugresić, Zofia Zaleska o zabawnej Świętej księdze wilkołaka Wiktora Pielewina czy duży tekst Jana Strzałki o Vladimirze i Verze Nabokovach. I, co dla mnie szczególnie interesujące, Juliusz Kurkiewicz piszący o jednym z najwybitniejszych (mam nadzieję, że nie tylko moim zdaniem) amerykańskich pisarzy, Raymondzie Carverze, pisarzu w Polsce wciąż nierozpoznanym i niedocenionym. Skoro mówimy o literaturze, wspomnieć musimy również o Michale Pawle Markowskim, który będzie klamrą łączącą omawiany tutaj numer „Tygodnika” (w felietonie czytamy, że „250. wydanie Vivy kupiło prawie pół miliona Polaków, czyli mniej więcej tyle, ile umie czytać (sęk jednak w tym, że to nie oni kupili to wydanie). Co by było, gdyby pół miliona Polaków kupowało Tygodnik? Boże, jak byłoby pięknie”) z jego kolejnym wydaniem (a więc numerem 44.). To tam właśnie na ostatniej stronie odnajdziemy głośny już na całą Polskę felieton Markowskiego Rozmowa z Wielkim Pisarzem, który to felieton, jak wkrótce (w Teatrze im. Słowackiego) się okazało, poświęcony jest Antoniemu Liberze. Cytować nie będę, jako że felieton ten jest prawdziwą perełką i skrzywdziłbym profesora, gdybym tylko wyrwał z toku wywodu kilka niepozornych zdań. Z kolei osoby zainteresowane spoliczkowaniem Antoniego Libery przez prof. Markowskiego i relacją opisującą między innymi „mdlejącą małżonkę” odsyłam do „Dziennika”, „Wyborczej” i całej reszty naszych tabloidów powszednich. Ubaw po pachy – to jedno nie ulega wątpliwości.


Dioptrie


A na zakończenie, wracając do 44. numeru „TP”, wymienię jeszcze kilka tekstów, których nie waham się polecić uwadze czytelników, tym bardziej że oba omawiane tutaj wydania „Tygodnika” wiszą już na stronie internetowej (www.tygodnik.onet.pl), więc nie będzie konieczne bieganie po czytelniach i archiwach: W kręgu powtórzenia Marka Bieńczyka, Pole minowe ks. Adama Bonieckiego, komentarz Stacyjka zdrój Michała Komara (o Włoszczowej oczywiście, ale nieco inaczej niż dotąd), dodatek „Historia w Tygodniku” poświęcony dramatycznemu rokowi 1956, Szkoła stawiania pytań Joachima Pyki, Tak mówi cisza Mariana Stali czy Trans w Transylwanii Anity Piotrowskiej. Nic tylko czytać i zmieniać dioptrie. Niniejszym komunikuje się Szanownym Czytelnikom, że niżej podpisany autor po odbytej przed kilkoma dniami wizycie u okulisty dobił już do magicznej szóstki poprzedzonej tajemniczym minusem, która to wada pędzi niemiłosiernie na łeb, na szyję nie bez współudziału „Tygodnika Powszechnego”. Zdrowy wzrok albo „Tygodnik Powszechny” – wybór należy do ciebie. Ja już, niestety, wybrałem. „Tygodnik” i okulistę.

Grzegorz Wysocki

Omawiane pisma: „Tygodnik Powszechny”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
JUŻ NIGDY NIE BĘDZIE TAKICH KRYTYKÓW
MIĘDZY RELIGIĄ A MELANCHOLIĄ
KORESPONDENCJA Z ZASTRZEŻENIAMI

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt