nr 15 (168)
z dnia 20 lipca 2006
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Szał mundialowych rozgrywek ogarnął na przełomie czerwca i lipca prawie cały świat. Boys & girls – którzy kochają futbol lub go nie znoszą – byli atakowani wieściami o sukcesach i porażkach drużyn ze wszystkich stron. Większość mediów z(a)rażała emocjonalnym kibicowaniem ulubieńcom… z większym lub mniejszym skutkiem. Do rozgrywek włączyła się też redakcja „Czasu Kultury”, wydając okolicznościowy numer pisma (2/2006). Wśród zawodników ścierających się na łamach dwumiesięcznika wystąpili m.in. polscy pisarze i antropolodzy kultury, zespół krytyków literatury i sztuki oraz brazylijscy prozaicy. Wszystko po to, by pokazać starcie innych ciał i racji estetycznych, zwyciężyć w walce o czytelnika, a nie tylko widza – w okresie Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej 2006.
W(y)stęp – na boisku i na piśmie
Równo uprawniając płci i zdania, poznański periodyk zaprosił do wypowiedzenia się w kwestii fenomenu futbolu mniej lub bardziej zaangażowanych: kobiety i mężczyzn. Cztery osoby (Mariusz Czubaj, Natasza Goerke, Adam Wiedemann, Wojciech J. Burszta, Andrzej Stasiuk) zabrały głos w Ankiecie na Mundial 2006, ukazując różne sposoby myślenia o piłce nożnej. Warto zaznaczyć, że dyskutanci nie dali się zwieść sugestiom/przekonaniu redakcji, która liczyła na zwycięstwo Brazylijczyków i zamieściła w numerze fragmenty prozy ich rodaków. Co więcej, starała się nawet wymusić obstawianie ich tryumfu – na polu trawiastym i literackim.
Warto wspomnieć, jak odnoszą się do piłkarskich zjawisk wymienieni goście. Mariusz Czubaj z „Polityki” pisze o futbolu jako „współczesnej epopei”, gdzie najistotniejszym doświadczeniem staje się „bycie razem”, „totalna współobecność” kibiców. A „mecz piłkarski oglądany w pubie jest kwintesencją męskiej przyjaźni i solidarności”. Antropolog zauważa moc podmiotu i bohatera zbiorowego („my”), czyli „społeczności, która za pomocą wydarzenia sportowego opowiada o samej sobie i siebie określa”. Wybuchy euforii na stadionach, komentarze wysuwane przed telewizorami, relacje na żywo z radia i telewizji – te elementy tworzą formę heroicznej opowieści współczesnej.
Nie zabrakło na kartach „Czasu Kultury” komentarzy à propos „sterylnej cielesności” sportsmenek czy reguł męskiej gry. Według Adama Wiedemanna „na meczu piłkarskim walory ciała nie są specjalnie eksponowane ani też godne uwagi. Raczej taktyka, spryt, chamstwo i korupcja”. Dlatego pewnie kobiety niekoniecznie wykazują zainteresowanie męską pasją futbolu bądź podchodzą do sportu z mniejszym ładunkiem emocjonalnym. Dowód? Dla Nataszy Goerke „kopanie piłki jest wielką przyjemnością. nikogo nie krzywdzi, sprawia radość, dobre też dla ciała. lepiej kopać piłkę niż kamień. i lepiej strzelać bramki niż strzelać do ludzi”. Autorka Księgi pasztetów stwierdza to jako pisarka, orientalistka i… kobieta, bo „lubi mecze, niektóre”.
Inaczej odniosła się do problemu gry (płci) w swojej cyklicznej Cover story inna pani – Agata Araszkiewicz. Utytułowana feministka – w związku z tłumaczonym niegdyś na polski esejem Luce Irigaray I jedna nie ruszy bez drugiej – porównuje futbol z walką o tożsamość: kobiecość lub męskość. Korzysta przy okazji ze sztafażu psychoanalitycznego (pojęcie „symbiozy” i „fuzji”), metafor w służbie walki z niesportową nadobecnością pierwiastka męskiego (w dyskursie? mentalności?) i dominacją „fallicznego ruchu”. Araszkiewicz w swojej (żeńskiej!) Grze w piłkę woli skupić się na pomijanych i lekceważonych kobietach – „pozbawionych możliwości usymbolizowania swej odrębności i swej matrycy” jak dopingujący się w (płciowych) rozgrywkach mężczyźni. Rola pań i chęć prowadzenia przez nie odrębnej gry są bowiem ograniczane przez męską cywilizację. Tymczasem „kobieca wersja intymnego futbolu, choć jest tak samo powszechna [jak męska gra w piłkę – przyp. T.Ch.], toczy się w ciszy, nie jest ani tak widzialna, ani spektakularna. Nie ma bramek, chyba że same nimi jesteśmy. Jest psychiczną realnością, ale jej zasady nie są jasne, a każde zwycięstwo ma w sobie coś z porażki. Nie może się uzewnętrznić, ale staje się w sobie, kosztem siebie. Jest matrycą, dzięki której istnieję i którą rozumiem bardziej”.
Władza samczych ciał, podskórnie odczuwalny seks, walka o „jej” tożsamość – te zagadnienia zdominowały myślenie i praktykę stałej felietonistki dwumiesięcznika. A co ze sportem…?
Karol Maliszewski kontra napastnik krytyczny
Spośród wielu nie/typowych zagrań dwumiesięcznika zwrócił moją uwagę wywiad Mariusza Grzebalskiego. Znany poeta rozmówił się w nim z jednym z czołowych polskich krytyków – Karolem Maliszewskim. Noworudzianin nie bez powodu nazywany jest „maszyną do czytania” (taki tytuł nosi cykl jego zapisków na stronie Biura Literackiego – Maszyna do czytania); charakteryzuje bowiem sporą część „drugoobiegowej” (undergrunt?) i głównonurtowej produkcji wierszy z „kraju paru tysięcy poetów”. Wypowiedzi autora Rozproszonych głosów (opublikowane w „Czasie Kultury”, jak podejrzewam, z okazji wydania tomu Notatek krytyka) tworzą swoiste credo i manifestację postawy krytyka towarzyszącego… Wyznaje Maliszewski:
„[…] nie potrafię przejść obojętnie obok tekstu, […] rozumiem literaturę jako coś dotyczącego mnie osobiście, […] odbieram tekst całym sobą, biorę do siebie. Czekam na przeżycie, na ujawnienie się czyjegoś losu, w gruncie rzeczy wszędzie węszę mniej lub bardziej zakamuflowane życiopisanie. Dla mnie to właśnie decyduje o wadze tekstu. Z takimi tekstami rozmawiam, takie teksty zachęcają do empatii, wyzwalają emocje, domagają się użycia nie tyle wiedzy, co intuicji”.
Cóż za skupienie uwagi na „ja” krytycznym… Niewiele tak skoncentrowanych i po prostu znaczących autosugestii do czytania swoich szkiców i książek wysunął autor Klasycystów i barbarzyńców. W przytoczonych słowach Maliszewski zdradził tajemnicę praktykowanej przez siebie „proludzkiej”, nieświadomej teorii literatury metody opisu wiersza („twarz [fizycznego autora – przyp. T.Ch.] pcha mi się do wierszy, do sposobu odczytywania, przez tę twarz widzę i czytam, a to chyba niedobrze [sic!], sam tekst powinien znaczyć i nic więcej”). Potwierdził też, wypominane chociażby w recenzjach, wyznaczniki swojego czytania: emocjonalne szukanie sensu słów ucieleśnionego w zapisie poety zamiast konstrukcji współodczuwających (się) „ja” i „on” w ramach krytyki personalistycznej. Jak widać, autor Zwierzęcia na J. woli zakreślać empatię sytuacji lirycznej, szukać tożsamości między nadawcą i odbiorcą oraz porozumienia podmiotów (lirycznego i krytycznego) w ramach lektury.
Czytanie człowieka zamiast znaków (ręki śmiertelnej)? Chyba tak można podsumować praktykę Karola Maliszewskiego. Bo – jak przyznaje krytykowany krytyk – obce jest mu rygorystyczne, naukowe podejście do materii poetyckiej.
„Nie interesują mnie szkoły i metodologie. Najważniejsze jest misterium tekstowienia świadomości krytyka, urzeczenia czyimś tekstem, a następnie osoba za tekstem stojąca. I nie chodzi mi o tę wiązkę decyzji, intuicji, emocji i sformułowań, którą na własny użytek subiektywizuję i odbieram jako drugiego człowieka wysyłającego sygnały, znaki”.
Mimo stwierdzenia u/chybień formalnych tekstów Maliszewskiego muszę przyznać, że opisujący Nową poezję polską rozmówca „Czasu Kultury” wciąż zaskakuje pozytywnie… pomysłowością! Trafnie określił niepokojące zjawisko szerzenia się „literatury populistycznej” (dla ludu odczuwających „samotność w sieci” kucharek) oraz głodu bezczelnej twórczości młodych bez literackiej za/wartości… Używając pojęcia „mandarynizacji” dla nazwania tendencji do obniżania wartości produktów kultury, Maliszewski rozprawił się z mediami i masami czytelniczymi. Oberwało się też wojującemu „produktem polskim” pseudoproboszczowi – Sławomirowi Shutemu, „puszczającej pawia” Dorocie Masłowskiej i następcom.
DoGRYwka
Pierwszą połowę „Czasu Kultury” 2/2006 wypełniają wspomniane teksty tematyczne (Footboys & Girls). W drugiej czytelnik także znajdzie emocjonujące fragmenty: wiersze Marty Podgórnik i Mariusza Grzebalskiego, opinie i relacje z wystaw oraz Festiwalu Filmowego Ofensiva 2006, rozmowy z młodymi artystami offowymi, recenzje. Pozostaje tylko włączyć się do czytelniczej gry!
Omawiane pisma: „Czas Kultury”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt