Witryna Czasopism.pl

nr 36 (153)
z dnia 22 grudnia 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

CZY CZASEM NIE WARTO MNIEJ (MÓWIĆ)?

O tym, że wszelkiego rodzaju dyskusje i debaty, artykuły i artykuły do tych artykułów polemiczne, spory i rozmowy na łamach pism (przede wszystkim kulturalno-literackich) właściwie pozbawione są sensu i zasadności, mówiono i pisano niejednokrotnie. Nie mnie oceniać sens i zasadność takich właśnie negujących wypowiedzi (a do licznego już i tak przecież grona dołączył np. niedawno Julian Kornhauser, jeden z uczestników toczącej się od jakiegoś czasu na łamach „Tygodnika Powszechnego” dyskusji pt. Literatura czy literaturka?) – wolno mi jednak stwierdzić, iż zebranie ich w jednym miejscu byłoby ciekawym doświadczeniem, i to zarówno od strony czytelniczej, jak również psychologicznej i socjologicznej. Nie od dzisiaj wiadomo, że negacja i krytyka to narzędzia, po które sięga się najczęściej. Podobnie sprawa wygląda z nagrodami literackimi, ich przyznawaniem, laureatami, uroczystościami wręczenia, składami jury, wyglądem prowadzącego i czym tam jeszcze – temat nienowy, do tego kontrowersyjny i, jeśli tylko spróbować o nim porozmawiać, prowadzący do zanegowania i/lub skrytykowania. Skrytykować zaś można wszystko i wszystkich: po pierwsze, sens rozmowy, dyskusji, dialogu, polemizowania, po drugie, temat rozmowy, a więc w tym konkretnym przypadku nagrody literackie, jako że to właśnie one stały się obiektem debaty, którą przeczytać możemy w książkowym dodatku (Książki w Tygodniku) „Tygodnika Powszechnego” (50/2005).

W dyskusji zatytułowanej Pióra, laury i polityka udział biorą: Michał Paweł Markowski, Jerzy Jarzębski, Stefan Chwin, Beata Stasińska, Jerzy Illg, Kazimierz Orłoś i Tadeusz Górny. Wymieniam nazwiska dyskutujących nie do końca w przypadkowej kolejności – już na wstępie muszę się przyznać do pewnej własnej hierarchizacji dyskutujących, a wartościowanie takie wynika nie tylko z merytoryczności i sensowności sądów i argumentów przedstawianych przez konkretnych dyskutujących, ale również z „zajmowanej pozycji”, a więc powodów, dla których ta konkretna osoba znalazła się w gronie zaproszonych do dyskusji. Tego, że wypowiedzi profesorów Markowskiego i Jarzębskiego będą najmilszymi dla oka i intelektu czytelniczego, spodziewać się można było od samego początku – oczekiwań obaj panowie nie zawiedli. Jednak prócz pewniaków wspomnieć należy o „pomyśle na dobranie” pozostałych gości. A więc Stefan Chwin występujący tutaj zarówno z pozycji pisarza, ale również byłego jurora Nagrody Nike, któremu dzięki temu wolno więcej: a to opowie kuluarową historyjkę z prac jury, a to przypomni o dylematach związanych z pojedynkiem Miłosza i Kubiaka. Skonfrontowani zostali ze sobą niejako wydawcy – Stasińska reprezentująca „młode” W.A.B., a po drugiej stronie Illg ze swoim „starym”, zasłużonym Znakiem. Nie mniej istotny jest podział gości według nagród, w których jury zasiadają lub zasiadali, a więc kolejno: Nike (Chwin i Jarzębski), Nagroda Kościelskich (Jarzębski po raz drugi) i Nagroda im. Józefa Mackiewicza (Orłoś). Już to wszystko sprawia, że tak spreparowana debata nie może być przesłanką do działania dla opisanych w poprzednim akapicie niesfornych negatorów i krytykantów. I jest tak w istocie – rzadko obecnie przeczytać możemy na łamach prasy dyskusję tak kontrowersyjną (bo i temat kontrowersyjny, i dobór gości jak rzadko kiedy trafiony, i prowadzący dyskusję Tomasz Fiałkowski jak najbardziej odnajduje się w zakłócanym gdzieniegdzie porządku rozmowy), obfitującą w liczne punkty kulminacyjne i krytyczne (zarówno w sensie dosłownym, jak i przenośnym), merytoryczną, a przede wszystkim interesującą, porywającą czytelnika.

Nie pora ani miejsce, by streszczać całość rozmowy, jednak nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał przynajmniej o kilku ciekawszych fragmentach i wątkach rozmowy ani nie posłużył się dla zobrazowaniu tychże przykładów kilkoma cytatami. Za ciekawsze fragmenty rozmowy uważam „rozważania polityczne”, a więc przedyskutowywanie nagród literackich i ich związków ze światem (światkiem?) polityki (czy to tej wielkiej, znanej z ekranów telewizorów, czy też polityki wydawniczej), mechanizmami rynkowymi, gustami czytelniczymi itd. (Markowski: „Oczywiście nagrody literackie są potrzebne: wydawcom, pisarzom, zwłaszcza młodszym, a jeszcze bardziej ich żonom... [...]. Dla czytelników nagrody mają charakter wyłącznie towarzyski, to znaczy nagrodzone książki stają się kolejnym tematem do rozmowy i nie ma to związku z ich wartością literacką”). Rozmowa nabiera ostrzejszego smaku w momencie, w którym Jerzy Illg ubolewa nad nieprzyznaniem tegorocznej Nike Kapuścińskiemu, a uhonorowaniem nią Andrzeja Stasiuka, a więc, jego zdaniem, autora zdecydowanie innego (w dopowiedzeniu – mniejszego) kalibru. Smaczek polega na tym, że wydawcą [zaczarowany pierniczek] Kapuścińskiego jest, jakżeby inaczej, Jerzy Illg, a Stasiuka już nie, bo, jak wiadomo, Stasiuka wydaje sam Stasiuk, a konkretniej jego żona. Illg mówi nie tylko o wybitnej książce Kapuścińskiego, ale o jeszcze innej pozycji, nagrodzonej kilka lat temu Nike – „Piesku przydrożnym” Czesława Miłosza. Wydawcą tomu szkiców Miłosza był, nietrudno odgadnąć, Znak. (Markowski: „Spory o werdykt są oczywiście nierozstrzygalne, w związku z czym musi dojść dodatkowy argument i ten argument sam, Jurku, podsuwasz jako wydawca. Ja to oczywiście rozumiem, tylko nie mów, że chodzi Ci wyłącznie o rangę dzieła i obojętne Ci jest, kto je wydał”. Illg: „Protestuję przeciwko cynicznemu sprowadzaniu wszystkiego wyłącznie do interesowności. Dyskutując o wartości dzieł – wszystko jedno, kto je wydał – występuję jako czytelnik, a nie jako wydawca. I potrafię te role rozdzielić”. Markowski: „Powtarzam: wydawca jako obiektywny czytelnik to mit”). Najbardziej jednak smaczne dla czytelnika mogą być „scenki z prac” jury (Chwin: „Zdarzało się, że po obradach nie miałem czystego sumienia. Zwłaszcza wtedy, gdy trzeba było wybierać między »Pieskiem przydrożnym« Miłosza i bardzo wybitnym dziełem Zygmunta Kubiaka, »Mitologią Greków i Rzymian«. Głosowałem wtedy jako ostatni: było pół na pół i to ja musiałem zdecydować. Taka scena może wracać w koszmarnych snach. Nie miałem poczucia dobrze spełnionego obowiązku”), pomysły na prezentowanie nagród literackich w mediach (raz jeszcze Chwin: „Zawsze marzyłem, żeby zamiast finałowej fety urządzić telewizyjną transmisję na żywo z finiszu obrad jury Nagrody Nike, bo zwykle ten finisz był bardzo dramatyczny i prawdziwie ekscytujący”) czy wątpliwości tyczące się obecnego stanu rzeczy (Markowski: „Nie bardzo wiem, jak człowiek zawodowo zajmujący się literaturą może dyskutować z księdzem, aktorką czy reżyserką teatralną”).

Gdybym miał jednym słowem połączyć co najmniej kilka interesujących tekstów zebranych w tym numerze „TP” i dołączonych do niego Książek w Tygodniku, wybrałbym określenie „zmiany”. O tym, że przyznanie młodemu (ale przecież nie tylko młodemu) pisarzowi Nagrody Nike czy Kościelskich, a mówiąc ogólniej – przyznawanie jakichkolwiek nagród, odznaczeń, orderów i wyróżnień jest zmianą, wstępem do pewnej, niejednokrotnie ogromnej zmiany, przekonywać nie trzeba chyba nikogo. Nie mniej oczywisty i niewymagający dodatkowych komentarzy jest przewrót spowodowany Soborem Watykańskim II, któremu to wydarzeniu w omawianym numerze „Tygodnika” poświęcono kilka tekstów, jako że mija właśnie jego czterdziesta rocznica. Duży tekst Józefa Majewskiego analizuje wydarzenia soborowe z różnych stron, dopuszczając do głosu zwolenników i przeciwników (radykalni tradycjonaliści). Do tego artykuł na temat czterdziestej rocznicy zniesienia ekskomunik z 1054 r., tekst Jarosława Borowca o kłopotach polskich biskupów udających się na sobór i wywiad z jego uczestnikiem, bp. Ignacym Jeżem.

Także ze zmianami, a właściwie nieustannie deklarowanymi chęciami poczynienia zmian wiąże się kilka mocno krytycznych tekstów odnoszących się do bieżących wydarzeń z polskiej sceny politycznej – mądra, wyważona rozmowa z prof. Andrzejem Zollem na temat lustracji (notabene podtytuł wywiadu to: Po raz kolejny o lustracji – proponowane reformy i konieczne zmiany). Mówi m.in. prof. Zoll: „Sam podpis to za mało, by stygmatyzować człowieka do końca życia [...]. Poza tym, niezależnie od różnych ogłaszanych »list agentów czy TW«, jeżeli ta osoba nikomu dzisiaj nie zagraża, jest dobrym lekarzem czy wykładowcą, mamy ją wykańczać, dlatego że kiedyś okazała się świnią? Czy w tym momencie jest to jeszcze kwestia interesu publicznego, czy może raczej jej sumienia? Ustawianie się w roli najwyższego sędziego zaczyna mi pachnieć Orwellem”. Warto też wspomnieć o dwóch umieszczonych obok siebie, skonfrontowanych ze sobą, prezentujących odmienne preferencje polityczne (ideologiczne?) „subiektywnych bilansach otwarcia” – jeden autorstwa Stefana Niesiołowskiego (senatora PO), drugi – Zbigniewa Romaszewskiego (kandydata niezależnego popieranego przez PiS).

Czytelnikowi, któremu mało jeszcze będzie sprawnie napisanej, a przede wszystkim merytorycznej i dojrzałej publicystyki, polecić mogę również komentarz autorstwa Krzysztofa Kozłowskiego o prezydenckich ułaskawieniach i związaną z nimi „moralnością” („Prezydent Rzeczypospolitej ma prawo ułaskawiać, kogo zechce, a ja z kolei mogę nie lubić, gdy ludzie siedzą w więzieniach [...]. Do oczywistych obowiązków Prezydenta RP należy dbanie o standardy naszego życia publicznego. W tej dziedzinie mamy akurat niezmiernie dużo do zrobienia, a każdy nierozważny krok oddala nas od państwa, w którym chce się żyć”) oraz świetny felieton Marcina Króla Ministrowie, mówcie mniej o cnocie milczenia, nadmiarze słów i nadużywaniu zaufania – tekst o wymiarze uniwersalnym, który wziąć sobie do serca powinni nie tylko politycy, ale również dziennikarze i poeci, mężowie i żony, najemni murarze i zatrudnieni na pełen etat hydraulicy, profesorowie akademiccy i piszący pracę roczną studenci polonistyki. Wszyscy.

Grzegorz Wysocki

Omawiane pisma: „Tygodnik Powszechny”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
DWUZNACZNY UROK ANDROGYNA
Kilka osób umówi się co należy do kanonu i załatwione
CHASYDZKI MCDONALD JUDAIZMU?

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt