Witryna Czasopism.pl

nr 31 (148)
z dnia 2 listopada 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

MOŻLIWOŚCI

„Czy wszystko ujdzie?” – pyta Kinga Dunin w pierwszej części swojej książki Czytając Polskę. Tym, którzy książki Dunin nie czytali, wyjaśniam, że wspomniane w pytaniu „wszystko” to w szczególności „wszystko, co robimy (z tekstami)”. Pragmatyści mówią, że owszem, wszystko ujdzie, choć nie wszystko uchodzi. Czyli że można robić (z tekstami), co się chce, należy jednak liczyć się z tym, że to, co robimy (z tekstami), może zostać przez innych uznane za niesłuszne. Na niezgodę pragmatyści przepisują uznane panaceum: rozmowę. Niektórzy olewają pragmatystów i ich recepty; niektórzy, czyli nie wszyscy. Ja, dla przykładu, ufam im, takoż ich receptom. Jeśli więc znajduję niesłusznym (o tym, jakim go rzeczywiście znajduję, niżej) użytek, jaki Joanna Olech robi z dorastającego chłopca w artykule Mój syn nie czyta…, opublikowanym w książkowym dodatku do „Tygodnika Powszechnego” (44/2005) – „Książki w Tygodniku” – skłonny jestem zrobić pierwszy krok i rozpocząć dialog. Zdawać się może, że niniejszej wypowiedzi bliżej raczej do monologu, ale to tylko pozór, ponieważ mamy tu monolog w odpowiedzi na inny monolog, a więc składową dialogu.

Obwieszczenie, że Joanna Olech robi użytek z dorastającego chłopca, którego odtąd będę traktował skrótem DCH, musiało zabrzmieć groźnie. Nie wątpię wszelako, iż Czytelnicy domyślili się, że nie idzie mi o wykorzystanie fizyczne, lecz „tekstualne”. Jacques Derrida mówił, że nie ma nic poza tekstem, czyli że DeCHy to też teksty – z którymi da się robić różne rzeczy, między innymi w artykułach prasowych. W swoim artykule Olech doradza, jakie książki podsuwać DCH, żeby w ogóle czytał. Stop. Czemu mowa o DCH, a nie o DD (dorastającej dziewczynce)? Fakt, że artykuł nie nosi tytułu Moja córka nie czyta..., naprowadza nas na trop milczącego przesądzenia: takiego mianowicie, że dziewczynki czytają same z siebie bądź z wrodzonej pilności, a chłopców trzeba w tę czynność wmanewrować (niektórzy wolą określenie „zachęcić”). A prawda jest taka, że dziewczynkom też potrzeba zachęty. (Na marginesie: Olech nazywa jedenastoletnich chłopców seksistami; oni na to nic, milczą; starszy kolega wstawia się za nimi i rzecze: Seksistka). Pojawia się pytanie, czym najskuteczniej znęcić młode podmioty jeszcze-nie-czytające. Olech odpowiada, że chłopcom dobrze jest dać to, co zechcą przeczytać. I to jest bardzo dobra odpowiedź. Autorka uszczegóławia: „Szukajcie w księgarniach książek przygodowych, z wartką akcją, z dziecięcym bohaterem w wieku waszego syna. Zapewne także z motywem inicjacji – pokonywania słabości, przemiany z dziecka w podrostka”. OK, zgoda. Kiedyś też byłem DCH i pragnę teraz podzielić się swoją historią.

Nie lubiłem czytać, mojej starszej siostrze to przeszkadzało i postanowiła działać. Nie miała złudzeń co do mnie: nie podtykała mi książek z wartką akcją i motywem inicjacji (za dużo liter i w ogóle), lecz publikacje o przyrodzie: atlasy geograficzne, rzeczy o zwierzętach, wprowadzenia w budowę ciała człowieka i Układ Słoneczny, albumy krajoznawcze i popularyzujące chemię (kolorowe i dużo ilustracji). Okazało się, że nieziemsko przejmują mnie układ okresowy pierwiastków i nazwy stolic Europy. Pary starczyło mi na parę lat. Podczas nauki w licealnej klasie biologiczno-chemicznej stopniowo się ulatniała, ostatni raz buchając na maturze z chemii. Następnie zechciałem napełnić się innym wywarem i stałem się humanistą. Prawda, gdyby moja siostra mogła posłuchać wskazówek Joanny Olech, moje życie potoczyłoby się inaczej (może, nienasycony, studiowałbym chemię). Morał widzę taki: książki dobieramy (sobie, jak i dzieciom naszym) bardzo różnie, ale nigdy nie są to wybory niewinne i bez konsekwencji. Propozycje Joanny Olech nie tracą zatem na znaczeniu, tylko na uniwersalności (której autorka zresztą sobie nie uzurpuje): wartka akcja i motyw inicjacji – może być, ale nie musi. Wyszło więc na to, że nie ma między Joanną Olech a mną niezgody i że łączy nas chęć pogwarzenia (ona ma okazję do opowiedzenia o trzech książkach: o Wilczym bracie Michelle Paver, o Morzu Trolli Nancy Farmer i Atramentowym sercu Cornelii Funke, ja zaś do powspominania swojego dzieciństwa). Pragmatyczne zalecenie rozmowy da się zatem rozszerzyć – już nie tylko „rozmawiajcie, gdy się nie zgadzacie”, lecz w ogóle „rozmawiajcie”.

Tak, pamiętam, że w „Tygodniku” ukazały się jeszcze inne artykuły poza wyżej omówionym. Spośród nich przemówił do mnie apel Aleksandra Kaczorowskiego pt. Wpuśćmy Rosję do Europy! Czytam i mam ochotę przyklasnąć. Kaczorowski pisze o dzisiejszych związkach Rosji z Polską, o naszej rusofobii, ich polonofobii i o tym, co na to Unia Europejska. Artykuł nakłania do zastanowienia się, czy zależy nam na porozumieniu, czy na wymierzaniu „sprawiedliwości”. Jeśli na tym pierwszym, to nasza „słuszna” rusofobia zaczyna trącić myszką: mimo Katynia, mimo łagrów i całej reszty tego, co Rosja zaserwowała Polsce. Nie mówię, że dobrze by było o Katyniu i łagrach zapomnieć, lecz że dobrze by było rozmawiać, a nie oburzać się (prawdziwy pragmatysta się nie oburza). Albowiem – choć trudno w to uwierzyć – Ruscy to niekoniecznie wysłannicy szatana, a Polska – przedmurze chrześcijaństwa. Rosjanie, jak przekonuje Kaczorowski, są ludźmi, z którymi da się pogadać i dogadać (choćby na bazarach okazuje się, że to złote chłopaki). Słyszę już echo, że to oni (Rosjanie) wykazują złą wolę, na ten przykład zamykając śledztwo w sprawie Katynia. Tutaj się poddaję i zachęcam do tym gorętszego umiłowania Rosji. Taki jakiś naiwny jestem.

Maciej Stroiński

Omawiane pisma: „Tygodnik Powszechny”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
KOCIARA I INNE
Złudny i niebezpieczny
felieton__FELIX CULPA

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt