Nr 22 (139)
z dnia 10 sierpnia 2005
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Stwierdzenie tytułowe nie jest znakiem ostrzegawczym, a przewrotną zachętą do sięgnięcia po pierwszy, tegoroczny [1 (43) 2005] numer kwartalnika „Kultura współczesna”. Zwykło się namawiać urlopowiczów, pragnących nadrobić całoroczne zaległości, na lekturę łatwą i przyjemną, taką, co pozwoli się zrelaksować, a przepracowanemu umysłowi wytchnąć co nieco. Tymczasem z „Kulturą współczesną” nic z tych rzeczy zdarzyć się nie może. A mimo to namawiam do czytania, bo kiedy, jak nie w czasie wakacji, mamy chwilę na namysł, refleksję, zagłębienie się w treści, nad którymi trzeba spędzić więcej czasu? Temat przewodni numeru 1. kwartalnika Kultura wobec wyzwań epoki cyfrowej i sieci wydaje się być w sam raz na plażę; oderwani od komputera, z wyłączonymi komórkami nareszcie mamy czas, żeby przyjrzeć się nowoczesnej technologii z dystansu. Choćby z pozycji leżącej.
Nie tak dawno omawiałam artykuły z „Kultury popularnej”, które także podejmowały kwestie związane z Internetem i zmianami w strukturze społecznej dokonującymi się pod jego wpływem. Kiedy doda się do nich te z „Kultury współczesnej”, można by pomyśleć, że dzięki tej swoistej antologii wyłania się całościowy obraz epoki cyfrowej. Przestrzegałabym, czyniąc to za wymową samych artykułów, przed nadmiernym optymizmem. Zmiany rodzą się na naszych oczach, a wyniki badań sprzed kilku lat już są obalane przez najnowsze. Optymizm może rodzić co innego: różnorodność zjawisk i chęć rejestrowania ich w formie analitycznych wypowiedzi. Chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na jedną sprawę, otóż znamienne wydaje mi się, że dwa pisma, które w swoim tytule mają słowo „kultura”, zajmują się sprawami w gruncie rzeczy z pogranicza nauk socjologicznych i antropologicznych. Dla opisywanych przemian życia pojedynczej jednostki, a także większych organizmów społecznych zwornikiem staje się kultura. Raz jest tłem tych przemian, a raz główną bohaterką. Taka sytuacja nie dziwi, po raz pierwszy bowiem kultura w tak dużym stopniu zainteresowała się technologią. Najczęściej z technologią romansuje kultura popularna, ochoczo wchłaniając wszelkie nowinki, nierzadko twórczo je wykorzystując. Łukasz Ronduda w artykule Software Art opisuje ciekawe zjawisko ingerowania przez artystów w gry komputerowe. Ingerencja nie odbywa się jedynie na poziomie artystycznego przekształcenia elementów gry, jest najczęściej wyrazem krytycznego podejścia wobec tego, co dzieje się w „kulturze technicznej” (sic!), stanowi artystyczną strategię skupioną na – jak pisze Ronduda – „analizie różnych aspektów naszego uwikłania w język oprogramowania komputerowego”. Z jednej strony artyści nie godzą się na z góry narzucony przez producentów gier porządek, panujący w świecie przedstawionym, z drugiej strony dokonują korekt w kreowanych wizerunkach postaci męskich i żeńskich, najczęściej dzieje się tak w kontekście genderowych rozważań.
Kamil Antosiewicz z kolei stwierdza, że „muzyka wydaje się najlepiej odzwierciedlać charakter współczesnej kultury, czerpie najwięcej z przemian technologicznych, które obdarowały potężnymi narzędziami zarówno twórców, przemysł muzyczny, jak i odbiorców, inicjując prawdziwą rewolucję.” ( „Copy and past”: rzecz o muzyce w dobie kultury cyfrowej). Autor przywołuje pojęcie „kultury remiksu” na opisanie zjawisk zachodzących w świecie muzycznym. Prócz wartości artystycznych wynikających z cytowania innych, zapożyczania fragmentów nagranych już utworów czy tworzenia kompilacji – wartością artystyczną może być choćby efekt zaskoczenia, jaki towarzyszy osadzaniu dzieła lub jego fragmentów w nowym kontekście – praktykom powyższym depcze po piętach prawo. Kwestie legislacyjne to jeden z poważniejszych wątków, przewijających się wśród rozważań o przemianach doby cyfrowej. Justyna Hofmokl i Alek Tarkowski to propagatorzy na gruncie polskim idei Creative Commons, zrodzonej z potrzeby stworzenia nowych rozwiązań prawnych, regulujących działania z zakresu własności intelektualnej, a jednocześnie autorzy kilku tekstów zamieszczonych w „Kulturze współczesnej”. Ich wspólnie napisany tekst Wolne niczym wiatr. O nowych formach regulacji ekspresji twórczej w epoce cyfrowej dowodzi, że nie można grodzić kultury i ograniczać do niej dostępu, informacje powinny być upowszechniane, tyle że należy zapewnić twórcom możliwość dokonania wyboru, które z treści chcą oni przekazać do dyspozycji publicznej. Jak piszą autorzy, „Zestaw licencji CC został stworzony, aby wypełnić lukę między pełną kontrolą narzucaną przez tradycyjne prawo autorskie a brakiem jakiejkolwiek kontroli nad użyciem dzieła znajdującego się w domenie publicznej.” Swój tekst kończą stwierdzeniem, że od polskiego społeczeństwa dysponującego rozwiązaniami, jakie oferuje Creative Commons, zależy, czy zechce ono kultywować m.in. takie wartości, jak edukacja czy otwartość. To pytanie dotyczy nie tylko społeczeństwa polskiego, ale społeczeństwa w ogóle, które często nazywa się społeczeństwem sieciowym. Rozwój technologii i ich powszechna dostępność a wpływ na strukturę społeczną to kolejny wątek przewijający się w tekstach kwartalnika. Dominik Batorski pisze, że „społeczeństwo ma co raz bardziej sieciowy charakter. Istnieniu sieci jako dominującego sposobu organizacji społecznej sprzyja upowszechnienie komputerów osobistych, Internetu i telefonów komórkowych. Korzystanie z tych nowych środków komunikacji przyczynia się do utrwalania sieciowego indywidualizmu (…).” Ciekawie brzmią te rozpoznania w kontekście wypowiedzi innego autora omawianego zeszytu. Kazimierz Krzysztofek pisząc o współczesnej cywilizacji informatycznej, przestrzega przed zaprzepaszczeniem możliwości, jakie ona przynosi, czyli szans rozwoju intelektualnego i duchowego. Co z tego, że technologia stwarza nam niespotykane dotąd ułatwienia w rozwoju osobistym i zdobywaniu wiedzy, skoro łatwo się osunąć w bierny konsumpcjonizm. Sieciowy indywidualizm byłby więc miło brzmiącym hasłem, za którym nie stałaby wizja jednostki niezależnej, twórczo rozwijającej swoje życie. Byłby raczej określeniem opisującym zbiór przypadkowo nawiązujących ze sobą kontakt istnień ludzkich, które gubią się w powodzi dostępnych narzędzi technologicznych. Na razie jednak, sądząc po tym, o czym piszą autorzy prezentujący swe analizy w „Kulturze współczesnej” nawet jeśli pojawiają się zagrożenia, natychmiast też pojawia się krytyczne podejście i chęć przeciwstawienia się im. A już na sam koniec, może banalnie i staroświecko, ale chciałoby się zakrzyknąć: „Przyszło nam żyć w ciekawych czasach!”
Omawiane pisma: „Kultura Współczesna”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt