Witryna Czasopism.pl

Nr 21 (138)
z dnia 22 lipca 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

CIĄGLE JEST CZAS NA DOKUMENT

„Może wy tam w dokumencie jesteście przyzwyczajeni do kłamstwa, ale my w reklamie nie kłamiemy.” – mówią pracownicy agencji reklamowej w doskonałym Czeskim śnie. I – co zrozumiałe – ich słowa wywołują salwy śmiechu na widowni. Na temat wiarygodności reklamy każdy ma własne zdanie, ale film dokumentalny – jakkolwiek zdajemy sobie sprawę z jego ograniczeń i możliwości manipulacji – ciągle traktujemy jako zapis rzeczywistości. Ostatnio w Witrynie sporo się pisało właśnie o dokumencie, ale ja raz jeszcze doń wrócę, a okazją będzie wakacyjny (7-8) numer „Kina”, gdzie m.in. podsumowano tegoroczny, jubileuszowy 45. Krakowski Festiwal Filmowy.

Zanim rozpoczął się konkurs, tradycyjnie wręczono nagrodę za całokształt twórczości, czyli Smoka Smoków – tym razem jej laureatem został Rosjanin Jurij Norstein, mistrz animacji: właściwie każdy z kilku jego filmów (łącznie trwają nieco ponad godzinę), np. Jeżyk we mgle, to klasyka gatunku. Twórca zaprezentował w Krakowie fragment swojej adaptacji Płaszcza Gogola, nad którą pracuje od... 20 lat – mam nadzieję, że na jego ukończenie nie będziemy musieli czekać drugie tyle.

Jaki był ten festiwal? Bogaty (łącznie zaprezentowano 300 filmów, z czego w samym konkursie ponad 100 krótkich fabuł, dokumentów i animacji), dłuższy niż zwykle (organizatorzy zapowiedzieli nawet powrót do formuły tygodniowej) i dobry, jak twierdzi Bożena Janicka (W realu), wyliczając dominujące wątki oraz tytuły najciekawszych obrazów. Wśród nich zdobywcę Złotego Lajkonika – Herkulesa Lidii Dudy, dokument niezwykły, zwodzący widza, który oczekuje kolejnego (a na festiwalu była ich nadreprezentacja) filmu o polskiej biedzie, wzbogaconego na dodatek o wątek niepełnosprawnego dziecka. Film Dudy, dziennikarki związanej z telewizyjnym Ekspresem Reporterów, daleki jest jednak od taniego sentymentalizmu, głównie dzięki tytułowej postaci, małemu Krzysiowi, który jest o wiele bardziej dorosły i odpowiedzialny niż jego bezrobotni rodzice. Rodzice, których tak bardzo kocha, choć wielu zapewne powiedziałoby, że nie zasługują na jego miłość i poświęcenie. Najbardziej bowiem przejmującą sceną jest trudna i daremna wędrówka dźwigającego ciężarki chromego dziecka do skupu złomu: właściciel żąda obecności dorosłego, który potwierdzi, że nie są kradzione. I jakkolwiek cieszy taka uczciwa postawa, to mimowolnie pojawia się pytanie, czy aby nie wymusiła jej obecność kamery, zwłaszcza, gdy w pamięci pozostają łzy zmęczonego chłopca.

Obejrzenie części konkursowych filmów skłaniało do zadania pytania o to, co tak naprawdę stanowi wartość dokumentu, a ściślej – czy jest nią wyłącznie temat? Oczywiście nikt nie kwestionuje jego interwencyjnej funkcji, chciałoby się wierzyć, że kino może zmieniać świat na lepsze, tylko czy istotna treść zrównoważy kiepską formę? Takie wątpliwości budził we mnie jeden z nagrodzonych ex aequo Złotym Smokiem filmów irańskich pt. Druga strona burki Mehrada Oskouei. W Iranie prawa kobiet nawet nie tyle są łamane, co w ogóle nie istnieją – potwierdzają to bohaterki filmu, mieszkanki wyspy Qesham. To szczególne miejsce, ponieważ panuje tam bardzo restrykcyjna obyczajowość, przejawiająca się m.in. noszeniem przez mężatki – aż do śmierci – przypominających kaganiec skórzanych masek na twarzy. Na dodatek to jeden z biedniejszych regionów kraju, mężczyznom trudno znaleźć pracę i utrzymać kilkunastoosobową rodzinę, więc dochodzi do dramatycznych sytuacji, np. samobójstw kobiet. Szkoda tylko, że, skądinąd szlachetne, intencje twórców wzięły górę nad ich realizacją: chcieli powiedzieć o wszystkim, stąd nadmiar „gadających głów”, sygnalizowanych wątków i – w efekcie – film zdecydowanie za długi, gdzie z każdą minutą coraz trudniej przejmować się losem bohaterek. Rację ma Andrzej Kołodyński (Kobiety z Iranu), pisząc, że Druga strona burki to raczej film etnograficzny, a nie – bardziej pożądany – współczesny dokument o społecznym problemie. Te oczekiwania spełnia drugi z irańskich laureatów – Prostytucja za zasłoną. Jego autorka, Nahid Persson, nieukrywająca swoich interwencyjnych zamiarów, wyjechała z Iranu 20 lat temu. Teraz, jako obywatelka szwedzka, wróciła do ojczyzny, żeby pokazać to, czego oficjalnie (skąd my to znamy?) nie ma: z kamerą towarzyszy dwóm młodym kobietom – obie są matkami, prostytutkami i narkomankami. Uzależnieni byli też ich mężowie – i to przez nich właściwie znalazły się na ulicy. Film rzeczywiście poruszający, obnażający obyczajową hipokryzję: w 1979 roku religijni ortodoksi zlikwidowali domy publiczne, zakazali też antykoncepcji. W efekcie ludność Iranu podwoiła się, co po latach spowodowało wzrost bezrobocia i zmusiło kobiety do prostytuowania się, do tego doszedł problem rozprzestrzeniania się wirusa HIV i chorób wenerycznych. W tej sytuacji ci sami konserwatyści poniekąd zalegalizowali nierząd, odwołując się do tradycji sighe, czyli tymczasowego ślubu, który można zawrzeć nawet na mniej niż dobę. Film doskonale pokazuje, jak łatwo można sfinalizować taką umowę i nie pozostawia wątpliwości, że obowiązki dodatkowej żony sprowadzają się głównie do roli kochanki, w zamian za utrzymanie jej i dziecka.

O tym, jak bardzo różnią się ludzie innych kultur – mimo że od lat ponoć żyjemy w globalnej wiosce – przekonywały i inne filmy. Mnie najbardziej utkwił w pamięci pokazywany poza konkursem chiński dokument Przedszkole, którego bohaterami są dzieci, głównie cztero- pięciolatki: nie tylko chodzą do przedszkola, ale i tam śpią, a do domu wracają tylko na weekend. I myliłby się ten, kto myśli, że ich rodzice przez kilkanaście godzin dziennie niewolniczo pracują w jakiejś fabryce – to głównie dzieci elity, którą zapewne stać na nianię. Pozostaje tylko nadzieja, że chińska ekspansja zakończy się na zalewie taniej odzieży, a nie wzorców wychowania potomstwa.

Ten dokument – mimo że wizja przedszkola z internatem jest dosyć przerażająca – był bardzo zabawny, podobnie jak kilka innych, w tym kilkakrotnie nagradzany Antykwariat Macieja Cuske. Ta ciepła, pełna humoru opowieść o panu Krzysztofie i jego klientach to również – jak przekonuje Tadeusz Lubelski (Przytulne miejsce) – trafna obserwacja naszej rzeczywistości, Polski kilkanaście lat po transformacji. Podobnie jest w przypadku Czeskiego snu, dzieła studentów praskiego FAMU, które – choć w sposób, jaki u niektórych może budzić etyczne wątpliwości – obnaża łatwość, z jaką poddajemy się manipulacji reklamy i pokusom hipermarketów. Twórcy obu filmów są jednak wyrozumiali wobec ludzi i ich ułomności, stąd chyba nieprzypadkowo w ich ręce trafiły nagrody publiczności. A 45. Krakowski Festiwal Filmowy, który przeszedł już do historii, udowodnił, że ciągle jest czas na dokument, zwłaszcza dobry.

Katarzyna Wajda

Omawiane pisma: „Kino”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
OSTALGIA, NOSTALGIA, SOCNOSTALGIA
BO INACZEJ NIE UMI…
KINO LATAJĄCYCH WOJOWNIKÓW

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt