Witryna Czasopism.pl

Nr 6 (123)
z dnia 22 lutego 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

ESENCJA ROKU W KINIE

Wkrótce dowiemy się, czy Amerykańska Akademia Filmowa w końcu zlituje się nad Martinem Scorsese i przyzna mu Oscara. Jakkolwiek co roku powtarzamy sobie, że te nagrody mają raczej walor marketingowy niż artystyczny, to jednak czekamy na wyniki wyścigu po złote statuetki. Dla nas dodatkowym bodźcem jest fakt, że wśród nominowanych są Polacy – Jan A. P. Kaczmarek za muzykę do Marzyciela oraz para dokumentalistów, Andrzej Celiński i Hanna Polak, autorzy wstrząsającej Ballady dworcowej. Trzymam też kciuki za Johnny’ego Deepa – ci, którzy już widzieli go w Marzycielu jako J.M Barrie’ego, słyszeli jego szkocki akcent, nie mają chyba wątpliwości, że Oscar mu się należy. I że jest prawdziwym Piotrusiem Panem. (Przy tej okazji mały apel do polskich dystrybutorów o trochę zaufania do widzów, którzy w większości przynajmniej słyszeli o tej książce, więc można było po prostu przetłumaczyć oryginalny tytuł Finding Neverland, a nie zastępować go banalnym, na dodatek w kontekście filmu mylącym.)

Oscary Oscarami, a tu ciągle filmowe podsumowania ubiegłego roku – z zainteresowaniem przeczytałam redakcyjną dyskusję w pierwszym tegorocznym numerze sieciowego pisma „Esensja” [nr 1 (43) 2005]. O tym, jakie były „Porażki i sukcesy AD 2004” (to równocześnie tytuł tekstu) rozmawiali recenzenci , czyli zgryźliwi tetrycy pisma: Ewa Drab, Kamila Sławińska, Michał Chaciński, Piotr Dobry, Tomasz Kujawski, Marcin Łuczyński, Bartosz Sztybor i Konrad Wągrowski. Dla większości rok 2004 pod względem filmowym był raczej przeciętny, co jednak nie oznacza, że nie było warto chodzić do kina. Dało się zauważyć pewne zmęczenie mistrzów głównego nurtu – Zemeckis, Spielberg czy bracia Coen zrobili nieco słabsze filmy, lepiej zaprezentowali się twórcy mniej znani i debiutanci. Takim odkryciem – i pod tym absolutnie się podpisuję – był Powrót Zwiagincewa, który redakcja „Kina” uznała za najlepszy film 2004 roku (oczywiście zupełnie nie został on zauważony przez amerykańskich akademików). Na szczycie rankingu „Esensji” znalazł się Władca pierścieni. Powrót króla, broniący w kinach honoru fantastyki, która wypadła dosyć średnio – dostało się Van Helsingowi, ale to, niestety, nie powstrzyma Stephena Sommersa przed realizacją sequela. Szkoda tylko, że Tolkien zamiast trylogii nie napisał tetralogii – byłoby na co czekać.

Nie raz podkreślałam, że zaletą internetowego medium jest jego pojemność – dyskusja w „Esensji” ujawnia preferencje poszczególnych krytyków, ale przy okazji wykracza poza wymienianie tytułów, stanowiąc, mam nadzieję, punkt wyjścia kolejnych rozmów. Weźmy na przykład spór o animację – czy rzeczywiście komputerowa ostatecznie pokonała tradycyjną? I czy utrzyma się, zostanie normą, tendencja, że filmy animowane – aluzyjne, operujące bardziej wyrafinowanym humorem – robione będą głównie z myślą o dorosłych niż dzieciach, za to grupą docelową fabuł staną się nastolatkowie, co może grozić postępującym infantylizmem. Pojawił się też wątek polskiej krytyki, którą, jak to określił Michał Chaciński, śladem amerykańskiej siostry dopadł syndrom bezkrytycznych zachwytów. Dla niektórych dyskutantów takim filmem, który pojawił się z etykietą arcydzieła było Między słowami (skądinąd na wysokim, 2. miejscu w rankingu). Cóż, gdyby ktoś przejrzał stare roczniki „Filmu”, te z lat 50. czy 60., mógłby się nieco zdziwić, widząc bezwstydne anonsy w rodzaju „uwaga, arcydzieło”, choć czas pokazał, że na przykład Siódma pieczęć na to miano zasługiwała. Akurat film Coppoli moim zdaniem jest dziełem wybitnym, zwłaszcza w porównaniu z ogromną większością amerykańskich produkcji, ale jego przykład – i to jest krzepiące – pokazuje, że kino ciągle budzi skrajne emocje. Wśród krytyków „Esensji” takie odmienne opinie wywołuje chociażby Osada Shyamalana czy Pasja – przyznaję, że rozbieżność między traktowaniem filmu Gibsona jako najbardziej katolickiego albo, wręcz przeciwnie, redukującego Ewangelię do krwawego naturalizmu, skłania mnie, by w końcu go obejrzeć i wyrobić sobie własne zdanie.

Dyskusja podzielona jest na części – każda poświęcona została odrębnemu gatunkowi (horror, komedia, kino akcji, dramat itp.) lub nurtowi (kino nieanglojęzyczne) – a jej puenta wydaje się oczywista: nawet jeśli nie było źle, to wszyscy mamy nadzieję, że rok 2005 w kinie będzie jeszcze lepszy. Dotyczy to również naszego podwórka, któremu w redakcyjnej dyskusji nie poświęcono wiele miejsca. Nie jestem pewna, czy akurat najlepsze było Wesele, ale zgodzę się, że Ławeczka to koszmar, a Pręgi, wyraźnie słabsze w drugiej części – przeceniono. Film Magdy Piekorz oscarowej nominacji nie dostał, za to ma szanse na inne nagrody, bo wkrótce wręczenie Orłów i Złotych Kaczek, o czym pisze Konrad Wągrowski (Nominacje do polskich nagród filmowych – komentarz). W tekście jest pomyłka – Orły to impreza dosyć świeża, ale jednak nie debiutancka, pierwsza edycja odbyła się w roku 2000. Inicjatywa przyznawania nagród branżowych – polskich Oscarów – spotkała się ze złośliwymi komentarzami, że skoro inni nas nie nagradzają, to nagradzajmy się sami. Istotnie, mam wątpliwości, czy, w sytuacji, gdy, wyłączając produkcje telewizyjne, powstaje kilkanaście filmów rocznie, sensowne jest ustanawianie aż piętnaście kategorii. I czy Orły wytrzymują konkurencję ze Złotymi Lwami. Zgadzam się z autorem tekstu, że zaskakuje brak nominacji za reżyserię dla Magdy Piekorz, choć mam nadzieję, że branża nagrodzi Krzysztofa Krauzego, bo Mój Nikifor dotychczas był raczej niedoceniony – swoją drogą, gdyby Krystyna Feldman pracowała w Hollywood, to Oscara miałaby w kieszeni.

Czekają nas też inne „ptasie” nagrody, bo „Film” ogłosił nową edycję Złotych Kaczek. Pojawiło się, o czym wspomina krytyk „Esensji”, pewne novum: redakcja sama ogłosiła nominowanych w poszczególnych kategoriach, ale pozostawiła jednak czytelnikom wolność wyboru, bo jest opcja „inne propozycje”. Czy rzeczywiście sugestie redakcji na kogo głosować związane są z faktem, że w zeszłym roku najlepszą aktorką wybrano Małgorzatę Kożuchowską, grającą głównie w obłędnie popularnym serialu M. jak miłość? Cóż, faktem jest, że dobrych ról kobiecych w polskim kinie jak na lekarstwo, więc może wypada życzyć sobie, by Orły i Złote Kaczki wzięły na siebie obowiązki bocianów i za rok przyniosły nam prawdziwy wysyp wspaniałych kobiecych bohaterek. W końcu od przybytku głowa nie boli.

Katarzyna Wajda

Omawiane pisma: „Esensja”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
Z PAMIĘTNIKA MIKRONAUTY
NA USŁUGACH CIAŁA
WSPÓŁCZESNE KINO PAŃSTWA ŚRODKA

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt