Witryna Czasopism.pl

Nr 32 (114)
z dnia 22 listopada 2004
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

SPOŁECZEŃSTWO CYBERPRZESTRZENI

Niedawno ukazała się w języku polskim książka Raoula Vaneigema Rewolucja życia codziennego, pozycja uznawana ze Społeczeństwem spektaklu Guya Deborda za podstawowe dzieło ruchu sytuacjonistów. Co prawda książka wyszła u nas ze sporym opóźnieniem (francuskie wydanie miała w 1967 r.), ale kiedy zestawi się ją z tekstem Stevena Besta i Douglasa Kellnera Debord, Cybersytuacje i interaktywny spektakl, zamieszczonym w trzecim tegorocznym numerze kwartalnika „Kultura Popularna”, przynoszącym spojrzenie na zagadnienia społeczeństwa spektaklu po trzydziestu siedmiu latach, dla czytelników obu pozycji spóźnienie to może się okazać korzystne. Znajomość podstawowych postulatów Międzynarodówki Sytuacjonistycznej i klimatu intelektualnego lat 60., jaką daje lektura książki, przyda się na pewno czytelnikom artykułu Besta i Kellnera, który, poniekąd, podejmując te same wątki po latach, weryfikuje niektóre z tez Rewolucji życia codziennego. Oczywiście korzyść ta stanie się udziałem czytelników, którzy zdecydują się przeczytać oba wymienione teksty, a także książkę Deborda. Ci jednak, którym nie będzie się chciało zaglądać ani do Rewolucji życia codziennego, ani do Społeczeństwa spektaklu, mogą poprzestać na artykule z „Kultury Popularnej”, jego autorzy bowiem, zanim przejdą do własnych rozpoznań, przypominają tezy sytuacjonistów i omawiają podstawowe pojęcia związane z koncepcją społeczeństwa spektaklu.

Best i Kellner, o czym dowiadujemy się z notki na końcu tekstu, opublikowali swój artykuł w specjalnym, poświęconym Debordowi numerze czasopisma „SubStance” w 1999 r. Od daty ukazania się artykułu dzieli nas pięć lat, więc można by pomyśleć, że i on stracił nieco na aktualności, tym bardziej że tempo życia jest szaleńcze i zmiany następują tak szybko, że trudno je nawet uchwycić. Mnie się jednak wydaje, że w Polsce dopiero zaczynamy debatę nad społeczeństwem spektaklu i ewentualnymi jego mutacjami, ponieważ dopiero od niedawna dane jest nam (czy jest to aż taki dar, można się spierać) doświadczać „rozkoszy” życia konsumpcyjnego. Warto więc popatrzeć na tekst jak na przestrogę dla neofitów. Choć – z drugiej strony – z artykułu można wywnioskować, że sytuacja, w jakiej się aktualnie znajdujemy, nie jest tragiczna i nosi znamiona wydźwignięcia się z układu niewolniczej zależności, w jakiej tkwiliśmy jako społeczeństwo spektaklu do tej pory (myślę, że mimo ustalenia, iż w pewnym sensie dopiero zaczynamy być jako Polacy społeczeństwem spektaklu czy społeczeństwem pierwszej jego fazy, żyjąc w epoce Internetu i nowych technologii, jednocześnie stajemy się uczestnikami drugiej fazy spektaklu; nadrabiamy zaległości i uczestniczymy w nowych przekształceniach). To, co odróżnia aktualną sytuację od tej, opisywanej przez Deborda, to możliwość wchodzenia w interakcje w ramach narzucanej formy uczestnictwa w rzeczywistości, stąd mowa w artykule o interaktywnym spektaklu, w którym „podmiot (…) jest bardziej aktywny, a nowe interaktywne technologie, takie jak komputer, multimedia i wirtualna rzeczywistość sprawiają, że możliwy jest większy zakres uczestnictwa, choć nie bez ambiwalencji i ograniczeń”. Owe ambiwalencja i ograniczenia według Besta i Kellnera rodzą się z uświadomienia sobie, że interaktywny spektakl nie jest wolny od manipulacji i ubezwłasnowalniania biorących w nim udział podmiotów, podczas gdy cybersytuacja – zdaniem autorów – wydawać się może bardziej kreatywna i dynamiczna. Piszę „wydawać się może”, ponieważ Best i Kellner przyjmują raczej ton wahania niż jasno skrystalizowanej pewności. Posługują się pojęciem „cybersytuacja”, przypisując mu cechy pozytywne, i „spektakl interaktywny”, nadając mu negatywne znaczenie, by w ten sposób ustanowić dwa główne drogowskazy, dzięki którym łatwiej będzie się im poruszać po wielobarwnej, a nie czarno-białej, przestrzeni współczesnych zjawisk. I chociaż w omawianym artykule nie ma miejsca, w którym autorzy jasno definiowaliby cybersytuację, a nawet więcej – zdarza się, że posługują się terminami „cybersytuacja” i „spektakl interaktywny” wymiennie, to można stwierdzić, że słowa „cybersytuacja” potrzebują (i w takich raczej kontekstach go używają) na określenie pozytywnych aspektów obecnej fazy społeczeństwa spektaklu, tzn. wtedy, gdy idzie o możliwości, jakie uczestnikom obecnego stadium spektaklu dają nowoczesne technologie i Internet. Innymi słowy: ci którzy znajdują się w cybersytuacji, stają się kreatorami przestrzeni, ci zaś, którzy uczestniczą w spektaklu interaktywnym, są poddawani manipulacji. Obietnice interaktywnej telewizji bowiem, kuszącej tym, że można wpływać na kształt programu choćby np. przez możliwość wyrażenia swojej opinii za pomocą telefonu (telefonowanie, wysyłanie smsów itp.), częściej ukrywają nowe formy zniewolenia, niż rzeczywiście pozwalają telewidzom na nieskrępowaną samoekspresję.

Nie jest łatwo zorientować się we wszystkich ograniczeniach i możliwościach, jakie przynoszą nam nowoczesne technologie i Internet, a wszelkie próby opisywania aktualnego stanu rzeczy są raczej wymyślaniem pojęć dla tego, co się dzieje wokół nas, a tym samym sposobem zapanowania nad skalą zachodzących zjawisk. Dlatego Best i Kellner oświadczają: „Unikalibyśmy jednak zarówno demonizowania cyberprzestrzeni jako obszaru alienacji i dehumanizacji (…), jak też wstrzymalibyśmy się przed uznaniem jej za nowy obszar emancypacji, demokracji i kreatywnej aktywności. Dlatego też dokonujemy rozróżnienia pomiędzy bardziej odkrywczą i wzbogacającą jaźń konstrukcją cybersytuacji oraz pseudointerakcją w produkowanym przez korporacje interaktywnym spektaklu”.

Porzućmy zatem siedzenie przed telewizorem, choćby programy oferowały nam nie wiem jakie możliwości tworzenia autorskich programów, siądźmy przed ekranem komputera, włączmy się do sieci i pomyślmy, co moglibyśmy zrobić pożytecznego. Best i Kellner uważają, że cybersytuacje można wykorzystać do rozwijania swoich zainteresowań, realizowania własnego potencjału i propagowania alternatywnych form aktywności i kultury. Angażować się w to mogą także jednostki wykluczone z publicznej debaty, zyskując tym samym prawo głosu i – co jeszcze bardziej istotne – przyczyniając się w ten sposób do podtrzymywania i rozszerzania demokracji. Taki rodzaj aktywności umożliwia komunikację pomiędzy jednostkami niechętnie uczestniczącymi w głównym nurcie kultury, a mającymi odrębne poglądy i pomysły na życie. Powstaje dzięki niemu alternatywna przestrzeń kulturowa, kto wie, być może już niedługo o takiej sile konsolidacji, że wpłynie na zmianę dotychczasowego kształtu rzeczywistości, nie tylko tej wirtualnej.

Agnieszka Kozłowska

Omawiane pisma: „Kultura Popularna”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
KULTURA UKRYTYCH BOGÓW
felieton__DZIEJE SIĘ NA DOLNYM ŚLĄSKU
W ODMIENNYM STANIE

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt