Witryna Czasopism.pl

Nr 30 (112)
z dnia 2 listopada 2004
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

NAGROBEK DERRIDZIE

Co stało się 9 października 2004 roku? Czy komuś z Państwa została w pamięci ta data? Tego właśnie dnia zmarł Jacques Derrida. Wiadomość o śmierci francuskiego filozofa nie wzbudziła większego zainteresowania naszych mediów i ktoś, kto niezbyt regularnie sięga po gazety i rzadko ogląda telewizyjne programy informacyjne, mógł ją przeoczyć. Co więcej, również w znanych mi środowiskach różnej maści humanistów niezbyt wiele mówiono na ten temat. Cisza nad grobem Derridy (pozwolę sobie na odrobinę patosu) zarazem nie dziwi i dziwi. Nie dziwi, bo przecież w Polsce teksty Derridy nazbyt łatwo wyśmiano, nawet – wyszydzono, a metodę dekonstrukcyjną sprowadzono do absurdu. Niewielu naszych humanistów zechciało na poważnie zająć się pracami Derridy. Dziwi natomiast, bo przecież mimo wszystko autor Gramatologii był – szczególnie na początku lat 90. – namiętnie czytany, ba, wywoływał naprawdę gwałtowne spory (przynajmniej w niektórych środowiskach, na przykład literaturoznawców). Z własnych lat studenckich pamiętam polowania na trudno dostępne teksty Derridy, potem ślęczenie nad niewyraźnymi kserówkami, wielogodzinne, burzliwy dyskusje, spory o to, czy mamy do czynienia z geniuszem, czy z intelektualny hochsztaplerem. Czy już o tym zapomnieliśmy, czy już na dobre odstawiliśmy Derridę wraz z postmodernizmem do lamusa idei?

Dodatek do „Faktu” – „Europa. Tygodnik Idei” w numerze 30 (z 27 października br.) wystawił Derridzie, chyba najokazalszy jak dotąd, tekstowy nagrobek, składający się ze szkicu Michała P. Markowskiego Polityka zdarzenia – o Derridzie i dekonstrukcji oraz wypowiedzi René Girarda, Agaty Bielik-Robson, Zdzisława Krasnodębskiego i Jürgena Habermasa. Są na tym nagrobku, niestety, rysy w postaci odredakcyjnych paratekstów. W jednym z nich znalazłem takie oto zadziwiające zdanie: „Właściwym sposobem wyrażenia szacunku dla zmarłego myśliciela jest próba rekonstrukcji jego doktryny, zanim jeszcze stanie się ona przedmiotem polemik i sprzecznych ocen”. Kto jak kto, ale jeden z redaktorów „Europy” – Cezary Michalski powinien pamiętać, że już dawno temu doktryna francuskiego filozofa stała się „przedmiotem polemik i sprzecznych ocen”. A jeżeli nawet Michalski zapomniał, to wystarczyło, żeby wczytał się uważnie w opublikowane w „Europie” teksty. Cóż, wygląda na to, że te krótkie tekściki redaktorzy tygodnika pisali na kolanie…

Myśl Derridy często sprowadzana jest tylko i wyłącznie do praktyki lektury tekstów, dekonstruowania kanonu europejskiej kultury. Co bardziej złośliwi komentatorzy pism autora Pisma i różnicy są nawet zdania, że proponuje on jedynie coś w rodzaju intelektualnej rozrywki, niezbyt poważnej żonglerki słowami, mającej na celu tropienie nierozstrzygalników i różnicy. Markowski stara się natomiast – moim zdaniem, jak najbardziej słusznie – pokazać Derridę jako myśliciela (w tym przypadku to chyba nawet lepsze słowo niż „filozof”) bliższego praktyce życiowej, który od lektury tekstów przechodzi do refleksji nad warunkami naszej egzystencji. Markowski pisze wprost: „Logika dekonstrukcji pokazuje nieuniknione starcie tego, co jednostkowe i tego, co powtarzalne. Jednostkowy jest każdy językowy idiom, barwa czyjegoś głosu, narodziny dziecka i śmierć starca. Powtarzalna jest każda instytucja, każdy kod, każda technika i każdy rytuał”. W swoim szkicu krakowski teoretyk literatury prezentuje, w jaki sposób tak postrzeganą „logikę dekonstrukcji” można zastosować choćby do opisu doświadczeń (Markowski pisze o „zdarzeniach”) narodzin czy śmierci. Oczywiście, można mieć wątpliwości, czy tak postrzegana „logika dekonstrukcji” nie staje się nazbyt uniwersalnym wytrychem do rzeczywistości, kolejnym prostym w obsłudze zestawem procedur opisu świata. Ważne jest jednak chyba coś innego: żeby – rzecz ujmę metaforycznie – wyprowadzić myśl Derridy z biblioteki. A to właśnie stara się zrobić Markowski. A że jest to potrzebne, świadczy o tym choćby wypowiedź Girarda, który uważa, że „dekonstruktywiści to tacy filozofowie, którzy biorą się za bary nie z antropologią, a jedynie z całą idealistyczną tradycją nowożytnej filozofii, od Kartezjusza po Heideggera”.

W tym miejscu pojawia się kolejny problem: Derridy jako „ojca” szkoły w humanistyce czy filozofii. Bo czy, nadmieniając o dekonstruktywistach, Girad miał na myśli samego Derridę czy też jedynie jego uczniów? Bielik-Robson pisze: „Z ojca Derridy wyrósł cały zastęp nadgorliwych potomków, którzy wcale nie chcą zdradzać swego taty: chcą robić dokładnie to samo, co on, tak samo, jak on”. I to właśnie wielu owych „potomków” źle się przysłużyło swojemu „ojcu”, próbując jego błyskotliwą, ale tez momentami migotliwą myśl, sprowadzić do zestawu poręcznych chwytów interpretacyjnych. Tak właśnie stało się w naszym kraju, gdzie chyba chętniej pochylano się nad tekstami „potomków” Derridy niż nad jego własnymi, gdzie książki Francuza zna się zazwyczaj z drugiej ręki.

I na koniec jeszcze jedna sprawa. Zazwyczaj Derrida postrzegany jest dosyć jednostronnie, jako postmodernista i dekonstrukcjonista, zajmujący się przede wszystkim rozkładaniem na czynniki pierwsze zachodniej tradycji metafizycznej. Krasnodębski i Habermas przypominają, że dzieło francuskiego filozofa jest zdecydowanie bardziej różnorodne i złożone, że oprócz „wczesnego” Derridy, akademickiego i przejrzystego, i „późnego” Derridy, literackiego i niejasnego, jest przecież Derrida zajmujący się kwestiami politycznymi, Derrida badający problematykę religijną czy Derrida nawiązujący do tradycji żydowskiej… Tylko, czy będziemy chcieli te różne twarze autora Gramatologii odkrywać, czy w ogóle będziemy jeszcze chcieli czytać jego teksty?

Robert Ostaszewski

Omawiane pisma: „Europa – Tygodnik Idei”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
PUBLICZNE − WSPÓLNE CZY NICZYJE?
HAJ-TEK, HAJL-HITLA
ŻYCIE WEDŁUG ALEJANDRO AMENÁBARA

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt