Nr 28 (110)
z dnia 12 października 2004
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Bardzo łatwo uznać jakiś temat za zamknięty, trudniej dostrzec nowe oblicze czegoś, o czym pozornie powiedziano wszystko lub prawie wszystko. Zderzenie przeciwieństw – dwóch różnych światopoglądów, idei, światów intryguje nie od dzisiaj, fakt, dopóki jednak konfrontacje takie mogą powiedzieć coś nowego o nas samych, warto się nimi zajmować. Najnowszy, październikowy numer „Odry” zdaje się podążać tym właśnie tropem, a podejmuje problemy sytuujące się – uprośćmy dla porządku – w przestrzeni religii, polityki i literatury.
Andrzej Jonas w tekście Wojna światów zastanawia się nad adekwatnością porównania dzisiejszej wojny islamu i chrześcijaństwa do średniowiecznych wojen religijnych. Próbuje rozstrzygnąć, czy terroryzm to faktycznie wojna o dusze. „O cóż więc chodzi w morderczych walkach?” – pyta i dochodzi do następującego wniosku: „hipoteza wydaje się banalnie prosta: zostawcie nam nasz świat! Do rządzenia, do czerpania z tego zysków, a także do czerpania zysków z kontaktów naszego świata z waszym. Nie jesteśmy tolerancyjni i tym się chlubimy. Nie ma u nas miejsca dla praw człowieka, religijnej wolności, politycznej swobody. Rządzić ma przez nas i tylko przez nas interpretowane prawo, które służyć będzie naszym i tylko naszym interesom. Wszelkie próby rozluźnienia obroży, jaką założyliśmy na szyję ludzi w naszym świecie, będziemy karać z całą surowością i z całą bezwzględnością. Musicie to całkowicie zaakceptować. W przeciwnym razie nasi ludzie-bomby wybuchną na waszych ulicach. Utopimy was w ogniu i krwi, jeśli nie pozwolicie nam czynić w naszym świecie tego, czego chcemy”. Terroryzm opierałby się więc na walce o zachowanie własnego świata, opartego na zasadach diametralnie różnych od tych, które rządzą światem Zachodu.
Ciekawe, zwłaszcza w tym kontekście, uwagi przynosi tekst Michała Mońki Ucieczka od wolności, którego tematem jest wpływ terroryzmu na ograniczenie praw obywatelskich Amerykanów. Ustawa „Patriot Act” – pisze Mońko – umożliwia dowolne inwigilowanie obywateli w myśl nadrzędnej zasady obrony przed terroryzmem. Paradoksalnie więc, islam broniąc swojego prawa do braku tolerancji i do ograniczania wolności, przyczynił się do zmniejszenia tolerancji i do ograniczenia wolności mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Zahamowanie rozwoju swobód demokratycznych pod wpływem wojny z islamem to fakt, co innego jednak wydaje się interesujące: sytuacja ta skłania mianowicie do refleksji, czy prywatne musi być zawsze polityczne i czy można/trzeba chronić prywatność przed wpływem państwa.
W tekście Piotra Tadeusza Kwiatkowskiego Jak pamiętamy PRL zderzone zostają z kolei światy demokracji ludowej i kapitalizmu. Artykuł Kwiatkowskiego uświadamia narastającą nostalgię i zadziwiająco pogodną pamięć tamtych czasów. Złudzenie bierze górę nad rzeczywistością. Autor wyróżnia cztery główne powody, dla których Polacy tak chętnie i pozytywnie wspominają Polskę Ludową. Po pierwsze, wiele osób jest zdania, że wtedy lepiej się ludziom powodziło, po drugie, o nostalgicznym stosunku do PRL decyduje rozbudowany system świadczeń socjalnych PRL, po trzecie, familiarność ówczesnych kontaktów, zastąpiona teraz przez rywalizację, po czwarte wreszcie, przekonanie, że wtedy w kraju panował porządek. „W pamięci współczesnych Polaków PRL rysuje się bowiem jako państwo, które troszczyło się o swoich szarych obywateli, gwarantowało im życie na przeciętnym poziomie, ale za to przewidywalne, stabilne, nieśpieszne. Dobra pamięć o tamtym czasie czerpie ze wspomnień o codzienności, z ciepełka stabilizacji, z małych radości prywatnego życia – z tworzywa dobrego na mgiełkę nostalgii, ale zbyt wątłego na symbol, który »potrafi się wznieść ponad historię – legendą«, jak to ujął Broniewski w poemacie o Karolu Świerczewskim, »robotniku i generale«” – podsumowuje Kwiatkowski.
Kolejnym obszarem, w którym dochodzi do zderzenia różnych światów i różnych interesów, jest świat literatury i nagród, umożliwiających wykreowanie mód literackich i wpływających na tworzenie współczesnego kanonu. W tekście Zwycięstwa i zwyciężeni Przemysław Czapliński analizuje fenomen nagród literackich pod kątem ich niewątpliwego pożytku, ale i negatywnego wpływu. Stwierdza na przykład: „W ostateczności nie to jest ważne, ile jest nagród, lecz to, ile z nich aktywizuje nas do czytania. Im więcej bowiem nagród traktujemy jako zachętę lekturową, tym większe szanse, że nie będziemy uzależnieni od jednego dyskursu o literaturze, jednej hierarchii i jednej miary wartości. Niedobra to sytuacja, gdy uważamy, że liczy się tylko kilka nagród – zawsze tych samych, a w dodatku uznawanych za »wszystko, co najlepsze«”. Konkurencyjność nagród to także walka między literaturą wielkich wydawnictw a literaturą wydawnictw niszowych, pomiędzy gwiazdami literatury, dla których są pieniądze, na których się zarabia, a debiutantami, którzy niekoniecznie się dobrze sprzedają i których trzeba dopiero wypromować. Nagrody decydują o istnieniu bądź nieistnieniu, ta przestrzeń życia literackiego jest miejscem dominacji i degradowania, w którym literatura staje się nie tyle celem samym w sobie, co środkiem do zdobycia dużych pieniędzy.
Problemy, które odnajdujemy na łamach październikowej „Odry”, tylko pozornie bardzo się od siebie różnią. Gdy przyjrzeć im się dokładniej, okazuje się, jak blisko jest polityce do religii, obronie wolności do jej ograniczania, promowaniu literatury do tworzenia getta elitarności, listom rankingowym do wyrugowywania Innego. Okazuje się, że tak naprawdę przede wszystkim chodzi o wpływy i władzę.
Omawiane pisma: „Odra”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt