Witryna Czasopism.pl

nr 22 (104)
z dnia 12 sierpnia 2004
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

DOM, MĘŻCZYZNA I ARBUZ

To jest trochę zawiłe, lecz warte uwagi, bo dotyczy rzeczy najprostszych: dawno temu Edward Hartwig zrobił wystawę, był rok 1956. Ekspozycję obejrzał fotografik Jan Sunderland i powiedział: „Wystawa przypomniała wielu spośród nas, że sztuka – to przede wszystkim wzruszenie, bezpośrednie odczucie, po tym dopiero materiał do analizy za pomocą »mędrca szkiełka i oka«”. Artysta pięknie wyraził fakt, na który nie wszyscy się godzą – naprawdę nie należy wstydzić się wzruszenia, szczególnie zaś w obliczu sztuki. Wzruszenie właśnie, i jego nie mniej istotną pochodną, odnaleźć można w „Biuletynie Fotograficznym” nr 7-8/2004.

Pierwszy znak tego szczególnego uczucia widz i zarazem czytelnik napotka już przy lekturze okładki. Arbuz i mężczyzna – brzmi zwyczajnie, ale wcale tak nie wygląda. Zresztą niewiele rzeczy zaliczyć można do zwyczajnych, nawet, gdy takie się wydają.


mężczyzna bez arbuza

W podwójnym, wakacyjnym numerze „Biuletynu Fotograficznego” teksty tradycyjnie są raczej krótkie, a zdjęcia – wyłącznie czarno-białe. „Biuletyn”, do czego łatwo się przyzwyczaić, nie używa koloru. Prawdopodobnie ze względów finansowych, ale, jak sądzę, nie tylko. W każdym razie tak się jakoś dobrze składa, że „Biuletynowa” konsekwencja skutkuje ważkimi konsekwencjami artystycznymi i bardzo sprzyja zamieszczonym w piśmie propozycjom.

Dla równowagi przekrój tematyczny letniego numeru jest szeroki, a na deser przygotowano zestaw wakacyjnych konkursów fotograficznych dla każdego. Najpierw jednak o wspomnianym już Edwardzie Hartwigu trzeba przeczytać kolejne wspomnienie, bo różni się nieco od tradycyjnych. Dość niespodziewanie wynika z niego bowiem, że „Hartwig jest organizacją psychiczną… nadzwyczaj wrażliwą. (Jan Sunderland)”. To Małgorzata Plater-Zyberk z okazji wystawy monograficznej przygotowanej przez Muzeum Narodowe w Warszawie przypomina dzieje wielkiej kariery wielkiego fotografa. Dla tych, którzy do Warszawy nie dotrą, w „Biuletynie” zamieszczono osiem prac Hartwiga, a ci, którzy wystawę zobaczą, będą mieli okazję do samodzielnego zinterpretowania „organizacji psychicznej artysty”.

Inna wystawa zdolna wzbudzić wzruszenia to praska ekspozycja Ivana Pinkavy. Pinkava jest jednym z najbardziej znanych współczesnych czeskich fotografów. Jego wystawa pt. Bohaterowie zrobiła wiele hałasu i był to hałas o tzw. Wszystko. Podczas letnich wędrówek po Pradze należy więc zajrzeć do Galerii Rudolfinum i nad fotografiami Pinkavy powzruszać się do woli, albo przynajmniej spróbować. Recenzenci twierdzą, że „głównym tematem prac Pinkavy są jasno zaakcentowane porównania, cytaty i skojarzenia z wielkimi narracjami kultury europejskiej”. Zatem istnieje też duża szansa, że i analiza prac artysty, rozpoczęta, gdy pierwsze wzruszenia miną, okaże się bardzo przyjemna.

„Biuletyn” na zachętę zamieścił kilka portretów autorstwa Pinkavy. Są to gładkie (tzn. pozbawione włosów) androgynicze postaci, które patrzą na widza szalenie wyczekująco. Trzeba przyznać, że jest w tym (przy dobrym układzie wrażeń) i tajemnica, i wyczekiwanie, i coś więcej jeszcze… Może również dostrzegana przez fachowców „surowa elegancja”. Poza tym wiele tu malarskości, zatrzymania akcji, czegoś, co każe domyślać się tego, co jest w środku – obok bohatera, tuż przy ścianie, za rogiem itp. Mniej więcej tam, gdzie fotografia Pinkavy się kończy, zaczyna się dziać coś naprawdę ciekawego i widz ma szansę na przeżycie, przykładowo, sporej twórczej irytacji wynikającej z fizycznej niemożności wejścia do obrazu uchwyconego w kadrze.

David Chandler nie pozwolił się zirytować i o fotografiach Pinkavy napisał, że chodzi w nich o „jedność kondycji umysłowej i fizycznej”. Jasne więc jest, że nie można tych prac tak po prostu opowiedzieć, trzeba je zobaczyć. Chociażby na łamach „Biuletynu”, chociażby w pomniejszeniu, we fragmencie, poza całością, jaką tworzy praska wystawa artysty. Trudno.


ile jest domu w domu

Gdy dostatecznie jak na nasze potrzeby opanowało nas wzruszenie, możemy sięgnąć po konkrety, czyli poczytać o domowatmosfera, projekcie, rzec by można – fundamentalnym. Wiadomo, że dom to pojęcie podstawowe, niby rozumiane podobnie, a jednak zawsze inaczej. Opowiadać o domu, to tak, jak opowiadać o życiu. W każdym jego aspekcie.

Z tego i z wielu innych powodów redakcja „Biuletynu” postanowiła zadać artystom (dyplomowanym i niedyplomowanym) pytanie „Czym jest dom?”. A teraz czeka na fotoodpowiedzi. „Biuletyn” planuje stworzyć coś w rodzaju niewypowiedzianej, lecz wyrażalnej syntezy, szczególnej opowieści, która powiedziałby prawdę o domu w ogóle i w szczególe. Na dobry początek w numerze zamieszczono kilka prac studentów krakowskiej ASP wykonanych w ramach ćwiczenia „domowa atmosfera”. Jest tu więc i otwarta pralka w klaustrofobicznej łazience, i firanki plus paprotka plus dziewczyna, i chłopak przy piecu ćwiczący jogę, z daszkiem rąk nad głową, i puste biurko, i lampka, i starsi państwo dający sobie buzi, i młodsi państwo dający sobie nieco więcej, uchwyceni w ruchu. I aż się prosi o kolejne dopowiedzenia oraz interpretacje.

Projekt wymusza na uczestnikach nie tylko użycie aparatu, ale też wymaga od nich pomysłowości, uwagi, nowego spojrzenia na stare, te najbardziej banalne sprawy. Co od razu stwarza pewne napięcie. Od widza zaś domowatmosfera wymaga wyczucia, by przypadkiem widz nie przeistoczył się w podglądacza.

Regulamin akcji zbierania zdjęć został zawieszony na stronie www.domowatmosfera.art.pl, najciekawsze prace będą wystawione w październiku. Można mieć tylko nadzieję, że organizatorzy trafili na podatny grunt i że rzeczywiście „zbiorowe wyobrażenie domu pozostaje kwestią otwartą, ulegającą ciągłej ewolucji”. Ciekawe, czy pojawią się prace typu „Polska, nasz dom”? Albo czy poruszona zostanie kwestia korytarza, przedsionka? Ile osób zatrzyma się na progu tego domowego zagadnienia, a ile od razu wskoczy na strych? Socjologowie powinni w każdym razie powstającą ekspozycję wnikliwie przebadać. Nie zapominając przy tym, że „(…) to przede wszystkim wzruszenie, bezpośrednie odczucie, po tym dopiero materiał do analizy za pomocą »mędrca szkiełka i oka«”.

Miłka O. Malzahn

Omawiane pisma: „Biuletyn Fotograficzny”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
POEZJA I RELIGIA.
Z Czesławem Miłoszem
rozmawia Teresa Walas
CZTERDZIEŚCI LAT NA ULICY
OKIEM I UCHEM

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt