Witryna Czasopism.pl

nr 20 (102)
z dnia 22 lipca 2004
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

EXIT, ENTER

Choć ludzik z niezbyt kuszącym penisem pojawiający się na pierwszej stronie mógł mnie jedynie zniechęcić, zdecydowałam się wejść na stronę www kwartalnika „Exit” – publikowane od piętnastu lat pismo dorobiło się niedawno wydania sieciowego. „Wydawanie czasopisma jest sprawą okropną i najwspanialszą zarazem – piszą redaktorzy, ogłaszając tę dobrą nowinę – Wiemy coś o tym, wydając od 15 już lat kwartalnik EXIT. Dotychczas praca ta przyjmowała tradycyjną formę. Papierową. Od dziś debiutujemy w wersji elektronicznej. Niezmienny jednakże pozostaje dobór tematów i preferencje artystyczne. W wersji elektronicznej można je zaprezentować szerszym rzeszom odbiorców. Wersja tradycyjna z kolei ma większą szanse na przetrwanie. W obu przypadkach nikt nas nie zwolni jednakże z konieczności podejmowania decyzji. I to jest okropne i najwspanialsze zarazem”.

Ciekawi mnie zawsze strategia pism ukazujących się i w realu, i w wirtualu, zwłaszcza to, ile zdecydują się udostępnić owym „szerszym rzeszom odbiorców” za friko. „Exit” jako pismo niespecjalnie komercyjne wybrał raczej wersję minimum. W całości możemy tu poznać zaledwie cztery teksty z ponad dwudziestu (po jednym na dział), z reszty pozostały jedynie tytuły i zajawki. Natomiast stwierdzenie o okropności i wspaniałości, które pojawia się we wstępniaku, w tym akurat przypadku przełożyło się również na sam produkt. Zacznę od dwóch skrajności.

Tekstem mocnym i interesującym jest niewątpliwie „Sztuka i mediokracja” – prezentacja ostatnich prac Zbigniewa Libery autorstwa Kazimierza Piotrowskiego. Choć Libery wszędzie pełno (pojawia się nota bene także na okładce ostatniego „Obiegu”), refleksje Piotrowskiego, mające charakter bardziej ogólny, zasługują z pewnością na skupioną lekturę. Obrywa się tu solidnie mediom, zwłaszcza słynącej z wyjątkowo nieudanych recenzji sztuki „Gazecie Wyborczej”, a chłoszczące dłonie tak autora tekstu, jak i samego Libery dopadają szczególnie naczelną recenzentkę „Gazety”, Dorotę Jarecką.

„Media, zdaniem Libery – pisze Piotrowski – coraz bardziej kontrolują sztukę, a instytucje artystyczne i fachowa krytyka są słabe. Grają one rolę klientów medialnych korporacji. Kuratorzy, galernicy i sponsorzy nasłuchują, co powie, na przykład, taka »Gazeta Wyborcza«, gdzie nie mogą ukazać się trudniejsze, odważne intelektualnie teksty o sztuce. Byle przeciętna umysłowość, ale pisząca w gazecie o ciężkim nakładzie, trzęsie naszym światem sztuki, a nawet tzw. artyści krytyczni lękają się nazwać ten stan rzeczy po imieniu”.

Piotrowski popiera swą tezę przykładem bardzo powierzchownego tekstu na temat twórczości wymykającego się stereotypom artysty Andrzeja Partuma. Partum, oraz Jan Świdziński, Zofia Kulik, Anastazy Wiśniewski i inni, to zapomniani przez media „Mistrzowie”, których sylwetki przybliża Libera w swojej prowokacyjnej pracy, polegającej na stworzeniu „podróbek” znanych periodyków. Te – same z siebie – z pewnością nie zająknęłyby się nawet na temat owych mistrzów, pomijając już fakt, że ich istnienie pewnie w ogóle umknęło ich uwadze. Samej zaś pracy – Mistrzom Libery, mającego sławę skandalisty – jak zwykle poświęciły trochę miejsca, dzięki czemu publiczność wreszcie mogła dowiedzieć się bez przekłamań choćby o Partumie właśnie. „Sensu sztuki nie może reglamentować pracownik jakiejś medialnej korporacji, który boi się ukazać w swej gazecie przyczyny tego wyrafinowanego dowcipu Libery i nie zaryzykuje wspólnej manifestacji przeciwko medialnej przemocy, bo przecież z niej żyje” – konstatuje gorzko Piotrowski.

Na drugim biegunie znajduje się „opinia” (dział „Opinie”) młodego kulturoznawcy Krzysztofa Baranowskiego poświęcona fotografiom Bronisława Schlabsa, pretensjonalna poczynając już od tytułu („Time-binder po nowoczesności”). Nie wiem zaiste, jak to się stało, ze pismo z pewnymi tradycjami zdecydowało się na publikację takiego tekstu. „Schlabs jest bowiem artystą przeżywającym, rejestrującym swoje życie – jak ono wzrasta w czasie, poszukiwaniach i wnioskach” – pisze już w „leadzie” autor, a potem jest tylko coraz lepiej. Nie będę marnowała kilobajtów ani nadużywała cierpliwości czytelników, rozpisując się więcej na ten temat, jest to po prostu słaby kawałek (a szkoda, bo artysta interesujący), przejdę więc od razu do sprawozdania Krzysztofa Żwirblisa z goszczącej w warszawskiej Królikarni wystawy Rzeźbiarze fotografują. „Fotografują, bo wypowiadają się także w sposób nie kończący się powstaniem zamkniętego dzieła” – zauważa Żwirblis. Na wystawie znalazły się prace (często dyplomowe) rzeźbiarzy, począwszy od Henryka Morela czy Krystiana Burdy (lata 60.), poprzez debiutujących w latach 90. dyplomantówach Grzegorza Kowalskiego, jak Kozyra, Althamer czy Żmijewski, po artystów młodszego pokolenia. Zdaniem autora, wystawa „ilustruje, z jednej strony, wagę fotografii w dydaktyce, z drugiej proces odchodzenia od rzeźby klasycznej, materiałowej i znajdowania zjawisk, prac antycypujących jej obecną sytuację, kiedy staje się pomocą w inicjacji młodych ludzi w sztukę. To wystawa-soczewka skupiająca naszą uwagę na współczesnym rozumieniu sztuki i rozciągliwości jej środków”. Rozciągliwość rozciągliwością – ale niewątpliwie ciekawy to wybór fotografii, już na pierwszy rzut oka innych, bardziej skupionych na bryle, traktujących „materialnie” i przedmiotowo także ciało ludzkie. W wydaniu wirtualnym „Exitu” znajdziemy jeszcze tekst Sztuka kontrolowana przez widza Joanny Zielińskiej (dział „Interpretacje”) poświęcony interaktywnym, choć i nieco nostalgicznym pracom młodego krakowskiego artysty Jana Simona.

Ogólnie rzecz biorąc, odczuwam lekki niedosyt, jeśli chodzi o zawartość wydania elektronicznego, choć oczywiście rozumiem motywację autorów pisma, które z pewnością nie utrzyma się z reklam w sieci. Zgodnie z ich wskazówką radzę zatem sięgnąć do wersji papierowej, gdyż sądząc z króciutkich „starterów” można tam znaleźć kilka smakowitych kąsków. To mówiąc, robię „exit” i idę spać.

Klara Kopcińska

Omawiane pisma: „Exit”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
SZYBKO I PRZYJEMNIE
ZESZYTY POD KLUCZEM
NA FALACH PRUDERII

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt