nr 3 (267)
z dnia 25 marca 2011
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Proces odrabiania polskich zaległości kulturalnych powoli zaczyna obejmować Piera Paola Pasoliniego. Znany jest na naszym rodzimym podwórku przede wszystkim jako reżyser, gej i lewicowiec, zamordowany w nieznanych okolicznościach na jednej z włoskich plaż. A przecież – mówiąc najogólniej – Pasolini to także literat i społecznik, może nawet „najbardziej rozpoznawalna postać włoskiej kultury po II wojnie światowej” (Mateusz Werner, Nieznany Pasolini). Rozpoznaniu jego osoby i jego dzieła służą różne inicjatywy, poczynając od warszawskiego przeglądu filmów Pasoliniego z 2009 roku połączonego z konferencją naukową, a kończąc na zapowiedzi wydania książki zatytułowanej Eseje, obejmującej artykuły i rozprawy Pasoliniego z obszaru „teorii lingwistycznej, historii literatury, filmoznawstwa, filozofii i socjologii kultury, a także pełnej publicystyki politycznej”. Książkę wydać ma Fundacja im. Cieszkowskiego, której „organem publicystycznym” jest kwartalnik „Kronos”. Właśnie w jego ostatnim numerze 4/2010 zamieszczono siedem niedługich tekstów Pasoliniego, które znajdą się w zapowiedzianym woluminie.
Muszę przyznać, że nie należę do szczególnych wielbicieli Pasoliniego. Z jego filmów podobał mi się tylko jeden i to krytykowany wszem wobec – Medea z Marią Callas. Zapewne dlatego nie przyglądałem się zbyt dokładnie imprezom mającym przyswoić naszej kulturze jego skomplikowane – jak utrzymuje Werner – dzieło. Paradoksalnie, z tych samych powodów rozpocząłem lekturę „Kronosa” właśnie od wyimków z publicystyki Pasoliniego. Towarzyszyło mi pytanie, czy ma dzisiaj sens wydawanie tłumaczeń eseistycznego dorobku włoskiego twórcy, a jeśli tak, to jaki?
Od razu powiem, że pomieszczona w „Kronosie” publicystyka Pasoliniego absolutnie nie zachwyciła mnie, jeśli chodzi o jej stronę językowo-warsztatową. Narracja jest prosta i dosadna. Nieco zbyt ciężko i nużąco brzmią bliźniaczo podobne do siebie sformułowania odnoszące się do diagnozowanego przez Pasoliniego końca znanej mu formacji kulturowej. Często miałem również poczucie, że poruszane w tekstach wątki autor stara się nieco bezwładnie powiązać, co nie zawsze udaje mu się zrobić w sposób wystarczająco przekonujący. Jako przykład mogę tu wskazać tekst zatytułowany Prawdziwy faszyzm, a zatem prawdziwy antyfaszyzm, w którym pisze Pasolini o odpodmiotowionej formie władzy, kodach kulturowych, konsumpcjonizmie jako faszyzmie i wielu innych rzeczach. W tekstach Pasoliniego brakuje mi lekkości, dającej do myślenia dezynwoltury, elementu zaskoczenia i niedopowiedzenia, do którego przyzwyczaiła mnie lektura polskiej publicystyki zaangażowanej, choćby Kisiela czy Leszka Kołakowskiego.
Być może takie, a nie inne odczucia wynikają z faktu, że publikowana przez „Kronos” publicystyka ściśle związana jest z określonymi momentami historii Włoch. Trudno o to czynić zarzut, w końcu są to teksty politycznie zaangażowane. Z drugiej jednak strony, jeśli ktoś ma świadomie wybiórczy kontakt z dziejami i kulturą Włoch współczesnych, wiele stosowanych przez Pasoliniego figur wyda mu się nieoczywistych (chociażby retoryczne pokazywanie demokracji chrześcijańskiej jako przedłużenia faszyzmu). Same zaś artykuły, odnosząc się do lokalnych kontekstów, zestarzały się i wydają się mieć sens już tylko dla historyków zainteresowanych przeszłością Italii.
Czyżby zatem publikacja eseistyki włoskiego reżysera miała wartość jedynie dokumentalną? Paradoksalnie odpowiem, że nie! Znalazłem bowiem wśród tych tekstów kilka ważnych – choć z dzisiejszej perspektywy niekoniecznie nowych – intuicji, które w ciekawy sposób pozwalają na konceptualizację świata, w jakim żyjemy.
Interesujące wydaje mi się określenie przez Pasoliniego definicji kultury narodowej. W szkicu Prawdziwy faszyzm, a zatem prawdziwy antyfaszyzm powiada on, że „kultura narodu to zespół wszystkich kultur klasowych: ich średnia. Byłaby zatem abstrakcyjna, gdyby nie była rozpoznawalna – albo raczej widoczna – w tym, co tyczy życia i istnienia, i gdyby nie miała w konsekwencji wymiaru praktycznego” (zaznaczenia moje – MMB). Praktyczna widoczność kultury oznacza tu tyle, że wyrażana jest ona „przede wszystkim przez język zachowania, lub też język fizyczny, i tylko w pewnej mierze przez – całkowicie skonwencjonalizowany i nadzwyczaj ubogi język werbalny”. Skupienie się na „języku zachowania” bardziej niż na werbalnie deklarowanych przekonaniach pozwala Pasoliniemu na postawienie ciekawej diagnozy. Otóż do niedawna można było mówić o kulturze narodu jako czymś zunifikowanym, to znaczy kultura taka tworzyła jedność, aczkolwiek doskonale widoczne były składające się na nią kultury klas społecznych. Na oczach Pasoliniego kultura narodu traciła swój charakter zunifikowany, przekształcając się w kulturę homogeniczną, to znaczy taką, w której ludzie dokonują „identycznych aktów, posługują się tym samym fizycznym językiem, każdego z nich można wymienić na innego”. W warstwie deklaratywnej kultura zhomogenizowana „urzeczywistnia marzenie starej Władzy o zbliżenie między klasami”. W ten sposób może być prezentowana jako postęp na drodze ku sprawiedliwości i wolności obywateli. Pasolini bezlitośnie pokazuje jednak, że kultura homogenizacji jest narzędziem służącym zaprowadzeniu nowego typu Władzy, o tyle gorszego od poprzedniej, o ile nie wiadomo, na czym nowa Władza miałaby polegać i kto miałby ją reprezentować. Choć Pasolini twierdzi, że „nie rozpoznaje jej już ani w Watykanie, ani we władających chrześcijańskich demokratach, ani w siłach zbrojnych. Nie rozpoznaj[e] jej już nawet w wielkim przemyśle, bo nie składa się on już z pewnej ograniczonej liczby przemysłowców”, to jednak wie „po prostu, że jest”, a nawet zna również pewne jej cechy. Porzucenie Kościoła, odrzucenie „starej reakcyjności i starego klerykalizmu”, przerabianie chłopów w drobnomieszczan, a zwłaszcza skoncentrowanie życia wokół produkcji i konsumpcji – oto jej znamiona! Taką władzę nazywa Pasolini totalną formą faszyzmu i demaskuje tkwiącą za jej retoryką tolerancji i hedonizmu przemoc i okrucieństwo: „tolerancja jest w istocie fałszywa, bowiem w rzeczywistości żaden człowiek nie musiał być nigdy tak normalny i konformistyczny, jak konsument”.
Kreśląc trajektorie nowej Władzy, Pasolini kapitalnie odsłania jej dialektyczność. Co prawda, idzie ona na pozorny układ z Kościołem, co widać w określonej polityce policyjno-prawnej związanej z naruszeniem dóbr duchowych; lecz przechwytuje też symbole religijne (choćby przeciwstawiając Jezusowi „jeansy Jesus”), zaczynając „najpierw konkurować z duchem religijnym (ocalając jedynie klerykalizm), aż w końcu zajmie jego miejsce, dostarczając ludziom całościową i jedyną wizję życia (klerykalizm jako instrument władzy przestanie być jej zatem potrzebny)” (Pasolini, Analiza językowa pewnego sloganu). Podobnie czyni z tradycją własnego narodu: choćby poprzez system szkolnictwa stwarza fikcję wdrażania młodych ludzi w wartości charakterystyczne dla ich wspólnoty. I tak – stwierdza Pasolini w Pierwszej prawdziwej rewolucji prawicowej – młodzież doskonale wie, co odpowiedzieć na maturalne pytania o dziedzictwo ojców, nie zmienia to jednak faktu, że dziś „»dziedzictwo« ojca nie jest już koniecznie faktem pozytywnym”, a władzy zależy bardziej na tym, aby dzieci raczej nie przyjmowały zwietrzałej schedy swojego narodu. Prowadzi to do całkowitego zaniku różnorodności i ślepoty na idee, wartości czy ideały. Pasolini stwierdza ze zgrozą, że dziś nie ma już nawet różnicy między grupkami sytych neofaszystów z Parioli (jedna z najbardziej elitarnych dzielnic Rzymu) a przestępcami z przedmieść – ich problemem jest „modny, jednakowy dla wszystkich ubiór, posiadanie porsche lub ferrari, lub też motocykli, które mogliby prowadzić jak mali, idiotyczni archaniołowie, wioząc z tyłu dziewczęta dla ozdoby, to prawda, ale popierające rozwody, wyzwolenie kobiet, i ogólnie… rozwój” (Pasolini, Prawdziwy faszyzm…).
Dlaczego ustalenia te uznałem za interesujące? W moim odczuciu w niezwykły sposób przystają one do zjawisk, które obserwujemy obecnie w Polsce. Pozwalają dookreślić sens kultury narodowej. Spojrzenie na nią przez pryzmat „języka zachowań”, a nie deklarowanych przez ludzi przekonań, wydobywa na jaw zżerające Polaków tendencje homogenizacyjne. Umożliwia również precyzyjne uchwycenie dialektycznej hipokryzji nowej władzy rozgrywającej przeciw sobie tendencje narodowościowe i kosmopolityczne, a także instrumentalizujące i zawłaszczające przestrzeń zarezerwowaną onegdaj dla religii. W perspektywie Pasoliniego – lepiej niż w optyce modnych dziś filozofów polityki, jako że napisanej bardziej zrozumiałym językiem – widać również, jak wiele decyzji nie służy dobru narodu, ale dobru władzy bez twarzy, która nie wiadomo, czym jest i nie wiadomo, kto ją reprezentuje. Ostatecznie więc ustalenia Pasoliniego wydają mi się ciekawe, dlatego że da się je zoperacjonalizować i wykorzystać do analizy konkretnych, polskich zjawisk. I nie chodzi mi wcale o konserwatywną chęć przeciwdziałania wspomnianym tendencjom przez ich ujawnianie; być może są one nieuchronne, być może przyniosą ze sobą więcej dobrego niż złego. Myślę jednak, że warto jest demaskować fikcję. Choćby po to, by bardziej świadomie budować świat tych nowych wartości, a także po to, by nie okłamywać się i jasno powiedzieć, iż gros z nich jest „dramatycznie sprzecznych” z wartościami, którymi żyliśmy do tej pory.
Gdyby nie „Kronos”, przeszedłbym obojętnie obok publicystyki Pasoliniego. Dzięki tekstom zawartym w kwartalniku wiem, że zainteresuję się Esejami, gdy tylko pojawią się na rynku. Dla wciąż nieprzekonanych dodam, że w „Kronosie” znajdą ciekawy blok poświęcony Lukacsowi (esej Piotra Graczyka i przekład tekstu György Lukacsa o Aleksandrze Sołżenicynie), a także szkic Graczyka o relacji seksualnej jako figurze komunizmu u młodego Karola Marksa!
Omawiane pismo: „Kronos”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt