nr 15 (241)
z dnia 5 sierpnia 2009
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
1.
Ciało i cielesność to tematy, wydawałoby się, wyeksploatowane. Z jakąś mściwą satysfakcją magluje się je na kolejnych konferencjach i sympozjach, poddaje rozlicznym, sążnistym analizom w zarówno naukowych, jak i bardziej popularnych pismach. Mimo to nowy numer „Kultury Współczesnej” [1 (59) 2009] poświęcony „Kulturze ucieleśnionej” broni się, nawet jeśli czyta się go nieufnie i z krytycznym zacięciem. Ma jeden podstawowy atut: jest bezpretensjonalny. Sprawnie i zręcznie zredagowany, nikt nie próbuje w nim wyważać otwartych drzwi ani nie aspiruje do głoszenia prawd objawionych. Dostajemy kilkanaście przyzwoitych tekstów – różnorodnych, a mimo to układających się w logiczną całość. „Kultura Współczesna” może stać się zwięzłym wprowadzeniem w temat (dzięki wielości prezentowanych perspektyw), ale pozwala też na wyznaczanie nowych, własnych czytelniczych ścieżek. Mnogość sposobów czytania jest w tym wypadku zupełnie uzasadniona, chociaż nie ukrywam, że ten drugi rodzaj lektury bardziej do mnie przemawia.
Poza tematem głównym – ciałem – wyróżniają się w „Kulturze Współczesnej” swoiste mini-cykle. Opowiem o dwóch, najbardziej frapujących szkicach, które składają się na niekonwencjonalną całość. Łączy je charakter opisywanych zjawisk: wspólnym tematem jest monstrualność. Chwała autorom, że wprowadzają na zakurzone humanistyczne podwórko tematy dotąd w Polsce zaniedbywane: niby nazbyt trywialne, za mało poważne.
2.
W 1522 roku saksoński chłop odkrył w macicy krowy zdeformowany płód: jedna z anatomicznych anomalii przywiodła mu na myśl kaptur mnicha. Stąd i nazwa potwora: mnich-cielę; jedno z najważniejszych wyobrażeń pochodzących z monstrualnego bestiariusza renesansowej Europy. Jego obraz – niebezpieczne skrzyżowanie elementów ludzkich i zwierzęcych, przemieszanych z sobą w sposób niemożliwy do prostego rozdzielenia – przywoływany będzie w rozlicznych polemikach epoki. Posłużą się nimi do zdyskredytowania przeciwnika katolicy i protestanci, zjednoczeni na moment w zamiłowaniu do używania przykładów wyrazistych i przekonujących. Wizerunek mnicha-cielęcia regularnie przewija się przez opisy literackie, codzienną korespondencję, różnorodne podobizny graficzne: dokumentujące, satyryczne, o charakterze bliżej nieznanym. Jego prawdziwy, krótki żywot nijak się ma do bogatej symbolicznej egzystencji, którą przyszło mu wieść: zawojował umysły ludzi epoki. O tym, w jaki sposób wykorzystywano jego obecność, pisze Anna Wieczorkiewicz w szkicu Historia mnicha-cielęcia. O szczególnej potrzebie istnienia ciał monstrualnych w porządku kultury i o ich retorycznym wykorzystaniu.
Wieczorkiewicz barwnie przedstawia świat w dużej mierze dla nas niedostępny. Temat jest wdzięczny, gdyż łasi jesteśmy na to, w czym wyczuwamy zaczyn groteski, na styku śmieszności, strachu i przerażenia. Kiedy wraz z autorką wczytujemy się w na poły podręcznikowe czy almanachowe XVI-wieczne zapisy, czujemy przede wszystkim, że zasadniczo zmieniła się wrażliwość. To, co na początku pozostawiało we mnie poczucie pewnego niedosytu (odniosłam wrażenie, że Wieczorkiewicz nazbyt łatwo przeszła od porządku historycznego do uogólnień), wydaje się jednak w takim czytaniu plusem. Mnie akurat bardziej kusi wgryzienie się w ten tekst z punktu widzenia historyka kultury, myślę jednak, że jest on również ciekawy, jeśli pójdziemy tylko tropem monstrualności, prześledzimy jej obecność w kulturze i zastanowimy się, w jaki sposób zmieniało się jej znaczenie. Wieczorkiewicz do takiego właśnie odczytania inspiruje.
3.
Artyści głodowania – ludzie, którzy z wystawionego na widok publiczny procesu doprowadzania własnego organizmu do stanu zupełnego wycieńczenia uczynili sposób na życie – zaczęli zaludniać masową wyobraźnię społeczeństw pod koniec XVI wieku, kiedy po raz pierwszy zrobiło się o nich głośno. Obecni byli na jarmarkach: głodzenie się bywało ludycznym widowiskiem, ku uciesze zgromadzonej gawiedzi, która mogła swobodnie wyrażać swoje sympatie, kibicować podejmującemu wyzwanie, głośno okazywać entuzjazm i dezaprobatę. Można ich było spotkać w przybytkach religijnych. Niemalże cyrkowy charakter zjawiska ustępował tu szanowanemu, rygorystycznemu podążaniu za wskazaniami biblijnymi. Artyści głodowania zajmowali swoje, ustalone i bezpieczne, miejsce w społeczeństwie aż do początków XX wieku, kiedy proceder ten zaczął zanikać. Kafka, pisząc Głodomora, uchwycił już sam zmierzch zjawiska.
Kajetan Mojsak w szkicu Artyści głodowania: O Kafce, głodomorze i pokazach osobliwości z pozoru wydaje się przede wszystkim dociekliwym interpretatorem autora Procesu. Jego analiza nie jest jednak zatrzaśnięciem się w wąskim literaturoznawczym getcie. Podoba mi się, że potrafi wpisać literaturę w szerszy kontekst. Mojsakowi udaje się uchwycić zależność między biografią a twórczością (zajmujące są jego uwagi dotyczące postrzegania przez Kafkę własnej cielesności), ale świetnie też pokazuje, jaka relacja może zachodzić między życiem a literaturą. Kafka nie pisze w próżni, świat jarmarcznych dziwów nie jest mu obcy, zna artystów głodowania, rozumie istotę ich postępowania. Potrafi przełożyć to na język sztuki. Szkic Mojsaka wydaje mi się interesujący zwłaszcza dlatego, że wciąga nas w system wielostopniowych dyskusji na temat zjawiska monstrualności. Jest precyzyjną analizą relacji łączących oglądanego i oglądających; „monstrum”, dziwoląga i tych, którzy swoją tożsamość zbudować mogą tylko w opozycji. A jednak, niejako ponadto, poprzez pokazanie dystansu do własnego ciała w przypadku Kafki, stawia nas przed problemem bardziej przejmującym, dotykającym nas bezpośrednio: dostrzeżenia monstrualności i nieodłącznie w nią wpisanej obcości w samych sobie, w naszej własnej cielesności. Mojsak definiuje „monstrualność”, aby potem obrócić lustro w naszą stronę i przekornie zapytać, czy aby i nas to nie dotyczy.
4.
Nie da się ukryć, że zaproponowana przeze mnie lektura „Kultury Współczesnej” jest subiektywna: problem monstrualności wydaje mi się jednak najciekawszy; najbardziej widowiskowy, do tego stopnia atrakcyjny, że w nie do końca sprawiedliwy sposób odciąga uwagę od innych tematów. Tym niemniej trzeba wspomnieć, że numer ten sporo oferuje czytelnikowi, który łaknie lektury bardziej teoretycznej, nie tyle może odległej od jego doświadczenia, co poddającej je uogólniającej refleksji. Szkice Wojciecha Małeckiego, Sylwii Breczko czy Moniki Bakke wprowadzają we współczesne dyskusje na płaszczyźnie filozoficznej, socjologicznej oraz tej sytuującej się na niebezpiecznym przecięciu nauk humanistycznych i przyrodniczych. Są świetnym wstępem i zachętą do dalszego wgryzania się w temat. Cały numer, dzięki różnorodności zgromadzonych tekstów, daje możliwość wyrobienia sobie własnego poglądu na miejsce cielesności – we współczesnej kulturze i w refleksji nad nią. Autorom udało się przy tym uniknąć prostych kalek, powtarzania jednym tchem: „ciało i ponowoczesność”, aż do znudzenia. Za to – w moim odczuciu – należą się im największe słowa podziękowania.
Omawiane pisma: „Kultura Współczesna”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt