Witryna Czasopism.pl

nr 7 (233)
z dnia 5 kwietnia 2009
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | wybrane artykuły | autorzy | archiwum

JĘZYK TEOLOGII. LEKTORAT DLA POCZĄTKUJĄCYCH

Poziom „zero”

Nie będzie niczym nowym, jeśli powiem, że w moim prywatnym, polskim „tu i teraz” język, którym mówię i którym jednocześnie jestem mówiona, ma pewne ściśle zaprojektowane parametry i ukryte nieprzypadkowe założenia. Najciekawsze, jak zawsze, lub – jak kto woli – najbardziej podejrzane, są te punkty słownika, które w danym momencie kulturowym wydają się pozornie neutralne, nienacechowane, bezdyskusyjnie zwykłe. Najbardziej złożone bowiem mechanizmy perswazji można odkryć wraz z odnalezieniem poziomu „zero” w komunikowaniu się za pośrednictwem danego języka, to jest wspólnego dla wszystkich użytkowników poziomu oczywistości.

Używając języka, stąpamy po niepewnym gruncie, zanim rzeczywistość przemieni się w literaturę jak woda w wino. Mówią nami symbole, które przeszły do języka potocznego, a znaczenia, na jakich nam zależy, wstępnie sortowane są według stereotypowych kategorii. Godzimy się na to bądź buntujemy, wciąż w tym samym języku, nie wychodząc nawet w porachunkach poza dozwolonych kilka miejsc po przecinku. Pozostaje nam jedno: czekać na moment, w którym język sam zdradzi swoją niesuwerenność i nieneutralność.

Próba rekonstrukcji ukrytych stopni „zero” języka jest w gruncie rzeczy rekonstrukcją wiary w małe epifanie. Zyskujemy w jej trakcie nieoczekiwanie ważnego sojusznika – multikulturowość. Posiada ona niebywałą zaletę: wymuszając współistnienie języków o skrajnie odmiennych funkcjach, uruchamia tym samym automatyczny wzajemny metakomentarz. Wyraziste ślady tego rodzaju metakomentarza odnaleźć można na granicy języka teologii i języka rzeczywistości.

Jako że w moim polskojęzycznym „tu i teraz” dominuje język teologii katolickiej, siłą rzeczy rozpoznanie, jakiego dokonuję, ma geograficznie i historycznie zawężony zasięg. Nie oznacza to jednak, że procesy, jakie współcześnie trawią język teologii katolickiej, nie mogą mieć odniesienia do języków teologii innych. Niemniej jednak, ilekroć mówić będę o języku teologii, będę miała na myśli teologię obowiązującą w Polsce, czyli katolicką.


Ukryte założenia

Nieneutralność języka teologii zostaje odsłonięta wraz z wykryciem zapożyczeń z niego w języku potocznym. Już w bardzo powierzchownym oglądzie rzeczywistości kulturowej znaleźć można przykłady nieobojętnych gestów semantycznych. Najdobitniejszą i najbardziej lapidarną formę zauważyć można w jednym z poznańskich antykwariatów. Klienci korzystać w nim mogą z dwóch sąsiadujących ze sobą półek. Półki podpisane są odpowiednio: „Religia” oraz „Inne religie”. Zestawienie obu formuł ujawnia manipulację ich zakresem znaczeniowym. Wykluczający charakter etykiety z nazwą „Religia”, która jedną z religii ustanawia jako domyślną, zdradza, że leksykalna wojna podjazdowa o dominację trwa w najlepsze, a wiara ustami patriarchów otacza swoje terytorium ochronnym kordonem komentarzy, które jednak, podobnie jak każda dobra fikcja, zmuszone są zaczynać się od słów.

Język teologii wypracował niezwykle złożony system znaków i zasad, w jakie zaopatrzył wyznawców. Przedstawieniowa uległość religii nakazuje między innymi, aby przed figurami świętych robić znak krzyża. Chcąc uczynić zadość tej konwencji komunikowania się ze świętością, starsze panie w jednym z zachodniopomorskich miast modlą się do kariatydy przydrożnego domu. Widać tutaj, jak język teologii zagarnął w powszechnym odbiorze odmienne kulturowo tradycje przedstawieniowe i na różne sposoby egzekwuje niekiedy mylnie im przypisywane funkcje religijne.

Antykwaryczne półki czy modlitwa do kariatydy to zaledwie anegdotyczne przykłady istnienia dużo poważniejszego problemu. Zapowiadają one jedynie obecność utajonego i całkowicie znaturalizowanego poziomu „zero” odbioru języka teologii. Teraz, gdy dokonuje się zmiana pokoleniowa odbiorców języka teologii, a nowe pokolenia tracą wyznaniową jednorodność, i kiedy przeobrażeniu uległ kulturowy kontekst, w jakim używamy języka teologii, warto prześledzić, jak religia zaprojektowała działanie języka teologii w rzeczywistości.


Negocjacje z nowoczesnością

Kiedy język teologii zaczyna ulegać społecznym potrzebom religii, opuszcza bezpieczne schronienie alegorii i traci immunitet tekstu świętego. Nie ma drugiego tak anachronicznego języka, którym jednocześnie powodowałoby tak silne pragnienie dostosowania się do nowoczesności. Niestety, mimo że język teologii chciałby w niej sprawnie funkcjonować i niepodzielnie sprawować nad nią władzę, ta sama nowoczesność pozbawia go mocy.

Z chwilą bowiem, gdy język teologii zaczyna czynić awanse społecznym potrzebom religii, okazuje się boleśnie historyczny. Dążąc do unowocześnienia swojego leksykonu, wymienia jednocześnie swoją funkcję magiczną, która jest jego warunkiem, na funkcję impresywną. W żadnym innym języku nie ma silniejszych performatywów aniżeli w wyizolowanym z normalnej komunikacji społecznej języku teologii. Słowa mają w nim nie znaczenie, ale moc sprawczą, są działaniami i wydarzeniami. W wyniku negocjacji z nowoczesnością słowa nabierają mocy wywierania wrażenia, chcą, aby odbiorca współuczestniczył w dialogu, zapraszają do współmówienia, dyskretnie perswadując kanoniczne treści. Formuły, które mają wywierać wpływ, są jednak wyczuwalnie niesprawne, zwłaszcza gdy zostają wypożyczone z obocznie używanych przez nowoczesność języków, w tym – z języka edukacji.

Język teologii zagrożony zostaje w efekcie, z jednej strony, trywializacją sacrum, jakie dotąd przechowywał w tabernakulum tekstów świętych, a z drugiej, nadmierną teatralizacją, obrzędowością i rytualizacją życia religijnego. By posłużyć się kolejnymi przykładami z kultury współczesnej: w podręcznikach do religii dla najmłodszych, niepiśmiennych jeszcze dzieci, pojawiają się polecenia wzorowane na nauczaniu niereligijnych treści, w tym polecenie pokolorowania obrazków. Wśród nich znaleźć można polecenie pokolorowania postaci Jezusa umierającego na krzyżu. Tego rodzaju zestawienie wtrąca wizerunek bóstwa w nieteologiczną, pozbawioną ochrony przestrzeń tekstów kultury, w jakiej poprzez niekanoniczne polecenie (religii katolickiej nie jest obojętne, w jaki sposób wyobrażane jest bóstwo) usunięta zostaje zeń funkcja sakralna.

Innym wariantem zagrożenia języka teologii może być powtarzanie poprzez inscenizację staro- i nowotestamentowych „realiów” z usuniętym znakiem alegorycznego cudzysłowu. Tego rodzaju przedstawienia odnaleźć można chociażby na świątecznych pudełkach czekoladek, obwolutach płyt z kolędami, w reklamach, teledyskach czy filmach familijnych. Inne ryzykowne ceremonie to między innymi plenerowe obrzędy religijne, które po odcięciu od historycznie uprawomocnionej, motywującej je sakralnie przestrzeni kościołów nabierają niebezpiecznych znamion jeszcze jednego spektaklu społecznego, którego nowa motywacja staje się nadmiernie uproszczona i upodabnia się do innych opresyjnych praktyk językowych, w których stawką jest jednostronna, silnie perswazyjna komunikacja z użytkownikami pewnego słownika.

Tak prowadzona polityka komunikacyjna powoduje, że język teologii nigdy wcześniej nie był bardziej językiem aniżeli współcześnie. Co najbardziej zdumiewające, rozmaicie przebiegająca desakralizacja jest konsekwencją upowszechniania języka teologii do granic jego semantycznej szczelności.


Przestrzeń wzmożonej perswazyjności

Anachroniczność języka teologii wydobywa na jaw edukacja szkolna. Podporządkowanie dogmatów interesom religii sprawia, że wiara zyskuje status wiedzy, do egzekwowania której nowoczesność wypracowała własne, nieteologiczne narzędzia. I znowu język teologii grzęźnie na granicy pomiędzy tekstem świętym a tekstem kultury, granicy, co niebezpieczne, nieweryfikowalnej przez jeden i ten sam zestaw narzędzi. Religia jako przedmiot szkolny staje się jednym z lektoratów, w którego programie zadaniem podstawowym jest pamięciowe opanowanie słownika pojęć i wymaganych do uczestniczenia w wierze formuł. W tym przypadku religia mocno podporządkowuje się szkolnym metodom weryfikacji wiedzy. Neutralizowane są tymczasem niebezpieczne paradoksy obecności języka „pustej” (rozszczepionej na cele nauczania) teologii. Oto lekcje religii wprowadzają w system pojęć i wartości dziecka te elementy, które w myśl zachowania niewinności dziecinnej wykluczone zostały z edukacji szkolnej poprzez zaniechanie prowadzenia lekcji wychowania seksualnego. Elementy – warto zdać sobie z tego sprawę – nacechowane negatywnie, w systemie zerojedynkowym, cielesne = grzeszne.

Interesująca wydaje się z perspektywy zderzenia języka edukacji szkolnej oraz języka teologii sytuacja spowiedzi katolickiej i akceptowana ministerialnie dwuznaczność, jaka wpisana została w religię czystości. Żadna bowiem lektura, żadne spotkanie, żadne doświadczenie erotyczne nie jest tak inspirujące dla dziecięcej samoświadomości seksualnej jak pierwsza spowiedź. Dzieci poznają przewidziany podstawami programowymi swego rodzaju spis rzeczy zakazanych, indeks skażonych grzechem części własnego ciała. Dziecko nie spodziewa się tego po sobie, nie podejrzewa siebie o to, że zawiera coś, czego powinno się wstydzić. Formuła obowiązująca, która brzmi: – Czy wyrzekacie się grzechu pierworodnego?Wyrzekamy się, jest w istocie propozycją współudziału w grzechu, bez którego dziecko przecież wcześniej egzystuje. Podporządkowanie dziecka językowi teologii sprawia, że dziecko traci niewinność, a musi pozwolić ją sobie odebrać, aby zasłużyć na udział w długotrwałym procesie jej odzyskiwania. Ta szczególna sofistyka dla uczniów szkół podstawowych, sprawne zarządzanie przymiotnikami, nie jest bynajmniej neutralnym oprogramowaniem katolickim dla nieukształtowanego sumienia dziecka, ekranem do wyświetlania strumienia danych, jakie napływają z dziecinnego świata, w dwuwartościowej logice dobra i zła. Dziecko dowiaduje się, że odtąd się składa z płci i jej skromnej przesłony i że już nigdy nie dostąpi niewinnego stanu całości. To samo dziecko zostaje nieprecyzyjnie poinformowane, że przez pewne punkty dotąd oswojonego ciała wstąpić może duch święty lub duch nieczysty. Dowiaduje się, o czym nie myśleć, czego nie chcieć, nie mówić, nie robić, dowiadując się też zarazem, że można to myśleć, chcieć, mówić i robić. Odtąd dziecko musi żyć z tą możliwością, z tą ofiarowaną na przechowanie sferą grzechu, którego samo nie umiałoby wymyślić. W ramach edukacji naturalizowane jest jednocześnie dwuznaczne oblicze spowiedzi. Swoista moralna homeopatia uprawnia do wykonywania na katechezach obowiązkowych szczepień przeciwko złu poprzez regularne iniekcje jego niewielkich dawek. Warto wyliczyć paradoksalne cele edukacyjne: nauczanie czystości poprzez wprowadzenie świadomości grzechu, dokładne sformułowanie warunków pomyślnych dla popełnienia grzechu, spis grzechów możliwych wkładany pod język jako środek odkażający ciało i umysł, pod język, którym dziecko wypowiada siebie i w którym mieszka. Logika farmakonu?


Mała stabilizacja znaczeń

Nawet powierzchowne przyjrzenie się temu obszarowi kultury, w którym język teologii podporządkowuje swoje tradycyjnie pojęte funkcje komunikacyjne edukacyjnym technikom wpływu, umożliwia prześledzenie nieneutralnej historii implementowania w języku rzeczywistości takich formuł i struktur, jakie wytwarzają w nim nowy przedmiot odniesienia. Paradoksy edukacji religijnej pokazują, jak użytkownicy języka teologii stają się przymusowymi użytkownikami grzechu, grzechu home editio. Aby sztucznie wykreować zapotrzebowanie na odkupienie, język teologii oferuje wyznawcom indeks czynów zakazanych. Przygotowanie do życia w epifanii okazuje się zwykłym dampingiem na rynku wartości duchowych. Owoc z drzewa poznania dobrego i złego wygląda na zmodyfikowany genetycznie.

Justyna Zimna

Artykuł pochodzi z czasopisma „Czas Kultury” nr 1/2009.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
TRAFIONY, NIEZATOPIONY, CZYLI SPOSOBY NA KASĘ
KOMIKS, HISTORIA, IDEOLOGIA
Od rytuału do boiska piłkarskiego

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt