Witryna Czasopism.pl

nr 2 (228)
z dnia 20 stycznia 2009
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

TRZEBA MIEĆ KLASĘ, BY BYĆ W MASIE!

1.

Wypadałoby, abym zaczął od usprawiedliwienia się, dlaczego tekst poświęcony tak poważnemu czasopismu jak „Recykling Idei” opatrzyłem tak naiwnym tytułem. Otóż chciałem w ten sposób odpowiedzieć na prowokację wpisaną w temat najnowszego numeru (11/2008): po rozmazanej okładce, na której widnieje błękitno-żółta smuga podmiejskiego pociągu, można by się spodziewać, iż to prędkość jako jeden z głównych wyznaczników modernizacji, jako swoisty fetysz ery globalizacji, stanie się przedmiotem wnikliwej i krytycznej analizy dokonanej przez autorów tekstów. Tak jednak się nie stało: „ruch” zapowiadany na okładce okazuje się − przewrotnie − ruchem społecznym, alterglobalistycznym, emancypacyjnym − uwagę poświęciła mu Naomi Klein w wywiadzie udzielonym Katarzynie Gawlicz i Marcinowi Starnawskiemu (Zapełnić moment próżni). Wywiad niewiele ma wspólnego z moimi pierwotnymi marzeniami o zawartości pisma, ale specyficzne rozczarowanie, którego doświadczyłem, nie ma większego wpływu na to, że omawiany tutaj numer „RI” jest niezwykle ciekawy, pełen pogłębionych analiz i godzien polecenia wszystkim zainteresowanym krytyczną i radykalną myślą społeczną. Mścić się za ową dwuznaczność „ruchu” nie mam zamiaru − odpowiadam tylko tytułem i, uznawszy rachunki za wyrównane, przechodzę do meritum.


2.

Sięgnięcie po kolejne pojęcia używane w dyskursie tyleż krytycznej i nowej, co tradycyjnej socjologii wydaje się być logiczną konsekwencją poprzedniego numeru, w którym analizowano pojęcie imperium wraz z większością jego praktycznych następstw. Teraz przyszedł czas na kolejne terminy z naszego słownika teorii krytycznej − przede wszystkim zaś na to, by zbadać, na ile pojęcia „klasa” i „masa” są w stanie jeszcze posłużyć jako narzędzie opisu rzeczywistości społecznej, w jakim stopniu można je jeszcze wypełnić nową treścią i czy są równie podatne na takie operacje teoretyczne, jak kategoria „imperium”, na nowo przepracowana przez Michaela Hardta i Antonio Negriego.


Zarówno „klasa”, jak i „masa” sprawiają wrażenie zabytków języka krytycznego. Stosowanie pojęć wypracowanych tak dawno, zwłaszcza „klasy” w odniesieniu do bieżącej sytuacji społecznej (tak globalnej, jak i zamkniętej w granicach jednego państwa), pozornie wydaje się mało zasadne. Okazuje się jednak, że choć samo pojęcie klasy może wywołać zaledwie wzruszenie ramion i kojarzy się z przestarzałym językiem, to mechanizmy za jego pomocą opisywane pozostają aktualne, mimo że sytuacja nieco się zmieniła, a rzeczywistość społeczna jest teraz opisywana z większą subtelnością.


Upadła zatem narracja o binarnym podziale na dwie klasy, klasę uciskaną i klasę uciskającą/panującą. Stało się to w dużej mierze z powodu wzrostu złożoności relacji, w jakie jesteśmy uwikłani. Trudno dziś wskazać podstawową klasę społeczną uciskaną w danym społeczeństwie albo klasę wyznaczającą jeden z dwóch biegunów, według których mają być zorientowane mechanizmy wyzyskiwania i bycia wyzyskiwanym oraz w oparciu o które − w przypadku rewolucji − miałoby dojść do zmiany społecznej, zależnej od dialektycznego zderzenia przeciwności.


Podano również w „Recyklingu” w wątpliwość kryterium „bycia klasą”, tudzież wyznaczniki, dzięki którym można stwierdzić, że dana jednostka jest reprezentantem jakiejś klasy. Jerzy Kochan ujmuje problem w historycznym kontekście (Gra w klasy), a jego rozważania dopełniono pochodzącym z 1987 r. tekstem Pierre’a Bourdieu pt. Co tworzy klasę społeczną?. Poszukiwanie owych wyznaczników „klasowości” jest w dużej mierze związane ze skomplikowaniem się modelu społecznego: skoro już nie rządzi naszym myśleniem społecznym binarna opozycja i coraz silniej dostrzegamy złożoność sytuacji, to o wiele trudniej jest stwierdzić, na jakiej podstawie wyróżniamy konkretną klasę i jaką ewentualnie rolę może ona odgrywać w modelu społecznym. Czy będzie to kryterium majątkowe, czy może raczej kryterium epistemiczne, odwołujące się do kapitału wiedzy posiadanego przez daną grupę – stosownie do tego, co wybierzemy, zdefiniuje się nam wyjściowa klasa. Należy również pamiętać, że mowa jest tutaj cały czas o kryteriach silących się na obiektywizm: klasą jest ta grupa jednostek, która spełnia określone kryteria, natomiast niewielkie znaczenie ma aspekt subiektywny albo to, na ile się dana grupa czuje klasą. Problemu tego rozróżnienia dotyka tekst Erica Olina Wrighta: Od badań stratyfikacji do analizy klasowej (i z powrotem?).


Brak możliwości prowadzenia binarnej narracji o walce klasowej (to rozdział w epoce przezroczystego Imperium całkowicie już zamknięty) utrudnia mówienie o emancypacji kolejnych grup społecznych, resp. klas. Niełatwo jest prowadzić dyskurs o charakterze uniwersalistycznym w momencie, kiedy już nowa lewica zaprzestała traktować proletariat jako zbiorowy ludzki podmiot, który, uzyskawszy świadomość swojej niedoli, dokona aktu samowyzwolenia i który jest na swój sposób, według zasady pars pro toto, reprezentacją całej uciśnionej ludzkości i wyzwalającego się z ograniczeń podmiotu ludzkiego. Mamy do czynienia z lokalnymi walkami klasowymi, mniejszymi procesami emancypacyjnymi, lecz żaden z nich nie może być w pełni reprezentatywny dla pozostałych. Także i tutaj objawia się przełamanie oświeceniowego uniwersalizmu: choć zachowuje się pojęcie emancypacji rozumu, wspólnego wszystkim członkom klasy społecznej, anuluje się jego powszechnie obowiązujący charakter.


3.

Szczególnie ciekawie na tym tle wygląda analiza pojęcia „masy”, dla mnie tym bardziej zastanawiająca, że mimo znajomości Imperium Hardta i Negriego wydaje mi się w dużej mierze kontrintuicyjna. Zwyczajowo bowiem kategoria masy traktowana była jako termin zawierający w sobie negatywną komponentę wartościującą − używana była ona przecież do stawiania diagnoz społecznych przez takich arystokratów ducha, jak Ortega y Gasset. Czytając dział poświęcony masie i masom, miałem gdzieś z tyłu głowy analizy mechanizmów masowych dokonywane przez Petera Sloterdijka w jego małym, acz cennym eseju Pogarda mas. Ów koryfeusz niemieckiej myśli ponowoczesnej z cudowną ironią żongluje tam analizami, aż w pewnym momencie pozwala sobie na jedną z moich ulubionych fraz: „masa zobowiązuje”. Co z tym zrobić? Jak pogodzić ze sobą te punkty widzenia? W chwili obecnej nie widzę łatwego sposobu na zbudowanie interpretacyjnego pomostu pomiędzy tymi dwiema koncepcjami masy − toteż odnotowuję tylko problem, który objawił mi się w trakcie lektury. Wypada zatem teksty Mateusza Janika (Spinoza w globalnym imperium) i Warrena Montaga (Kto się boi mas?) czytać ze świadomością, że mamy przed sobą dyskurs poświęcony masie jako pewnemu fenomenowi społecznemu, ale fenomenowi poddanemu już wstępnej obróbce.


Z powodu tej obróbki właśnie, a więc przez wyprofilowanie znaczenia kategorii „masy” (i przed analizą jej zastosowania do kondycji współczesnego globalnego społeczeństwa), wydaje mi się niemożliwe znalezienie wspólnego języka u Negriego i Sloterdijka. Jak bowiem pogodzić ze sobą język, w którym z szyderstwem mówimy o tym, że bycie w masie zobowiązuje do niewyróżniania się, z językiem, w którym masa artykułuje się jako wielość dążąca do emancypacji, wielość zniewolona przez homogenizujące imperium? Czy w Sloterdijkowskim rozumieniu masy jest miejsce na pierwiastek indywidualizmu, który zmieścił w nim Janik, wspierając się na Spinozie i Negrim? Na moje oko − nie da się takiego wspólnego języka dopatrzyć, ale nie jest to, naturalnie, odpowiedź ostateczna, a raczej wstępne zaproszenie do dyskusji, do sparingu mas. Tego właśnie zabrakło w tekstach „Recyklingu” – wyjścia ewakuacyjnego z trybu dyskursywnego wyznaczonego w dużej mierze przez autorów Imperium, skądinąd niewątpliwie inspirującego i imponującego ze względu na jego rozmach.


* * *

Wykorzystam raz jeszcze dwuznaczność słowa „ruch”: chwała „Recyklingowi” za to, że zapewnia równolegle do innych ośrodków − szeroko to nazwijmy − lewicowych, ruch w interesie; że polski alterglobalizm, krytyczna myśl społeczna nie są monologiczne. Że ruch idei trwa, nawet jeśli niektóre z nich pozornie wydają się wyczerpane.

Michał Choptiany

Omawiane pisma: „Recykling Idei”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
BUTY, DEPTANIE, UCIECZKI…
PO CO NAM CZASOPISMA TEATRALNE?
O NARCYZIE

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt