Witryna Czasopism.pl

nr 24 (226)
z dnia 20 grudnia 2008
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

B.S. JOHNSON: ROZPAKOWYWAĆ OSTROŻNIE, SATYSFAKCJA GWARANTOWANA

1.

Habent sua fata libelli... Wyświechtane i mocno zużyte to powiedzenie, ale nieuchronnie przychodzi na myśl czytelnikowi po lekturze tekstów, zaproponowanych przez redakcję „Literatury na Świecie” (7-8/2008). Wprawdzie głównym bohaterem numeru jest B.S. Johnson, jego literackie dokonania oraz los pisarza zapomnianego, jednakowoż ta antyczna fraza może się odnosić również i do małego bloku poświęconego translatorskim i edytorskim perypetiom Rękopisu znalezionego w Saragossie. Przygody manuskryptu tej powieści nie są może aż tak wyrafinowane jak samo dzieło Potockiego, mogą jednak wywołać silny rumieniec na policzkach miłośników literatury – a to za sprawą książek Dominika Triaire’a i François Rosseta, wywiadu z Triaire’em przeprowadzonego przez Annę Wasilewską (Jan Potocki. Nie tylko o biografii) oraz studium jej autorstwa, poświęconego przekładowi Edmunda Chojeckiego (W podziemiach Chataczu). Pasjonujące są niezwykle pokrętne ścieżki, którymi prowadzą nas francuscy badacze, próbując zrekonstruować prawdziwy obraz korpusu powieści, odtworzyć pierwotne zamierzenie samego autora, wreszcie − ustalić, w jakim okresie życia Potockiego powstały poszczególne partie tej (jak stwierdził swego czasu Jan Błoński) najwybitniejszej polskiej powieści (a napisanej po francusku przez polskiego arystokratę lepiej posługującego się językiem Moliera niż Kochanowskiego). Badania Francuzów znalazły swoje zwieńczenie w monumentalnej dwutomowej edycji Rękopisu, uzupełnionej o biografię autora, nie oznacza to jednak, że dzieło Potockiego i jego historia stały się już dla czytelników całkowicie przejrzyste. Jest raczej tak, że im więcej wiemy, tym więcej mnoży się znaków zapytania i białych plam na mapie. Ziarno niepewności zasiano też w zamieszczonym we wrześniowym numerze polskiej edycji „Le Monde diplomatique” artykule Yvesa Cittona Jak wydać powieść, która nie istnieje. Można go czytać jak przestrogę przed nazbyt ufnym podejściem do edycji, mających na celu rekonstrukcję autorskich intencji, prawie lub wcale już dla nas niedostępnych − zawsze bowiem dostaniemy mniej lub bardziej zafałszowaną konstrukcję edytora, nie zaś „nagie dzieło”, które wyszło spod pisarskiego pióra.


2.

Dziwne koleje losu spotykały również twórczość B.S. Johnsona − jak pokazuje w swoim eseju Krystyna Stamirowska (Pisarz odkryty na nowo – B.S. Johnson), większość jego książek z uwagi na niską sprzedaż poszła na przemiał, a te egzemplarze, które zachowały się w bibliotekach, zostały przywłaszczone przez mało etycznych bibliofilów i koneserów literatury awangardowej. Swoisty powrót Johnsona do kanonu literatury eksperymentalnej (on sam ponoć tego określenia unikał) nastąpił dopiero niedawno; w Polsce jest Johnson całkowicie świeżym zjawiskiem, które, jeśli nie liczyć małych fragmentów opublikowanych w latach 80. na łamach „Literatury na Świecie”, pojawia się u nas dopiero teraz w pełnej (bo w ujęciu przekrojowym i wieloaspektowym) krasie. Dzieje się tak za sprawą Ha!artowskiej edycji aleatorycznej i liberackiej powieści Johnsona The Unfortunates (Nieszczęśni), a także za pośrednictwem rzeczonego numeru „Literatury na Świecie”, który daje panoramiczny obraz rozwoju strategii pisarskich stosowanych przez autora Trału, dostarcza też kilku literaturoznawczych komentarzy do jego spuścizny.


Czy publikacja Johnsonowskiego numeru była skoordynowana z planem wydawniczym Korporacji Ha!art, a co za tym idzie, z nadzorowanym przez Katarzynę Bazarnik wydaniem w serii liberackiej jego powieści, składającej się z luźnych kart umieszczonych w pudełku? Tego nie wiem, dobrze się jednak stało, iż mamy w tej chwili na rynku wydawniczym dwie uzupełniające się propozycje. Właśnie numerowi „LnŚ” można przypisać walor popularyzatorski, tudzież edukacyjny, ponieważ „Ha!art” sięgnął po dzieło najbardziej radykalne od strony formalnej. Mimo to Johnson w wymiarze prezentowanym przez „LnŚ” nie może być odebrany jako pisarz łatwy, czy to pod względem problematyki, czy to stosowanej przez niego formy, niemniej jednak typograficzne i narracyjne eksperymenty, stosowane przez niego w pozostałych powieściach, są łatwiejsze do przyswojenia i mniej problematyczne od liberackich „szaleństw” z aleatoryzmem, przypadkiem i ideą książki/powieści totalnej. Warszawski miesięcznik bierze na siebie rolę przewodnika, który skłoni zapewne do sięgnięcia po Nieszczęsnych, a potem po sonety Queneau i inne jego utwory prozą, wreszcie − po Mallarmégo. W ten oto prosty sposób można wsiąknąć w kosmos liberatury i zechcieć znaleźć w Krakowie locum jak najbliższe Biblioteki Sztuki na ul. Karmelickiej.


3.

Jest dla mnie bezspornym faktem, iż w prozie Johnsona znajduje się ogromny potencjał problemów i strategii, których niepodobna wykryć i zanalizować po jednorazowej lekturze. Johnson jednak przedstawia się jako jeden z tych twórców, którzy śmiertelnie poważnie traktują związek literatury z egzystencją; literatura, proces pisania były dla niego nierozerwalnie splecione z jego codziennym życiem. Burzył zastane konwencje gatunkowe i nie mieścił się w utartych schematach narracji, ponieważ doświadczenie, które chciał zawrzeć w swoim życiu-pisaniu, rozsadzało literackie skorupy, pchało go ku przekraczaniu granic. Podobnym przypadkiem był Michel Leiris, w Polsce − być może Stanisław Czycz (praktyka pisarska zaprowadziła go ku proto-liberaturze – literatura „konwencjonalna” była dlań niewystarczająca, nie pozwalała w pełni się wypowiedzieć).


U Johnsona zespolenie życia i pisarstwa przejawia się w mocnym geście zanegowania fikcjonalności literatury, odrzucenia mozolnie wypracowanych, wymyślonych fabuł na rzecz zachowania jak najmniejszego dystansu pomiędzy podmiotem piszącym tekst a podmiotem prowadzącym narrację. Mogą sarkać literaturoznawcy wykształceni na eleganckich, strukturalistycznych i piętrowych podziałach, pozwalających łatwo i sprawnie pokazać, gdzie jest autor obdarzony własną biografią, gdzie jest podmiot czynności tekstowych, wreszcie − gdzie narrator panujący nad fabułą. Johnson (pisarz!) wkracza na ich teren i burzy im instrumentarium, którym tak łatwo mogliby jego, B.S. Johnsona twórczość, przebadać i uporządkować. Nic z tego! Jest wielu pisarzy, którzy celowo rozluźniają konstrukcję narratora: albo stosując ironię, albo wprowadzając metafikcyjne rozważania, albo ukazując możliwe warianty losów bohaterów, o których powinni opowiadać w konwencji realistycznej i prawdopodobnej. Lista taka mogłaby obejmować nazwiska Mario Vargasa Llosy, Johna Bartha, Teodora Parnickiego i Andrzeja Kuśniewicza; wszyscy oni pochodzą wprawdzie z różnych literackich szkół, z „różnych bajek”, i Johnson, gdyby go na tę listę wciągnąć, mógłby powiedzieć, że trafił na nią właściwie przez przypadek, chociaż bez wątpienia łączą go z pozostałymi autorami silne inklinacje do ukazywania mechanizmów literatury oraz warsztatu pisarza.


Trudno w stosunku do Johnsona zastosować proste kryteria „epok literackich”: nie jest to dla mnie wcale oczywiste, iż przynależy do literatury modernistycznej. A jeśli już przystaniemy na tę etykietę, musielibyśmy też uznać, iż jest on bardzo późnym modernistą (tak późnym, że już właściwie przepowiadającym swym pisarstwem Barthowską literaturę wyczerpania), oraz pisarzem osobnym, nieuciekającym się do Deleuzowskiego „powtarzania w różnicy” istniejących literackich konwencji, ale raczej je przekraczającym. Należy Johnsona uznać zarówno za spadkobiercę technik pisarskich spod znaku Joyce’a (ogromną wagę przykładał do literackiego sposobu oddania biegu myśli), jak i za twórcę mocno zadłużonego intelektualnie u Samuela Becketta. Dodatkowo pisarstwo to oddaje rozpad rzeczywistości i funkcjonującego w niej podmiotu, a stąd już blisko do chaosu powieści współczesnego mu Thomasa Pynchona (by wspomnieć choćby V czy Tęczę grawitacji).


Jest wreszcie Johnson pisarzem lubiącym zmianę, w ciągłym ruchu, stosującym wiele form literackich. Numer „LnŚ” pozwala nam prześledzić drogę jego poszukiwań formalnych, które − niech raz to jeszcze podkreślę − nie były dokonywane dla awangardowego popisu, mającego szokować literacką publiczność, ale miały oddać stan świadomości, bieg myśli, zakwestionować fikcjonalność doświadczenia reprezentowanego w literaturze. Widać swoistą niedojrzałość rozwiązań zastosowanych choćby w przełożonych przez Ewę Kowal (notabene, autorkę wszystkich przekładów w numerze) fragmentach Alberta Angelo: scenka w klasie, w której po lewej stronie otrzymujemy zapis jej przebiegu, po prawej zaś − zapis myśli, może razić swoim „szkolnym” pomysłem, lecz… ta prostota działa, przerywa linearność lektury, zmusza do porzucania wątku głównego, by zajrzeć do głowy bohatera. Dojrzała formalnie jest już Przełożona w normie. Komedia geriatryczna, w której odnajdujemy zapis myśli rozpadających się powoli starczych umysłów, przekształcających się w coraz luźniejszy zbiór skojarzeń, słów oderwanych od znaczeń i wyrwanych z jakiegokolwiek kontekstu, prowadzących ku zupełnej pustce dwóch białych stron, zakończonych westchnieniem „Nie, nieważne”. Zapis ten zbliża się do poezji konkretnej, a jednocześnie jest przejmującym świadectwem starości, z komedią mającym związek raczej na zasadzie przewrotnego mrugnięcia okiem.


***

Jeśli spojrzeć na najnowszy numer „Literatury na Świecie” nie tylko jako na zamknięty zbiór tekstów, ale także jako zapowiedź czegoś, co mogłoby niebawem pojawić się na horyzoncie wydawniczym, to byłoby to krytyczne wydanie Rękopisu Potockiego i jeszcze bardziej kompletna prezentacja prozy Johnsona. Powieść Potockiego oraz proza autora Nieszczęsnych są propozycjami niszowymi, by nie powiedzieć – akademickimi i adresowanymi do znawców; czytelnicy dostali już wspaniały przedsmak tego, co mogliby poznać w całości, więc szkoda by było, gdyby okazało się, że finalny krok nie może zostać wykonany i że wyczekiwana publikacja jest niemożliwa. Spuścizny obu (tak odległych!) postaci stanowią wprawdzie wielkie wyzwanie translatorskie, ale rozbudzony apetyt każe nie zważać na takie ograniczenia i podpowiada: warto przyswoić polskiemu czytelnikowi Johnsona, a Potockiego odcenzurować.

Michał Choptiany

Omawiane pisma: „Literatura na Świecie”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
CO ZA TYGRYS? CZYLI RUBRYKA DWUDZIESTOLATKÓW
NOSTALGIA W DRES CODZIENNOŚCI UBRANA
RENESANS FILMU DOKUMENTALNEGO?

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt