nr 16 (218)
z dnia 20 sierpnia 2008
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Najnowszy numer „Opcji” [2 (71) 2008] koncentruje się na zasygnalizowanym już na okładce motywie-haśle przewodnim, jakim są kolonie. Redaktorzy podsuwają nam smakowity kąsek, prezentując zagadnienie z wielu perspektyw.
Warto przez chwilę zastanowić się nad samym pojęciem „kolonii”. Lato w pełni, więc nie tylko mnie kojarzy się ono „z wakacjami i zorganizowanym wypoczynkiem dla dzieci i młodzieży”, by posłużyć się słowami Daniela Przastka, autora artykułu Wierszalin. Kolonia na krańcu świata, mówiącego o działalności teatru z Supraśla. Ciekawa jest zastosowana w tekście gra ze słowem „kolonia”: „Tak jak w dzieciństwie w marzeniach powracaliśmy do świata wakacji, tak czasem warto powracać do Wierszalina, żeby pod grubą warstwą hipokryzji, jaką pokryta jest nasza codzienność, odkryć prawdę o świecie”. Zasadniczo jednak Przastek skupia się w Wierszalinie… na socjobiologicznym aspekcie terminu, jako formie współżycia organizmów, i transponuje go na działalność grupy teatralnej.
Większość artykułów czerwcowego wydania kwartalnika dotyczy kolonializmu lub krytyki postkolonialnej. Dzięki swojej szerokiej formule najnowszy numer może być czymś na kształt monograficznej problematyzacji zagadnienia ukazanego na przykładzie literatury, muzyki i fotografii. W „Opcjach” można więc znaleźć wiele opcji.
Na stronie internetowej katowickiego pisma (www.opcje.net.pl) znajdziemy informację, że traktuje ono „o ważnych zjawiskach w sztuce” i że można w nim znaleźć „tylko to, czego warto szukać”. Niewątpliwie potwierdza to bieżący numer. Nasilający się po II wojnie światowej proces dekolonializacji sytuuje krytykę postkolonialną w kręgu jednych z najbardziej aktualnych i adekwatnych narzędzi do opisu świata zachodniego. Czy jednak tylko zachodniego?
Wśród artykułów zgrupowanych wokół głównego zagadnienia „Opcji” zainteresowały mnie zwłaszcza te, które skupiają się na jego polskim kontekście. Umieszczone niejako na początku cyklu kolonialnego Kompleks(y) środkowego Europejczyka Dariusza Skórczewskiego wydają mi się szczególnie cenne. Skórczewski, analizując prozę Andrzeja Stasiuka, wpisuje ją w obowiązujący dzisiaj na świecie nurt twórczości postkolonialnej, a tym samym przenosi instrumentarium tej krytyki na grunt rodzimej literatury. W zachodnim literaturoznawstwie krytyka postkolonialna obecna jest co najmniej od lat 70. XX wieku, głównie za sprawą Edwarda Saida, autora Orientalizmu; u nas wciąż nie jest ona zbyt popularna, mimo że na jej zasadność wskazywała m.in. Maria Janion w Niesamowitej Słowiańszczyźnie.
Autor artykułu podkreśla, że Polacy nie zwykli myśleć kategoriami teorii postkolonialnej, „a może nawet obruszamy się na myśl, że ktoś mógłby porównać nas, naród od tysiąclecia znajdujący się w orbicie kultury Zachodu, z krajami Azji i Afryki”. Postkolonializm nie powinien być jedynie kolejną nowością, modą, która zawitała do naszego kraju, gdyż, jak wskazuje Skórczewski, narzędzia tej krytycznej aparatury mogą być niezwykle istotne w definiowaniu i redefiniowaniu naszej narodowej tożsamości, uwikłanej w odwieczne napięcie pomiędzy Wschodem a Zachodem.
Artykuł Skórczewskiego jest zajmujący nie tylko ze względu na wagę poruszanych w nim literackich, socjologicznych i kulturowych zjawisk. W trybie dygresji postawiono w nim pytanie o związek między doświadczeniem kolonializmu (kojarzonego z zamorskimi podbojami, misją cywilizacyjną, wyzyskiem kolorowych tubylców przez białych) a naszą, europejską, „cywilizowaną” częścią świata – pytanie, które zresztą unosi się nad całym numerem pisma, wskazując na swoistą uniwersalność zjawiska kolonializmu.
Dyskurs dominacji i podległości, m.in. zagarniania terytoriów dziewiczych, aktualny jest w sztuce, którą niekoniecznie kojarzymy z zamorskimi posiadłościami imperiów. Poświadcza to lektura niezwykle interesującego artykułu Danuty Gwizdalanki Ekspansja bez eksploatacji, ekspansja z eksterminacją. Wpisując muzykę w rozważania o kolonializmie, autorka sugeruje „obserwatorom współczesności” również teraźniejszą „kolonializację” peryferii Europy przez artystyczne metropolie i duże koncerny muzyczne. Tak jak w przeszłości państwa kolonialne walczyły o dostęp do surowców, tak dziś toczy się walka o rynki zbytu.
Ekspansja bez eksploatacji skłania do refleksji nad zjawiskiem kolonializmu w sztuce w ogóle, poza uwarunkowaniami politycznymi, wiążąc go z panowaniem jednej artystycznej dyktatury czy konkretniej – prawidłami rynku fonograficznego, narzucającego tzw. formatowanie i ekonomiczne kryteria. Autorka pesymistycznie konstatuje, że „kultura oparta na wielości opcji (…) kurczy się w wyniku ekspansji formatów”.
Cudze chwalicie, swego nie znacie. Ku pokrzepieniu serc Łukasza Foldy dopełnia artykuł Gwizdalanki i zwraca uwagę na możliwości transkontynentalnej kariery muzycznej, związanej z rozwojem techniki. Upraszczając treść obu artykułów i stosując skrót myślowy, należy dojść do wniosku, że redaktorzy „Opcji” kolonializację łączą z globalizacją.
Cały numer „Opcji” podzieliłabym na dwie części. Na pierwszą, która traktuje „kanonicznie” i „tradycyjnie” zjawisko kolonializmu, kojarząc je z zamorskimi terytoriami zależnymi od europejskich potęg, i na drugą, wnoszącą do tematu coś nowego, do której zaliczyłabym choćby Poradnik dla (neo)kolonialisty. Uwagi na marginesie Przejrzeć Anglików Kate Fox Moniki Gnieciak. Jeśli spróbujemy czytać „Opcje” w porządku linearnym, tekst Gnieciak okaże się zaskakującym uzupełnieniem Kompleksów środkowego Europejczyka. Skórczewski wskazywał na konieczność przezwyciężenia pozostałości po czasach kolonializmu, tymczasem Gnieciak mówi przede wszystkim o tzw. „chichocie historii”, kolonializacji a rebour. Rodowita Angielka, Kate Fox, w obliczu kolonializowania dawnego imperium przez (neo)kolonialistów, czyli w znacznej mierze przez nasz naród, poddała swoich krajan antropologicznemu oglądowi, wcześniej zarezerwowanemu dla narodowości przez Anglików podbijanych. Co ciekawe, (neo)kolonialistami w znacznej mierze są Polacy, jako największa mniejszość narodowa w Wielkiej Brytanii. Zabawny jest przytoczony przez Gnieciak tytuł bloga „polskiego zarobkiewicza w Londynie” – Anglia – mój wkład w nieformalną kolonializację.
Oczywiście, przyjęty przeze mnie podział jest czysto umowny. Nazwa kwartalnika sugeruje przecież poznawcze bogactwo płynące z pluralizmu. Po wczytaniu się w artykuł Gwizdalanki, prorokujący zagrożenia związane z „formatowaniem” i ujednolicaniem muzyki, nie sposób nie docenić takiej właśnie, unikającej jednoznaczności, formuły „Opcji”.
Omawiane pisma: „Opcje”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt