Witryna Czasopism.pl

nr 9 (211)
z dnia 5 maja 2008
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

FOTOGRAFIE BUSZY

Mówić o innych uczymy się już w „głębokiej podstawówce”, kiedy zaczynamy oceniać decyzje i postawy bohaterów czytanek, prostych opowiadań i pierwszych lektur. Potem przeobraża się to w mało wysmakowane, pospolite plotkowanie. Ewentualnie zyskuje na szlachetności, waży się w kulturalnych papkach, nabiera okraszenia w filozofii, a soczystości – dzięki starannie wyselekcjonowanym słowom. Granica między plotką a komentarzem krytycznym czasem bywa dość cienka i trzeba być niebywałym smakoszem, aby ze specjałów nie zrobić fast-word (jedzenie i słowa mają wspólną arenę podniebienia, stąd porównanie to łatwiej przegryźć).

Czy ktoś słyszał o Andrzeju Pawłowskim? Niedawno byłam na wykładzie o tym artyście i fotografiku. Wykład w 80% anegdotyczny, szlachetnie plotkarski. Na pytanie, czemu nie je sałatek, odstawiając je w najdalszy kąt stołu, odparł, że długa praca w ogrodzie uświadomiła mu, że na wzrost i rozwój każdej rośliny największy wpływ mają te rośliny, które sadzi się obok, wzajemnie determinuje to ich kształt i wielkość. Gdy zapytano go, czemu nie chodzi do kościoła, przyznał się, że kiedy był ministrantem, odkrył ze zgrozą, że księdzu spod sutanny „wyglądają” zwykłe spodnie. Może miał nadzieję, że sutanna jest kloszem, a reszta to już tylko światło? Zaczęłam od postaci Pawłowskiego, aby przejść do refleksji nad sensem tzw. anegdotek. To niesamowite, jak łatwo można czasem przemycić cały światopogląd w krótkiej historyjce z wesołą i zaskakującą pointą.

Ostatni numer pisma fotograficznego „Camera Obscura” [1 (7) 2008] w całości poświęcono Jerzemu Buszy (1947-1997), poecie i wybitnemu krytykowi sztuki. To autor ważnych dla teorii fotografii książek: Wobec fotografii, Wobec fotografów, Wobec odbiorców fotografii. Pretekstem dla wypuszczenia numeru monograficznego stała się wystawa, którą zorganizowano w Radomiu z okazji dziesiątej rocznicy śmierci artysty – pt. Random in Radom. Dwa pierwsze artykuły pomieszczone w piśmie dotyczą tej właśnie wystawy, potem następuje główny trzon numeru, czyli prywatne listy Jerzego Buszy do Sławomira Magali (zebrane w dwa cykle: Busza 10 lat później i Busza po raz drugi), a na koniec warto przeczytać tekst samego Jerzego Buszy (Busza nie jedno ma imię).


O FESTIWALU SZTUKI IM. JERZEGO BUSZY


Festiwal, na który zjechali się przyjaciele Buszy z Polski i ze świata, odbył się w radomskim Muzeum Sztuki Współczesnej 14 i 15 grudnia 2007 r. Jak czytamy w artykule O festiwalu sztuki im. Jerzego Buszy Mieczysława Szewczuka, wystawa składała się z dwóch części: pierwsza, skonstruowana przez przyjaciół twórcy, poświęcona była bardziej prywatnemu portretowi Buszy; na drugą część składały się wyselekcjonowane przez kuratora zdjęcia polskich artystów fotografików, o których Busza kiedyś pisał. Na wystawie pojawiły się prace m.in. Tadeusza Rolke, Zygmunta Rytki, Józefa Robakowskiego, Themersonów, Beksińskiego – wszystkie one przedstawiały Buszę. W czasie wernisażu najpierw Jerzy Lewczyński (autorytet w dziedzinie fotografii) wygłosił przemówienie, a potem odbył się performance Pawła Kwaśniewskiego pt.: „Jak tu pięknie gdy słońce w plażę parzy”. Szewczuk skrupulatnie wymienia artystów, którzy pojawili się na festiwalu, m.in. kuratora wystawy i najbliższego przyjaciela Buszy z czasów radomskich – Leszka Golca.

W artykule nie ma żadnych uwag krytycznych pod adresem wystawy czy jej bohatera, takie pojawiają się dopiero w tekście Wobec Jerzego Buszy Adama Mazura. Autor zauważa, że zdjęcia z pierwszej części wystawy wybrano bardzo chaotycznie, czerpiąc z różnych okresów życia krytyka i że są raczej obrazem degrengolady materialnej i fizycznej niż mitologizacją... W tym kontekście można, zdaniem Mazura, uznać Buszę za patrona Radomia (spędził on w tym mieście ostatnie lata swojego życia). Poza tym uważa on, że bardziej interesujące okazałoby się wyciągnięcie z lamusa rysunków i listów, gdyż fotografie były już wcześniej publicznie prezentowane w Galerii FF. Tymczasem kurator Leszek Golec, prowadząc swoją narrację, oparł się na intuicji, dlatego nie stworzył ekspozycji ułożonej zgodnie z zasadami jakiejkolwiek logiki, sam też nie potrafił wytłumaczyć reguł rządzących tą wystawą. Mazur twierdzi, że widz wychodził z wystawy z niedosytem znaczeń, mimo że widział przecież na niej tak wiele obrazów (zdjęć).

Muszę przyznać, że oba teksty zirytowały mnie, ponieważ po raz kolejny zrozumiałam, że z powodu słabej reklamy i promocji dużo łatwiej dotrzeć mi poniewczasie do głosu cudzej krytyki niż samemu ocenić interesujące wydarzenie. W przypadku Buszy, którego wystawa trwała do 31 stycznia 2008 r., moje zdanie może się ukształtować tylko dzięki wysłuchaniu cudzego zdania albo – co gorsza – dzięki cudzemu zdaniu na podstawie zdania osoby trzeciej.


LISTY BUSZY DO MAGALI


Kiedy czytam fragmenty listów z pobieżnie zaznaczonym kontekstem lub bez kontekstu, za każdym razem narażona jestem na to, że wpadnę w pułapkę dorabiania własnego kontekstu. Dla osób, które dobrze znają twórczość i teorie Buszy, opublikowane listy mogą być smakołykiem, ponieważ odsłaniają bardzo intymne, niecenzurowane obszary jego refleksji. Busza przedstawia w nich swoje ówczesne (z roku 1987) przemyślenia na przykład na temat czasopisma „Fotografia”, jego zdaniem bardzo kiepskiego, gdyż wszyscy wartościowi autorzy albo wyemigrowali, albo umarli. Przeczytamy, co sądził o prowokacyjnym fotografie Helmucie Newtonie, zdaniem Buszy robiącym zdjęcia wyłącznie dla trywialnych celów. Obszerna część tego zbioru korespondencji to serdeczna polemika z listami Sławomira Malagi (a więc z jego poglądami i pracami). Spotkamy się z pojęciem „hermeneutyka fotografii”, teorią, której powstanie (czy raczej „wymyślenie”) autor opisuje w bardzo emocjonujący sposób. Oczywiście, uczucie podniecenia udziela się czytelnikowi, jednak po wstukaniu intrygującego hasła w wyszukiwarkę Google okaże się, że… nie ruszymy się ze swoją wiedzą ani na krok. Nie ma bowiem monografii ani innej pozycji książkowej, w której uporządkowano by przynajmniej fakty z życia Buszy, nie wspominając już o jego działalności krytycznej.

Busza wypowiada się też na temat znaczenia polskiej fotografii na świecie (jest to pozycja marna, peryferyjna i „nie dość egzotyczna, by się miano nami interesować »z zaciekawieniem«”). Informacje, które pojawiają się w zaledwie kilku przedłożonych czytelnikom listach, wydają mi się tak samo „random” – na chybił trafił, jak zdjęcia wybrane na wystawę. Odniosłam pozytywne wrażenie, jeśli chodzi o błyskotliwość i żywy styl Buszy; zachęca to do dalszej lektury lub poszukiwań na własną rękę. Ucieszyłam się więc, że znalazł się w „Camerze Obscurze” także artykuł Buszy, bardziej konkretny, z jasnym początkiem i końcem, nie zaś postrzępiony z powodu kontekstów emocjonalno-prywatnych.


BUSZA NIE JEDNO MA IMIĘ


Czasopismo „Fotografia” zobowiązało autora do wybrania pięciu najlepszych polskich zdjęć. W obliczu stu pięćdziesięciu lat historii polskiej fotografii było to zadanie dość karkołomne, dlatego w większej części swojego artykułu (Busza nie jedno ma imię) Busza tłumaczy się ze swojego problemu oraz przyznaje się do niemożności osiągnięcia pełnego obiektywizmu. Zadaje na przykład pytanie, skąd właściwie mamy wiedzieć, że Jan Bułhak jest większym fotografem niż amator z Grodna? Pokazuje, jak trudno przedstawić pewniki i naukowe dowody jako przesłanki dla swoich wyborów, jak łatwo zlekceważyć niebezpieczeństwo i zacząć bezmyślnie powtarzać coś za poprzednikami, najczęściej historykami sztuki.

Autor stwierdza w końcu, że jest go przynajmniej „trzech”: Busza ukształtowany przez dobrą tradycję artystyczną, Busza ukształtowany przez kulturę niską, oraz trzeci – tzw. „potencjalny artysta”. Czyje i jakie zdjęcia wymienia wśród najlepszych fotografii po takiej autoprezentacji? Do kategorii pierwszej zalicza prace Walerego Rzewuskiego i Józefa Robakowskiego. Do drugiej – zdjęcie swojej matki, wykonane pod koniec lat 20. w firmie „Foto-Mimoza” w Łodzi. A do trzeciej kategorii zakwalifikował się Marek Holzman oraz rozmaite zakazane zdjęcia, tzn. takie, które powstawały mimo wyraźnego zakazu w czasach reżimu.

Dużym atutem każdego numeru pisma „Camera Obscura” jest to, że ściśle trzyma się ono przewodniego tematu, a nie próbuje być o wszystkim i o niczym. Wydanie poświęca się konkretnemu twórcy, przypomina jego spuściznę i zachęca, by zajrzeć do jego odświeżonych tekstów, które tak łatwo i tak niesłusznie mogłyby przecież ulec zapomnieniu.

Magdalena Galas

Omawiane czasopismo: „Camera Obscura”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
LITERACKIE POZORoffANIE
PRZYGODNE FABUŁY TEORETYCZNEGO UMYSŁU
FOTOGRAFICZNA PAMIĘĆ

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt