Witryna Czasopism.pl

nr 1 (203)
z dnia 5 stycznia 2008
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

CUDA I CUDAKI FOTOGRAFII

W jaki sposób na białym papierze powstaje obraz, fotografia? W niemal całkowitej ciemności, na parę sekund przez jedną klatkę kliszy przechodzi światło i pada na światłoczuły papier. Ciągle białą, naświetloną odbitkę wkłada się do wywoływacza i wtedy zaczynają się cuda, porównywalne do objawień Maryi w Majugorie, objawiają się ludzie, ich rzeczy, miejsca. Gdy pierwszy raz wkładałam papier do wywoływacza, bałam się, że jeżeli chociaż łyżeczka mieszaniny spłynie mi po ręce, zaczną tam pojawiać się obrazki miejsc, które minęłam w ciągu dnia, a co gorsza, wyda się podbieranie gum balonowych koleżance i złotówek z portfela mamy, kąpanie się w październiku w zakazanym jeziorku, zabawa w męża i żonę. Taka odbitka na ręce byłaby jak tatuaż więzienny, niezmywalny dowód wszystkich maleńkich i większych występków.

Nic dziwnego, że Izabela Jaroszewska (fotograf i dyrektor Europejskiej Akademii Fotografii) w rozmowie z Mariką Kuźmicz [„Modern Art” nr 6 (7) 2007] wyraziła opinię, że: „Negatyw naświetla się z dwóch stron. Z jednej strony zewnętrzna rzeczywistość, a z drugiej fotograf ze swoimi wewnętrznymi przeżyciami” (parafrazując, ze swoimi występkami). Dla Jaroszewskiej głębszy odbiór zdjęcia możliwy jest poprzez kontakt z odbitką autorską, tak jak kontaktu z oryginalnym dziełem sztuki nie można zastąpić żadną reprodukcją. Jednocześnie autorka zdjęć uważa, że na początku drogi twórczej z powodu nadmiernego nacisku na formę studentom wychodzą tzw. „ładne, puste obrazki”, z czasem zaś, kiedy zaczyna ich to nudzić, mają szansę na „wyrażenie siebie”, odnalezienie swojego indywidualnego stylu. Oprócz znudzenia przychodzą także kryzysy twórcze lub życiowe, dyrektorka EAF prowadzi specjalne zajęcia, na których – korzystając z doświadczeń Karla Gustava Junga czy Kena Wilbera oraz z osiągnięć nauki na temat funkcjonowania mózgu – w swoich wykładach uczy, że załamanie jest szansą na rozwój osobisty. Dla Jaroszewskiej wydarzeniem przełomowym było urodzenie dziecka, dzięki czemu zaczęła bardziej intuicyjnie podchodzić do fotografii, zauważyła, że nie jest konieczne podróżowanie, dalekie eskapady, aby zrobić dobre zdjęcia. Z tych przemyśleń powstała seria Lumina, niemal minimalistyczna, gdzie głównym motywem okazuje się refleks światła w pokoju, na ścianach, krzesłach, pościeli, jest to jednocześnie pretekst do mówienia o cudzie narodzin, odrodzenia. Nie zgadza się ona ze słowami Susan Sontag, jakoby fotografia była śmiercią, uśmiercaniem fotografowanego obiektu, gdzie spust migawki staje się gilotyną. Dla Jaroszewskiej obiekt na zdjęciu zaczyna żyć swoim życiem.


Zdjęcia Andrzeja Dragana, o których pisze Anita Kwestorowska w Nadstaw gębę Draganowi, formalnie daleko odbiegają od punktu widzenia Jaroszewskiej. Na wystawie w Mediolanie pt.: Alegorie & Makabreski artysta miał okazję pokazać swoje prace, portrety pokazujące najmniejsze, najdrobniejsze szczegóły. Podbił Włochów nie tylko dość kontrowersyjnymi zdjęciami, ale także stwierdzeniem, że nie lubi fotografować. Dragan fotografuje zarówno sławne, znane osoby (w obiektywie znaleźli się David Lynch, Kasia Nosowska czy Jan Riesenkampf), jak i ludzi przypadkowych, którzy znaleźli się „w odpowiednim czasie, na odpowiednim miejscu”. Andrzej Dragan z wykształcenia jest fizykiem kwantowym, adiunktem na wydziale fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, co zdaje się wpływać na jego sposób fotografowania, a właściwie na sposób przeróbki graficznej, dążenie do wyłuskania najmniejszych szczegółów, przez co zmarszczki się pogłębiają, oczy wyłupiają, a pory skóry stają się minikraterami, gotowymi na erupcję dodatkowych szczegółów skrywanych w głębszych warstwach naskórka. Fotograf uważa za swój cel wywołanie w ludziach „drgnięcia”, a metody, które go do tego prowadzą, nie są dla niego najważniejsze. Nie dąży do pokazania prawdy o modelu, często fotografuje obcych sobie ludzi, włoski dziennik „Corriere della Sera” zauważa, że styl Dragana to pokazanie kilku ujęć oka, ust, czoła na jednym zdjęciu, przez co portret zyskuje na wyrazistości.


Marian Szulc to przykład artysty zapomnianego, niedocenionego (artykuł Roztropny i szalony Anny Baranowej), ostatnio w pobliżu krakowskiego Rynku przypomniał o nim jednak Wiesław Dyląg. Szulc debiutował razem z Tadeuszem Kantorem, współpracował z Teatrem Podziemnym, z Grupą Młodych Plastyków. Uczestniczył w wyjazdach zagranicznych ze studentami ASP, co w komunistycznym, zamkniętym kraju było dużą okazją i szansą dla młodych twórców. Konsekwentnie trzymał się swojego stylu i mogło się zdawać, że po odwilży zajmie czołowe miejsce wśród innych nowatorów. Konflikt z Kantorem wykluczył go z Grupy Krakowskiej, związał się z grupą MARG – „malarzy, rzeźbiarzy i grafików”. Szulc był wszechstronny i dążył do integracji sztuk, chciał łączyć formę, ruch i muzykę, ale uważał, że jego ambicje nie są do spełnienia w kraju, dlatego zajął się fotografią. Zdjęcia Szulca są niezwykle malarskie i poetyckie. Można w nich odnaleźć analogie do kierunków, którymi interesowali się malarze 50. i 60. lat XX wieku. Codzienne formy: plażowych krzeseł, wyrobów metalowych czy sieci rybackiej sprowadzają się na jego fotografiach do abstrakcyjnych obrazów. Twórczość Szulca nie krzyczy i nie bulwersuje, przeznaczona jest raczej do spokojnej kontemplacji niż do wywoływania burzy wśród krytyków.


Jaka jest sytuacja mecenatu w Polsce? Czy mecenasi wspierają sztukę modną, czy kierują się innymi wyznacznikami? Ta kwestia pojawia się w wywiadzie przeprowadzonym przez Annę Fieducik, pt. Ciekawość świata to mój główny motor. Krzysztof Musiał, kolekcjoner polskich dzieł sztuki, w rozmowie z Fieducik przyznaje, że stara się nie podążać za modami, a jeśli coś kupuje, to dlatego, że mu się to podoba, że coś ciekawego przekazuje. Sławny mecenas sztuki zauważa pozytywny trend, jakim stało się ostatnio kupowanie dzieł sztuki. Młodzi biznesmeni, jeżeli zarabiają pięć tysięcy złotych miesięcznie, na obraz są w stanie wydać nawet trzy tysiące.

Mimo że fotografia nadal jest uważana za „gorszą sztukę”, pojawia się w Polsce coraz więcej wystaw na wysokim poziomie, które, niestety, są słabo promowane. Miejmy nadzieję, że młodzi przedsiębiorcy postawią również na tę dziedzinę sztuki. Coraz łatwiejszy dostęp do aparatów fotograficznych, tysiące sprzedanych modeli rocznie, sto tysięcy zarejestrowanych użytkowników na jednym z popularniejszych portali fotograficznych (plfoto.com) świadczy o zainteresowaniu, choćby pobieżnym, fotografią. Może popchnie to ludzi do zdobywania wiedzy na jej temat i do docenienia dobrej sztuki.

„Modern Art”, z którego przedstawiłam kilka artykułów, wydaje Desa Unicum sp. z o. o., znaleźć je można w każdym EMPiKu. Przybliża ono czytelnikom rozmaite informacje ze świata sztuki. Jeżeli ktoś szuka ładnych zdjęć, reprodukcji na kredowym papierze, będzie to dla niego idealne pismo. Jeżeli natomiast miałby ochotę poczytać opiniotwórczą prasę, polemiki, żywe dyskusje, lepiej by było, aby zachował piętnaście złotych w kieszeni na inną okazję.

Magdalena Galas

Omawiane pismo: „Modern Art”

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
Malarstwo o poranku
TRZEBA MIEĆ KLASĘ, BY BYĆ W MASIE!
CZARNE KONTRA JASNE, CZYLI FILMOWE BARWY GDYNI

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt