Witryna Czasopism.pl

nr 23 (201)
z dnia 5 grudnia 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

ZNAK ZAPYTANIA

Jednym z częstszych zarzutów wobec Kościoła Katolickiego jest jego anachroniczny stosunek do problemów współczesności. Wśród kwestii kłopotliwych wymienia się antykoncepcję, aborcję, eutanazję, rozwody i homoseksualizm. Tym ostatnim zajęli się w listopadowym numerze autorzy krakowskiego „Znaku” (11/2007). Redakcja poprosiła o wypowiedź zainteresowanych tematem ludzi Kościoła, zarówno duchownych, jak i świeckich.

Doskonałym wprowadzeniem jest tekst o. Józefa Augustyna Homoseksualizm w oczach Kościoła, przedstawiający stanowisko kościoła w przeszłości i obecnie. Autor przytacza liczne fragmenty z Pisma Świętego oraz cytaty z katechizmu. Przypomina, że o ile katechizm i inne dokumenty Kościoła stwierdzają, że „akty homoseksualizmu z samej swojej wewnętrznej natury są nieuporządkowane”, bo „sprzeczne z prawem naturalnym i wykluczają z aktu płciowego dar życia. Nie wynikają też one z prawdziwej komplementarności uczuciowej i seksualnej”, o tyle domaga się również szacunku, delikatności i współczucia i wyklucza wszelkie „oznaki niesłusznej dyskryminacji”. Osoby o orientacji homoseksualnej wezwane są do „wypełnienia woli Bożej w swoim życiu i – jeśli są chrześcijanami – do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji”.

Rozmowy z ks. Dariuszem Oko (Zmagania w głębi wiary) i z Haliną Bortnowską (Sumienie jest mną) pokazują dwa różne spojrzenia na omawianą kwestię. W wypowiedziach ks. Oki padają sformułowania: homopropaganda, lobby homoseksualne i homoideologia. To z tymi zjawiskami, a nie z homoseksualizmem jako takim, zdaniem ks. Oki należy walczyć. Walkę tę pojmuje on jako zmagania na polu intelektualnym. Za swoje zadanie, jako doktor filozofii i teologii, uważa właśnie krytykę homoideologii: „Z teologicznego punktu widzenia homoseksualizm i chrześcijaństwo są, oczywiście, nie do pogodzenia. Wystarczy wziąć do ręki Pismo Święte. Zaś z filozoficznego punktu widzenia, mamy tu do czynienia z klasycznym przypadkiem ideologii – należy zatem przeprowadzić jej krytykę.”

Po lekturze wywiadu miałam jednak poczucie, że ks. Oko, trzymający się wiernie (żeby nie powiedzieć – kurczowo) swoich założeń, nie chce widzieć pewnym faktów: „Zresztą sami Państwo wiedzą, że nie spotyka się par homoseksualnych, które żyłyby ze sobą trzydzieści czy nawet »tylko« dziesięć lat. Nikt z nas nie jest w stanie wskazać takiego związku...”. W tym momencie redaktorzy oponują: „Nieprawda, znamy takie związki. Moglibyśmy je wskazać”. Ks. Oko, niezrażony: „Statystyki mówią co innego. Z tego wynika, że takie związki są bardzo rzadkie.” Inny przykład: „Ks. Oko: Dowiedziałem się, że w »dobrym« klubie gejowskim – a więc w miejscu, gdzie homoseksualiści tworzą swoją kulturę i wyrażają swoją osobowość – standardem są tzw. »darkroomy«, czyli zaciemnione pomieszczenia, do których wchodzi się nago i gdzie każdy współżyje z każdym. Nawet w agencjach towarzyskich takich rzeczy nie ma... Redaktorzy: Pewnie zdziwilibyśmy się mocno, gdybyśmy się dowiedzieli, co oferują heteroseksualne agencje towarzyskie... Ks. Oko: ...a walka o małżeństwa jest tylko elementem propagandy, bo w ich życiu dominuje absolutny promiskuityzm.” Trudna musiała być dla prowadzących rozmowa z kimś, kto nie reagował na ich uwagi. Trudne wydaje mi się również dochodzenie do prawdy w sytuacji, gdy się od niej odwraca głowę, bo okazuje się ona bardziej złożona, niż oczekiwaliśmy...

Halina Bortnowska okazuje się być w grupie tych, o których ks. Oko powiedział, że w swoim myśleniu o homoseksualizmie są już poza Kościołem. Dominujące w jej postawie jest, co podkreśla, kierowanie się sumieniem: „...nie mogę o czymś powiedzieć: »tego nie ma«, kiedy widzę, że jest! Obok miłości heteroseksualnej dostrzegam wartość miłości homoseksualnej. To przecież jest miłość – i ja ją rozpoznaję jako autentyczną, rzeczywistą.” W wypowiedziach Bortnowskiej pojawiają się konkretni, znani jej ludzie, nie statystyki: „Znam wielu homoseksualistów, spotykam się z nimi, rozmawiamy między innymi o ich i moim życiu wewnętrznym. I ja w tych spotkaniach nie widzę żadnej ślepej uliczki, żadnej dewiacji.” Na pytanie o to, czy uważa, że możliwy jest długotrwały związek homoseksualny oparty na wierności, odpowiada: „Znam takie związki.” Zdaniem Haliny Bortnowskiej tym, przed czym należy ratować osoby homoseksualne, jest dosyć straceńcza postawa „wszystko albo nic”, przejawiająca się w myśleniu: „skoro jestem gejem i nie zachowuję wstrzemięźliwości, to wszystko jedno z kim, jak, gdzie, kiedy, na jakich warunkach... Nieważne. Bo ja już jestem śmieciem.” Jest to, twierdzi Bortnowska, kwestia ratowania ludzkiej godności, która nie musi być, w żadnych warunkach, sprawą zupełnie przegraną.

O swoim spotkaniu z konkretnymi ludźmi, o pracy terapeutycznej z młodymi chłopakami o orientacji homoseksualnej w artykule Homoseksualizm i „uzdrawianie” opowiada Cezary Gawryś. Dotyka on problemu „leczenia” z homoseksualizmu, które często traktowane jest jako jedyna (bo jedynie słuszna) propozycja Kościoła dla osób tej orientacji. Na podstawie obserwacji poczynionych w kontaktach z grupą chłopców w wieku 18–19 lat, skupionych wokół lubelskiego ośrodka „Odwaga”, Gawryś doszedł do wniosku, że nie sposób wyznaczyć schematów do wyjaśnienia przyczyn skłonności homoseksualnych. Pisze: „Była to praca niesłychanie trudna, a zarazem pasjonująca. Powoli docierało do mnie, że każdy przypadek jest inny (...). Wycofałem się też ze składania pochopnych obietnic, że przy dobrej woli możliwa jest dla każdego zmiana orientacji. Ustawiałem jednak moim młodym przyjaciołom poprzeczkę wysoko, zachęcając ich do pracy nad sobą i przestrzegając przed uleganiem złudzeniom osiągnięcia łatwego szczęścia na drodze »gejowskiej«”. Gawryś zwraca uwagę na życzeniowe myślenie leżące zarówno po stronie zorganizowanych środowisk homoseksualnych, jak i środowiska kościelnego. Jego zdaniem nie da się na drodze prawnej ustanowić małżeństwem związku dwóch osób tej samej płci, a życiowy dyskomfort związany z orientacją homoseksualną nie zniknie wraz ze spełnieniem wszystkich postulatów. Bo problem nie leży na zewnątrz, po stronie społeczeństwa, w każdym razie nie tylko. Wyrazem myślenia życzeniowego jest, z drugiej strony, upraszczająca rzeczywistość, postawa niektórych ludzi Kościoła: „W trywialnej wersji takie myślenie wyraża się hasłem: leczcie się!”

Cezary Gawryś nie ufa statystykom podającym liczbę „wyleczonych”. Uważa zresztą, że „przedstawianie terapii »naprawczej« (stawiającej sobie za cel doprowadzenie do zmiany orientacji pacjenta z homo- na heteroseksualną) jako jedynej katolickiej propozycji pomocy dla osób homoseksualnych jest nie tylko pozbawione realizmu, ale też głęboko nieuczciwe.” Postuluje zatem szukanie nowych dróg, którymi wspólnie – Kościół i potrzebujący tego homoseksualiści – mogliby iść.

Dla pogłębienia refleksji warto przeczytać tekst o. Benedicta Groeschela CFR Czekając na łaskę: dla tych, którzy nie są w stanie wypełniać przykazań oraz artykuł Radosława Krajewskiego Czy katolik może być tolerancyjny? (okazuje się, że tak – odetchnęłam z ulgą).

Po lekturze całości włączyło mi się chyba myślenie życzeniowe. Otóż bardzo bym sobie życzyła, żeby z listopadowym numerem „Znaku” zapoznali się wszyscy katolicy oraz ci, którzy zarzucają Kościołowi nietolerancję wobec osób homoseksualnych. Katolicy dlatego, że ich lęki i fobie (a zatem i homofobia) wynikają bardzo często z niewiedzy. Nie znają pełnego nauczania Kościoła, często wybierają sobie z niego to, co łatwo im przyjąć (i nie tylko w tym przypadku). Agresja niektórych aktywistów środowisk homoseksualnych nie zachęca do rzeczowej, spokojnej rozmowy, do wzajemnego poznania siebie, wymiany argumentów. Z kolei polemika homoseksualistów ze stanowiskiem Kościoła często jest bardziej polemiką ze swoimi błędnymi przekonaniami na temat nauczania Kościoła. Tu również brakuje wiedzy. Obawiam się jednak, że moje życzenia się nie spełnią... Listopadowy „Znak” pokazuje rzeczywistość pękniętą, niejednorodną. Zestawia obok siebie głosy i podejścia skrajnie różne. Nie daje poczucia pewności, a wręcz sieje wątpliwości. Z reguły lubimy wiedzieć: czarne to czy białe? Proste czy krzywe? Dobre czy złe? A po lekturze „Znaku” można zostać z przykrym poczuciem, że tak do końca to przecież nie wiadomo. I jak na razie nie ma kogo zapytać...

Agnieszka Sieńkowska

Omawiane pisma: „Znak”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
NIEBEZPIECZNE ZWIĄZKI LITERATURY I POLITYKI
felieton___KOLOROWY SMUTEK PROWINCJI
STUDIUM NAD WYRAZ ATRAKCYJNYCH TREŚCI

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt