Witryna Czasopism.pl

nr 22 (200)
z dnia 20 listopada 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

POPROSZĘ AUTOGRAF

Na wstępie czas na usprawiedliwienia. Koleżanka Klaudia, studentka profilaktyki i animacji społeczno-kulturalnej piątego roku na Uniwersytecie Łódzkim, poprosiła, bym w omawianiu prasy postarał się być sympatyczniejszy i napisał „coś pozytywnego”. Czyli w wielkim skrócie powiedziała, bym się nie przyfasolał do wszystkiego, co się rusza. Traf chciał, że trzeci tegoroczny numer „Autografu” [3 (97) 2007] ma tyle plusów, że nie muszę przyjmować ostrego tonu, wystarczy napisać o zaletach widzianych gołym okiem.

Pierwszą taką niewątpliwą dla potencjalnego czytelnika zaletą jest ciągle niska cena „Autografu”. Kultura za dwa złote, tak mogłoby brzmieć hasło reklamowe czasopisma. Kolejny plus to kolorowa okładka, na której zaprezentowane zostały prace Julii Dranickiej; obrazy przedstawiające zwierzęta na tle roślinności oraz portret na ostatniej stronie pisma tym bardziej zachęcają do lektury całości „Autografu”, że w środku znaleźć można tekst na temat twórczości autorki oraz kilka innych, tym razem czarno-białych reprodukcji sztuki jej autorstwa. Na marginesie dodam, że obok tekstu Jacka Kotlicy Przemalować rzeczy i obrazy – o malarstwie i obiektach Julii Dranickiej widnieje króciutki szkic o twórczości Maćka Klauznera Forma otwarta Jerzego Kamrowskiego. Szkoda jednak, że i Klauznerowi redakcja nie wydzieliła kawałka kolorowej strony. Nic to, na razie zaczyna się bardzo dobrze.

Czwarta strona i jest coraz lepiej, ciekawy esej Jana Kurowickiego Brud i inne estetyczne demony. Przy okazji chciałbym sprostować, jakoby moje zainteresowanie brudem wynikało z tego, że mieszkam wśród panoszących się wszędzie książek, czasopism i prac zaliczeniowych moich studentów, a rodzina moja ciągle woła, że „tu smród, brud i ubóstwo”. Po tym krótkim sprostowaniu (czyli niezwykle często ostatnio wykorzystywanej formie wypowiedzi), powracam do „Autografu” i eseju o brudzie. Autor co chwilę stawia jakże trafne diagnozy. O tym, że szeroko rozumiany brud, dominujący we współczesnej sztuce, w życiu codziennym jest niepożądany. Że wszystko zależy od miejsca i czasu – o ile w ubikacji możemy bez problemu się załatwić, a w kuchni umyć brudne naczynia, to nikt nie wykona tych czynności odwrotnie, mimo że widziałem w swoim życiu kilka takich sytuacji.

Jan Kurowicki przeciwstawia brudowi nie czystość, a sterylność. Sterylność rozumianą jako pewną wadę, płaskość, nijakość. Sterylni bohaterowie to ci, których autorami są grafomani czy trzeciorzędni pisarze. Bohaterowie muszą mieć skazy, czyli muszą być po części ubrudzeni. Jeżeli jeszcze nie przekonałem do sięgnięcia po tekst, powiem tylko, że Jan Kurowicki dywaguje na temat Doliny Rospudy, dość ostro, aczkolwiek racjonalnie i trzeźwo. Wszystkie strony sporu mogłyby dużo wynieść z jego słów, gdyby tylko przeczytały ten szkic i trochę pomyślały.

Niech będzie o kolejnych plusach. Takim jest prześmiewczy, sympatycznie napisany, z zębem i pazurem, tekst Leszka Żulińskiego na temat polskiej poezji patriotycznej (Możliwa, ale niepotrzebna ‘o poezji nowego buntu i nowej drwiny’). Nie jest mi trudno zrozumieć Żulińskiego. Ba, podzielam zdanie kończące jego wywód, że uprawianie poezji patriotycznej jest możliwe, ale lepiej, by nie było potrzebne. W dodatku zajmując się patriotyzmem, dobrze nabrać pewnego dystansu historycznego, zgrywy, kpiny, której wielu literatom, dodałbym też i krytykom, brakuje, co by tu wspomnieć choćby redakcję KP.

W „Autografie” znalazł się także pewien czynnik łódzki, czyli wywiad z Wojciechem Nowickim, dyrektorem Teatru im. S. Jaracza w Łodzi, co mnie jako łodzianina i łodzianofila ucieszyło szczególnie. Bez taryfy ulgowej opowiada o roli dyrektora, ambicji mecenasa, przyszłości Teatru Jaracza i jego współpracy z innymi teatrami. Wywiad przeprowadzony został, by ułatwić konsolidację środowisk twórczych z całej Polski, którymi są zainteresowani redaktorzy „Autografu”. Na kolejnym marginesie polecam przedstawienia Teatru Jaracza i jeśli ktoś chciałby w Łodzi nie tracić czasu na tanią rozrywkę, teatr Jaracza okaże się odpowiednim miejscem.

Ale czy rzeczywiście w najnowszym numerze pisma nie ma kulejących tekstów, którym można by coś zarzucić? Oczywiście, są, ale o nich krócej, by nie brudzić pięknego obrazu całości.

Czytanie Bartosza Jastrzębskiego, krótki esej o (czy ktoś sam zgadnie?) … czytaniu. Autor pływa pomiędzy rozważaniami, czym „czytanie” w gruncie rzeczy jest, co przynosi, na co pozwala. Czytając Czytanie, czytamy o pewnym oczywistych oczywistościach (tak mawiają wodzowie). Chyba lepiej już poczytać Italo Calvino i jego Jeśli zimową nocą podróżny...

Esej Bogusława Jasińskiego ‘Ja-Ty’: filozoficzne konteksty pojęcia formy Witolda Gombrowicza wbrew obietnicy zawartej w tytule (Gombrowicz mówi sam za siebie) nuży, w co początkowo trudno było mi uwierzyć. A jednak – każdy esej można zepsuć, jeśli autor bardzo się postara.

A co z tekstami nieeseistycznymi, nienaukowymi? Pod koniec numeru „Autograf” serwuje czytelnikom coś na kształt powieści w odcinkach: Opowieści w cieniu Dobrego Drzewa, tekst krótki, ale bez większego polotu.

Poezja w numerze prezentuje się różnie. Opublikowano dziewięciu autorów. Warto chociaż w dwóch słowach wspomnieć o każdym z nich. Piotr Cielesz wskazuje na różnice światopoglądowe: „moja mama czyta TRYBUNĘ / bo piszą prawdę / moja siostra czyta GAZETĘ WYBORCZĄ / bo piszą prawdę / ja czytam DZIENNIK / bo piszą prawdę”. Poemat Mirosława Stecewicza Afrykański kontrakt spodobał się mojej, wspominanej już, koleżance. Wierszyki Grażyny Bral nadają się do sztambucha, choć nie jestem pewien, czy współczesna młodzież zachowała ten zwyczaj z moich szczenięcych lat: „Nie ma przemijania. / Jest trwanie póki jest. / Starość znaczy tyle / co zeszłoroczny śnieg.”. Małgorzata Lebda osiem wierszy ładuje cielesnością, sam wyraz „ciało” pojawia się w nich siedmiokrotnie, a są jeszcze i dłonie, brzuch, język, oczy, włosy etc., a na deser – kobieta w ciąży. Andrzej Lipniewski i Zbigniew Radosław Szymański nie boją się rymować (ja bym się na ich miejscu jednak bał). Izabela Fitkiewicz-Paszek w Byłem podobno somnambulikiem pisze w rodzaju męskim. Gabriel Koch w Zarządzaniu zasobami ludzkimi pokazuje sto cztery sposoby wykorzystania śmieci, co wydaje się inspirujące w kontekście wcześniejszego eseju o brudzie.

Z największym przymrużeniem oka z całego „Autografu” wziąłem Śpiewnik czasu przejściowego Michała Błażejewskiego, w którym autor umieścił dwie piosenki. Żale trochę jakby gorzkie... kojarzą się z punkowymi zespołami słuchanymi w wieku piętnastu lat, tymi niższych lotów: „By OBOP nas zauważył / Leć śmiało pan po nazwisku... / I niech pan to zrobi za friko, / Dla Polski znaczy – nie dla zysku...”; a Jeszcze jeden festyn można śmiało śpiewać na oczepinach.

Dlaczego warto kupić „Autograf”? Bo nie ma powodu, by tego nie zrobić.

Marcin Bałczewski

Omawiane pisma: „Autograf”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
NUDZI MI SIĘ, DIABLE...
DWAJ PANOWIE A.
felieton__REISEFIEBER

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt