Witryna Czasopism.pl

nr 14 (192)
z dnia 20 lipca 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

NIE TAKI PIĘKNY, ALE ZA TO DOJRZALSZY

Od kilku lat niepisaną tradycją Krakowskiego Festiwalu Filmowego jest zaskoczenie, jakie budzi werdykt: znaczna część widzów uzmysławia sobie, że nie tylko nie typowała nagrodzonych filmów, ale też ich nie widziała, bo np. pokazano je na przedpołudniowych seansach. Podobnie było w tym roku, ponieważ jurorzy – poza studentami – nie docenili kilku naprawdę dobrych dokumentów, jak A czego tu się bać? Małgorzaty Szumowskiej. Drugi rok z rzędu Złoty Lajkonik trafił w ręce przedstawiciela najmłodszego pokolenia filmowców, co cieszy, choć mam wątpliwości, czy 52 procent Rafała Skalskiego, film, który się przyjemnie ogląda, ale i szybko zapomina, powtórzy sukces Nasion Wojciecha Kasperskiego, nagrodzonych także na kilkunastu innych międzynarodowych festiwalach. O wiele bardziej kontrowersyjny był jednak werdykt jury konkursu międzynarodowego, które, po raz drugi w historii, Złotego Smoka przyznało fabule – siedmiominutowemu Tacie Daniela Mulloya (syna innego krakowskiego laureata, twórcy animacji Phila Mulloya). Jurorom przewodził Andrzej Żuławski i to on, jak sądzę, optował za nagrodzonym filmem, a znając jego twórczość, myślę, że musiała go zachwycić scena geriatrycznego seksu. Uznał Tatę za wybitny, odważny, niezwykle inteligentny i głęboki film, który zapewne oburzy prowincjonalną widownię. Pewnie jestem prowincjuszką, bo uznaję pokazywanie w naturalistyczny sposób pary leciwych kochanków za dowód odwagi młodego reżysera, niemający jednak wiele wspólnego ze sztuką – śmiała erotyka tylko lekko przysłania banał, owa intelektualna głębia okazuje się w praktyce dość płytka.

Tegoroczny festiwal wprowadził też nową tradycję, czyli konkurs dokumentów pełnometrażowych. Pierwszym zdobywcą Złotego Rogu został Jimmy Rosenberg – ojciec, syn i talent Jeroena Berkvensa, opowieść o wzlocie, upadku i próbie podźwignięcia się tytułowego bohatera, wirtuoza gitary, uznanego już w dzieciństwie za kolejne wcielenie legendarnego Django Reinhardta. Film bardzo dobry, choć można dyskutować, czy akurat najlepszy, bo konkurencja była mocna, by wymienić choćby izraelskie Pamiątki, czy dwa filmy polskie, o których było głośno jeszcze przed premierą. Pierwszym z nich był Wojownik Jacka Bławuta, opowieść o walce – nie tylko na ringu – Marka Piotrowskiego, drugim Istnienie Marcina Koszałki, powstające w atmosferze skandalu. Nic to nowego, bo do reżysera etykietka skandalisty przylgnęła już 8 lat temu, gdy TVP pokazała jego Takiego pięknego syna urodziłam. W najnowszym „Filmie” Łukasz Maciejewski (Nie taki piękny, „Film” 7/2007) przypomina skrajne emocje, jakie od początku budził ów osobisty dokument: Marcel Łoziński powiedział, że tym filmem Koszałka strzelił do swojej matki z pistoletu. Rzeczywiście, dwudziestoparolatek pokazał rodziców w niezbyt korzystnym świetle, ale nie oszczędzał też siebie. Prezentując, czasem bezlitośnie, własne rodzinne piekiełko, pozwolił widzom poczuć się lepszymi – bo „przecież nasz dom, nasze rozmowy z rodzicami nie wyglądają w ten sposób” – ale myślimy tak na krótko, po chwili przychodzi refleksja, że i u nas bywa podobnie, tyle że bez obecności kamery. Co ciekawe, ów dokument dla rodziny reżysera, zwłaszcza dla matki, okazał się swoistym katharsis: poprawił wzajemne relacje i doczekał się dalszego ciągu pt. Jakoś to będzie, gdzie w kadrze obok rodziców pojawiły się jego żona i córeczka. Kolejne filmy Koszałki (notabene, cenionego operatora, autora zdjęć m.in. do Pręg) – Imieniny czy Cały dzień razem – również podzieliły widownię. Zwłaszcza ten ostatni, zapis kilku dni spędzonych w Japonii w domu pani Otake, bo z jednej strony jest niesamowicie zabawny, chociażby z racji kiepskiej angielszczyzny, jaką próbują porozumieć się polscy goście i japońscy gospodarze, ale z drugiej budzi wątpliwości odnośnie etyki dokumentalisty – czy np. przetłumaczenie wypowiedzi gospodyni, pokazujących, jak bardzo kobietę męczy obecność obcych, nie jest niepotrzebnym przekroczeniem pewnej granicy.

Ów pokazujący nam język prześmiewca i manipulator zdaje się jednak dojrzewać jako twórca i przyznaję, że Marcin Koszałka, pojawiający się tylko z jednej strony kamery jako autor Śmierci z ludzką twarzą i Istnienia – podoba mi się. Oba filmy dotyczą śmierci, ulubionego tematu reżysera (legendarnego hipochondryka), są też jej swoistym oswajaniem – pierwszy, przez pokazanie od zaplecza czeskiego krematorium, z jego sympatycznymi pracownikami i dniem otwartych drzwi. „Skandaliczna” historia drugiego zaczęła się od informacji o śmiertelnej chorobie aktora Jerzego Nowaka, który zgodził się, by Koszałka filmował jego odchodzenie, śmierć i pośmiertne losy ciała, mającego stać się preparatem formalinowym na użytek studentów Akademii Medycznej. O medialnej burzy i szczegółach realizacji filmu pisała w czerwcowym „Kinie” Magdalena Lebecka (Kronika zapowiadanej śmierci), faktem jest, że powstał dokument niezwykły, bardziej o życiu, istnieniu właśnie, niż o śmierci, która na ekranie nie została – i nie zostanie – pokazana. Obok sędziwego aktora pojawia się inny, ważny bohater: prof. Konstanty Ślusarczyk z zabrzańskiej ŚAM, uzmysławiający swoim studentom, że ów preparat ma zarówno materialny, jak i duchowy wymiar. W ten sposób śmierć służy życiu, a ofiara z siebie to najwyższa forma człowieczeństwa, choć na podobny gest trudno się zdobyć, bo mimo iż coraz więcej ludzi godzi się na pośmiertne oddanie organów, to podjęcie decyzji o przekazaniu całego ciała i symbolicznym pogrzebie – jest o wiele trudniejsze. Jest szansa, że Istnienie trafi do kin, może więc odegra swoistą rolę edukacyjną, przekonując do podobnych wyborów.

Łukasz Maciejewski, pisząc o nowych projektach Marcina Koszałki (np. dokument o kobiecych więzieniach), nie ma wątpliwości, że jakiekolwiek plotki o „stępieniu pazurów” reżysera są mocno przesadzone. Czeka nas więc powrót skandalisty, na szczęście filmowo zdolnego do wszystkiego.

Katarzyna Wajda

Omawiane pisma: „Film”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
PISZ I DZIAŁAJ
REDAKTORÓW NA GWAŁTU RETY!
PÓŹNY STYL I NIEPRZYNALEŻNOŚĆ

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt