nr 12 (190)
z dnia 20 czerwca 2007
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Na początku...
Jak to często bywa wśród pism niedotowanych, początków „Cegły” należy szukać wśród grupy zapalonych nastolatków. Kilku kolegów z polonistyki z Kolegium Karkonoskiego przy współudziale Karola Maliszewskiego postanowiło założyć pismo. Po sześciu latach ostał się tylko jeden z nich, Karol Pęcherz, dzięki któremu „Cegła” nadal żyje i...
...rozkłada się...
Obecny czas jest przełomowy dla pisma powstałego jako kserowany zin; powoli przyjmuje on ekskluzywny kształt. Otrzymane dotacje pozwalają na organizowanie spotkań literackich, wydawanie większej liczby egzemplarzy, rozwój internetowej strony pisma. Siódmy numer „Cegły” (7/2007) przyciąga czytelnika pomysłem. Dostajemy do ręki trzydzieści sześć luźnych karteczek, z jednej strony tekst, z drugiej fragmenty rysunku. Całość mieści się w zalakowanej kopercie, co przypomina zabawę puzzlami. Przy minimalnym wysiłku możemy ułożyć spójne grafiki, podobne według mnie do motywów z arcadowej gry Kurka Woda – przesyt celowników i drobiu do zestrzelenia... Przyjemnie się między tym wszystkim porusza. Nie przeszkadza także numeracja umieszczona na większości stron, usilnie nakazująca nam czytać po kolei, od początku do końca. Nie trzeba się jednak temu nakazowi cyfr poddawać, ponieważ twórczość prawie każdego autora prezentowana jest na jednej kartce. Na marginesie, zachęcam do takiej zabawy: weźcie „Cegłę”, rzućcie ją do góry i czytajcie to, co opadnie rysunkiem w stronę ziemi. Proste, a jaka może być przy tym frajda.
O ile forma „Cegły”, jak wspomniałem, jest zaletą, to zastrzeżenia mogą pojawić się w stosunku do jej zawartości. Pismo wywodzące się z kultury zinowej, w pewien sposób kontrkulturowe, które już samą formą próbuje wybić się poza sztywne kanony współczesnego rozumienia literatury, powinno także w swojej treści spróbować być odważniejsze. W ten sposób zaczynam...
...poszukiwanie ostrza cegły...
Częstym błędem niszowych pism jest zachęcanie do współpracy Wielkich Nazwisk, które – teoretycznie – przyciągną czytelników niezawodnie jak magnes. Zazwyczaj kończy się to jednak kompromitacją samych autorów, przesyłających drugorzędne, wyciągnięte z zakurzonej szuflady teksty, fragmenty większej i nieokreślonej całości, niedoróbki, ot, tak na odczepkę i dla świętego spokoju.
Ten problem przewija się od samego początku istnienia „Cegły”. W numerze siódmym ciąg na Wielkie Nazwiska nie słabnie. Znajdziemy w nim Marka K.E. Baczewskiego, Macieja Meleckiego czy Macieja Malickiego. Ani wiersze pierwszej dwójki, ani proza ostatniego nijak nie porywają. Odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje, udzieliłem akapit wyżej. Z racji osobistych preferencji powinienem dłużej się zatrzymać nad jedyną prozą zamieszczoną w numerze. Fragment Malickiego (Ostatni dzień w dziurze) nie zachwyca, a jeśli już zwraca uwagę, to… nijakością. Jest totalnie bezzębny. Spływa po czytelniku po jak po kaczce na celowniku. Dawno temu dowiedziałem się, że wykorzystywanie nawiasów w tekście znacznie osłabia efekt całości i świadczy o słabym warsztacie. Tutaj czeka na nas nawiasowy full zestaw, a że mamy do czynienia z fragmentem, to i nic z niego konkretnego nie wynika. Ot, taka to zajawka „powieści z nawiasami i brzydkim słownictwem”.
Czy ostrze „Cegły” znaleźć możemy w Wielkich Nazwiskach? Widzimy to już zbyt dobrze – nie. Być może „cegłowi” Autorzy z nru 7 byli kiedyś młodymi gniewnymi, ale działo się to wiele lat temu. Dziś przypomina to raczej starcze podrygi i nic poza tym. Sztuczna szczęka opada na ziemię i nikt nie klaszcze na sam jej widok, bo po co i komu tu klaskać. Na posypkę tortu do tego grona dodać można wszechobecnego w każdym z pism literackich Karola Maliszewskiego i jego dział promujący młodych poetów, ponieważ…
...to w młodości nadzieja...
O wiele ciekawsi okazują się przecież autorzy – tu również tylko teoretycznie – mniej znani. Pazurki wystawiają i Demian Czaus, i Rybi Puzon, Cyprian Wólkiewicz, Łukasz Podgórni. Naprawdę dobrze się to czyta. Szkoda jednak, że teksty od strony wizualnej wydają się identyczne, co – jak widać na przykładzie twórczości choćby Łukasza Podgórni – nie zawsze stanowi normę. Do tego zauważyć trzeba dwie strony zarezerwowane na ciekawą twórczość WOJTEKIELAR SE... Szczerze mówiąc, chciałbym zobaczyć całą „Cegłę” zrobioną na kształt jej dwudziestej strony; kto nie widział, odsyłam do numeru: jest agresywna, szponiasta, z zębem. Kolejny numer pisma złoży i opracuje graficznie Wojtek Kielar. Mam nadzieję, że wyjdzie to bardzo dobrze. A teraz jeszcze...
...gram dziegciu...
Pozostałe wiersze, wybrane do ostatniej „Cegły”, przypominają niekiedy teksty z konkursów jednego wiersza, organizowanych przez większość polskich domów kultury lub na tzw. nocach poezji. Proste, przejrzyste teksty w klasycznej formie. Na pewno znajdzie się wielu zwolenników tego typu twórczości, ja do nich jednak nie należę. Wynikać może to z wtórności, monotonności i powtarzalności motywów wykorzystywanych w tych wierszach; braku iskry, dzięki której tekst zapada w pamięć.
A teraz dwa słowa o clue numeru: fragmentach dotyczących Andrzeja Sosnowskiego, guru młodej współczesnej poezji. Znajdziemy tu wywiad z autorem i esej napisany przez Karola Pęcherza (Bierność wobec rebelii języka i kwestia autentyczności. Esej o poezji Andrzeja Sosnowskiego w ciemnym świetle Blanchota) o Sosnowskiego wierze w język. Można się z niego między innymi dowiedzieć, że wiersze Andrzeja Sosnowskiego świetnie nadają się na podryw, co już jest ich plusem. Zachęcam do tego typu eksperymentów przeprowadzanych na kobietach: może właśnie nie fura, skóra, komóra, a jakiś szybko wyrecytowany wiersz spowoduje, że pod niejedną niewiastą ugną się kolana. Co do reszty wywiadu, zwraca uwagę uwielbienie, jakim Karol Pęcherz darzy Sosnowskiego, przejawiające się w każdym pytaniu z...
...łyżką miodu...
Mimo sporych, podkreślanych przeze mnie dysproporcji nie warto rezygnować z przeczytania „Cegły”. Może taki był wstępny zamiar: ująć grzeczną treść w drapieżnej formie? Nie zapominajmy też o pozostałych zaletach. Po pierwsze, numer jest za darmo rozdawany w wielu miejscach Wrocławia (w pubie Literatka, kawiarni Artmania, Studio BWA). Po drugie, studenci literatury polskiej mogą poczytać o twórczości Andrzeja Sosnowskiego oraz znaleźć dla siebie kilka ciekawych wierszy. Niebanalna forma daje zabawę na jakiś czas, a potem można wszystko spakować do koperty, zakleić ją i zostawić...
... zakopaną w ziemi.
Powtarzajcie zatem za mną: „Cegła” jest czasopismem o ciekawej, ciągle rozwijającej się formie. Gorzej jednak z treścią. Dopóki Karol Pęcherz nie zda sobie sprawy z tego, że nie nazwiska, ale teksty – koniecznie takie, które harmonijnie współgrają z wyglądem pisma – decydują o jakości numerów, dopóty całość nadal będzie przypominać występ scholi na koncercie punk rockowym.
Można i tak, może to nawet dla kogoś atrakcyjne, ale jednak chciałoby się porządnego energetycznego „kopa” dostać, a nie jedynie łagodnej rozrywki od panów w ładnie wyprasowanych, śnieżnobiałych koszulach.
Omawiane pisma: „Cegła”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt