nr 12 (190)
z dnia 20 czerwca 2007
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Od pierwszego tegorocznego numeru „Nowej Fantastyki” w czasopiśmie pojawiły się dwie znaczące kwestie: zbliżanie się trzysetnego numeru pisma oraz przenikliwy, diagnozujący artykuł Jacka Dukaja Krajobraz po zwycięstwie, czyli polska fantastyka AD 2006 – tekst ważny, który wywołał kolejne mniej lub bardziej interesujące wypowiedzi na ten temat. Oba zjawiska – jubileusz i Dukajowy „diagnozujący manifest” – prowadzą w tym samym kierunku, ku podsumowaniu i wartościowaniu aktualnej pozycji tyleż samego periodyku, ile polskiej fantastyki jako takiej, jak również ku potrzebie dokonania pewnych przewartościowań.
Nawiązania do wzbudzonej przez Dukaja dyskusji w najnowszej, czerwcowej NF (6/2007) są już tylko mgławicowe i niezobowiązujące. W wywiadzie z bohaterem numeru, Brianem W. Aldissem (Jestem wilkiem stepowym), napomknięto, że „spieramy się w Polsce o fantastykę rozrywkową i problemową”. Poza tą wzmianką, w numerze brak już kontynuacji wątku (nie wiadomo, czy artykuł Grażyny Gajewskiej w numerze 5/2007 pozostanie głosem ostatnim), dlatego tym bardziej kusi, by przyjrzeć się, czy spostrzeżenia Dukaja lub podejmujących z nim dialog Wita Szostaka i Andrzeja Zimniaka (NF 4/2007) znajdą jakieś odbicie w drobnych modyfikacjach formuły tego wysokonakładowego, literacko-kulturalnego pisma.
Szykujący się do jubileuszu redaktor naczelny Paweł Matuszek w numerze styczniowym podnosił zasługi „Nowej Fantastyki” jako pisma, które „przez 25 lat kultywowało i krzewiło wiarę w magiczną moc literatury”. Jeśli jednak nie odczytywać tych słów wyłącznie jako deklaracji eskapizmu, spostrzeżenie to kontrastuje ze szczupłością miejsca poświęconego w NF książkom, jak gdyby – jak zauważył Dukaj – istniało przekonanie, że „nasi czytelnicy nie lubią czytać”. A ściślej: nie lubią czytać o literaturze (nawet fantastycznej), nie interesuje ich, jakie struktury znaczeniowe da się wyczytać z powieści, co poza i ponad fabułą może dojrzeć w prozie krytyk. Małe recenzje przeszkadzają mi w równym stopniu, co Dukajowi. Ciekawe, w jaki sposób można pokazać w półstronicowej recenzji, że książka ma w sobie owe pożądane przez autora Innych pieśni „coś więcej”, „wyższe funkcje i znaczenia” (książkom istotniejszym przysługuje więcej niż jedna trzecia strony z reprodukcją okładki zajmującą fragment kolumny). Czy przyznano by jej tylko maksymalną liczbę „gwiazdek”? Abstrahuję tu od kwestii, czy dominacja w polskiej fantastyce błahej literatury przygodowej jest – jak niepokoił się Dukaj – tak przemożna i przytłaczająca (i czy jest to aż tak anormalne), że wydawane książki zasługują jedynie na „recenzunie”. Ważne, że obecny kształt działu o książkach zdaje się te pesymistyczne rozpoznania potwierdzać, a zarazem propagować niezbyt głęboką, bez cienia pretensji do profesjonalizmu, skrótową formę dzielenia się refleksjami lekturowymi.
Interesującą ilustrację takiego sposobu czytania można znaleźć w obserwowanych na forum „Nowej Fantastyki” stylach odbioru małych form prozatorskich, zamieszczanych w miesięczniku. Śledzenie wątków poświęconych kolejnym numerom umożliwia zapoznanie się z czytelniczą recepcją publikowanej prozy. Forum NF jest miejscem niemającym wielu odpowiedników w sieci, porównywalnym może jedynie z forum magazynu „Science fiction, Fantasy & Horror”. Z jednej strony, jest po internetowemu egalitarne, a zatem odwiedzane zarówno przez czytelników będących nieświatłymi „smarkaczami” (na których skarżyli się i Dukaj, i Andrzej Zimniak), jak i przez mniej lub bardziej spełnionych autorów fantastyki (dopiero próbujących swych sił, już drukowanych w periodykach, czasem mających własne wydane książki, a nawet prawdziwych sław), walczących lub trzymających ze sobą internetowych osobowości, a w końcu samych redaktorów NF. Z drugiej zaś strony, forum funkcjonuje we wciąż prestiżowej łączności z drukowanym tytułem, żywo przy tym świadcząc, że papierowe czasopismo jest czytane.
Z wypowiedzi omawiających kolejne numery mniej można się dowiedzieć o poziomie opowiadań (choć niekiedy forma, w jakiej ujmuje się zarzuty czy pochwały, istotnie mówi coś o jakości zamieszczonej w NF prozy), a więcej o stanie umysłów userów, przywykłych do swobodnego rzucania komunałami i własnymi „gustibusami”, w skrajnych przypadkach nadających swym sądom kształt jednowyrazowych rozstrzygnięć: „niezłe”, „nudne”. Bywa także, że jedno- czy kilkuzdaniowe „recki” podsumowuje się wystawionymi opowiadaniom ocenami na kształt szkolnych, co przywodzi na myśl raczej warsztaty niż poważne dyskusje o literaturze.
Ponadto z zamieszczonych na forum reakcji czytelniczych można wyczytać, że komponując numer czerwcowy, redaktorzy – trudno stwierdzić, w jakim stopniu świadomie – zahaczyli o problem istnienia i kopania „rowów” między fantastyką a mainstreamem. Źródłem niezadowolenia niektórych czytelników z powodu dokonania takiego, a nie innego wyboru krótkich próz Aldissa: Mortistan, Nowa świątynia w starym Old Headington, a zwłaszcza Tarzan wsród Alp, okazała się niewystarczająca (bądź żadna) obecność w nich „czynnika fantastycznego”. Nazwy tej użył Wit Szostak w artykule Jak się widzimy, tak nas piszą (NF 4/2007), wskazując zarazem (a forumowe posty dotyczące numeru 6/2007 potwierdzają to miejscami dosłownie) na istnienie u sporej liczby czytelników przedziwnej hierarchii. Rozciąga się ona od lokowanej na szczycie dobrej literatury fantastycznej (jeśli wierzyć analizującemu recenzje Szostakowi i Dukajowi, „dobra” oznacza: wciągająca, tradycyjnie skonstruowana, niestawiająca oporu przy lekturze), przez złą literaturę fantastyczną czy też literaturę z fantastyką doczepioną na siłę, aż do znajdującej się w samym przedsionku piekła literatury niefantastycznej. Identyfikowałoby to czytelników fantastyki nie jako smakoszy dobrej roboty literackiej, ale jako wielbicieli konkretnych gadżetów i tematów, podobnie jak te właśnie czynniki pozwalają zidentyfikować (i napisać) opowiadanie dla wędkarzy. Jeden z wyznawców tej literackiej „drabiny bytów”, podpisujący się nickiem „Kieklis”, sporządza nawet w związku z drugim jej szczeblem rekonstrukcję (być może całkiem trafną) powstawania takiego debiutanckiego opowiadania. Zostałoby ono zatem wysłane do „Nowej Fantastyki” z tego względu, że małych form, z punktu niestawiających sobie innych wymagań niż przynależność do literatury popularnej (oby jak najlepszej, najbardziej oryginalnej!), właściwie nigdzie indziej opublikować nie można, więc dodany „czynnik fantastyczny” pełni funkcję czysto ornamentacyjną i uprawniającą publikację właśnie w tym miesięczniku. Można by się przy tej okazji zastanawiać, czy zaistnienie podobnego, lecz niefantastycznego czasopisma, byłoby możliwe i potrzebne. O ile bowiem domaganie się przez czytelników „czynnika fantastycznego” jest właściwie uprawnione (oczywiście, z powodu tytułu periodyku), to już tak osobliwa hierarchia u „ludzi książkowych” budzi – przynajmniej moje – zdziwienie. Pokazuje też, że podczas gdy jedni (Dukaj, Szostak) dostrzegają, a nawet popierają zacieranie się granic między fantastyką a mainstreamem, drudzy wciąż niemało robią dla kopania między nimi wspomnianych rowów.
Czy jednak lektura forum nastraja wyłącznie pesymistycznie? Wydaje się, że nie. Czytelnicy NF – nawet ci młodsi i „niezaawansowani” – coś przecież czytają, pragną się wypowiadać, zadają pytania, gotowi są do żywych dyskusji z innymi „książkożercami”, a nawet z autorami. Rzecz w tym, by kierunek, w jakim zmierza „Nowa Fantastyka”, nie zasadzał się na schlebianiu czytelnikom i hołubieniu ich za sam fakt, że podczas gdy (jak niebezpodstawnie ubolewa redaktor naczelny) „coraz mniej Polaków czyta książki”, oni akurat – niczym strażnik Głąb z Wiele hałasu o nic – „alfabetyczność mają w naturze”.
Może stawiać wyższe (choć niekoniecznie od razu najwyższe) wymagania, poruszyć ambicje, zachęcić do indywidualnych poszukiwań, czy nawet troszkę wstrząsnąć wynikającym z „alfabetyczności” samozadowoleniem „Przeciętnego Czytelnika Fantastyki”. Może wpływać na niego, podrzucając tropy i pokazując, jak głęboko i wielopoziomowo można czytać literaturę – szczególnie literaturę fantastyczną. I że nie trzeba się bać krytyki akademickiej; akademickość nie jest tożsama z hermetycznością przekazu, co doskonale udowodniła Grażyna Gajewska w mądrym artykule Nie bójmy się zbliżenia (NF 5/2007), wskazując przy okazji na cyberfeminizm jako „miejsce do wypełnienia” w literaturze fantastycznej, która powstaje i jest tłumaczona w Polsce.
Może warto uwierzyć w czytelnika? Jego kompetencje czytelnicze będą wszak wzrastać w miarę podejmowania wyzwań lekturowych, a erudycja nie pojawi się w wyniku działań innych niż po prostu obszerne i krytyczne czytanie. Nie każdy musi studiować kierunek filolologiczny, by tylko tam móc się dowiedzieć, czym jest intertekstualność, powieść polifoniczna, monolog wypowiedziany albo symulakrum. Pytanie o znaczenie tego ostatniego terminu faktycznie padło na forum, w związku z tematem poświęconym przedostatniemu numerowi „Czasu Fantastyki”. I – co istotne – ten, kto pytał, uzyskał odpowiedź.
Idea „portalu profesjonalnego” – miejsca w sieci, do którego nie mieliby wstępu „smarkacze”, i o które w swym tekście Powrót tętna wołał Andrzej Zimniak – gwarantując wyższy poziom dyskusji, zamyka równocześnie możliwość bezpośredniego „nauczania”, które okazuje się jednak potrzebne. Formą selekcji, w dodatku nobilitującej, może i powinien być wybór do publikacji na papierowych łamach „Nowej Fantastyki”. Stanowi ona bowiem punkt stały (także w sensie fizycznym) wśród wielości efemerycznych czasopism internetowych. Wciąż stoi przed szansą, by pretendować do opiniotwórczości, do pełnienia funkcji „czegoś stabilnego”, za czym tęskni Zimniak. Natomiast istnienie jej internetowego „lustra”, pozostaje szansą dla innej sfery: dialogu między czytelnikami, autorami i doświadczonymi krytykami. Pod warunkiem, że wszyscy wymienieni będą chcieli i pisać, i okazywać sobie nawzajem szacunek.
Za sukces NF AD 2007 można zatem poczytywać, że stała się ona miejscem ważkiej i interesującej debaty, która oby przyniosła dobre owoce. Na zbliżający się jubileusz wypada „Nowej Fantastyce” życzyć godnego trwania. Niech redakcji nadal udaje się utrzymać równowagę na linie rozciągniętej między ideą czasopisma literacko-kulturalnego (trzymającego wysoki poziom) a bytem stabilnym ekonomicznie także w dobie ekspansji Internetu. Dlatego twórcy czasopisma nie mogą tracić wiary w moc literatury.
Tymczasem wymagania stawiane czytelnikom mogą o tyle wpłynąć na przyszły kształt polskiej literatury fantastycznej, o ile z ich grona będą rekrutować się autorzy: obecni, stojący u progu debiutu oraz przyszli. A kto wie, czy i nie kolejny redaktor naczelny.
Omawiane pisma: „Nowa Fantastyka”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt