Witryna Czasopism.pl

nr 1 (179)
z dnia 5 stycznia 2007
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

NIEZBĘDNIK EUROPEJCZYKA

Niejeden oświaty kaganek rozświetla umysły polskich czytelników prasy zagubionych w natłoku informacji. Do kiosków co jakiś czas trafia nowa odsłona „Niezbędnika Inteligenta”, a regularnie dodatek do sobotniego „Dziennika” – „Europa. Tygodnik Idei”. I choć wydawca „Europy” zdecydował się na nieco mniej pretensjonalny tytuł, to jednak obrał strategię niemalże identyczną jak zespół „Polityki”. Wychowywać, oświecać, formować Europejczyka-Polaka. Mniejsza o detale i subtelności, bo oczywiście obydwaj projektowani Europejczycy różne przywdziewają kostiumy, inne mają gusta, przyzwyczajenia i skład domowych bibliotek. Istota podobieństwa tkwi w pryncypiach: obydwaj czują prowincjonalny niedosyt światowej myśli. A nawet jeśli nie czują, to wkrótce zaczną.


Tak scharakteryzowana strategia „Europy”, do tej pory ukryta pod niewinnym tytułem, weszła w decydującą fazę. Do Polski przyjechali zaproszeni przez „Dziennik” John Gray i Richard Perle. I, uwaga, „dopiero w Warszawie po raz pierwszy rozmawiali ze sobą osobiście”, jak informuje redaktor Krasowski we wstępniaku do omawianego wydania „Europy” (51/2006). Siłę rażenia tego wyznania można właściwie ocenić, pamiętając o rozpoczynających tekst pytaniach retorycznych naczelnego „Dziennika”: „Czy najbardziej wpływowe umysły dzisiejszego świata można zaprosić do Polski i potraktować jak ludzi, a nie półbogów? Czy można im zadawać pytania interesujące nie tylko ich samych? Oczywiście, że można”.


Po wydłużonej serii dyskusji o tym, czy amerykańskie imperium legnie w gruzach, czy też będzie miłościwie panować nad całym Układem Słonecznym, główna problematyka „Europy” w rozpoczynającym się cyklu debat nie została zasadniczo przemodelowana. Hitem numeru jest, jak zaznaczono, rozmowa dwóch sympatycznych panów, dla których osią sporu pozostaje stosunek do Ameryki, jej poczynań i planów na przyszłość. Czy Irak to klęska, czy zwycięstwo? Było moralne prawo do interwencji po ataku na WTC, czy też owo prawo Ameryka sformułowała zbyt pośpiesznie? Pytania dobrze znane stałym czytelnikom „Europy”, podobnie jak zestaw możliwych odpowiedzi. Stąd wątpliwa wydaje się atrakcyjność takiego cyklu debat. Wszystkie prawdopodobne scenariusze geopolityczne, od optymizmu demokratycznego Fukuyamy aż po apokalipsę ofiarniczą urzekającego Rene Girarda, zostały przez „Europę” już nakreślone. Teraz pozostaje tylko czekać, który się spełni.


A żeby nie czekać z założonymi rękami, może warto pokusić się o wprowadzenie nowych problemów – o nową „Europę”. Zanim ten znany mi dobrze świat przeobrazi się ostatecznie w raj lub pustkowie, może warto odłożyć na chwilę spory o autorytaryzm Putina, islamofaszyzm czy globalizację? Możemy, na przykład, poczytać literaturę – jakkolwiek demagogicznie i naiwnie by to brzmiało. Niegdyś na łamach „Europy” spór o kryterium prawdy w interpretacji wiedli ze sobą Markiewicz i Markowski, można było przeczytać wywiad z Rymkiewiczem (ostatnio ponownie – tyle że na łamach „Dziennika”), dowiedzieć się czegoś o Houellebecqu. Coraz rzadziej redakcja „Tygodnika Idei” decyduje się na inicjacje takich tematów i obecność takich person. Być może jest to efekt precyzyjnego dookreślenia podtytułu czasopisma: owe idee rozumiane są przez zespół redakcyjny w wąskiej perspektywie ideologii – w znaczeniu nadanym temu terminowi przez Karola Marksa.


Również fragment autobiografii noblisty Orhana Pamuka pod tym względem nie daje czytelnikowi wytchnienia. Pamuk przygląda się samemu sobie, swojej rodzinie, narodowi w szerokiej perspektywie socjologicznej. Co więcej – sam używa do tej wnikliwej analizy narzędzi wypracowanych przez wspomnianego już Marksa – ot choćby kategorii klasy społecznej. Dzieciństwo Pamuka rozgrywa się w scenerii zideologizowanej: nie ma tam pluszowych zabawek, huśtawek, bijatyk, pierwszej miłości, tylko „zokcydentalizowana turecka burżuazja”, „wielkie projekty modernizacyjne”, „laicyzacja”. Stary maleńki Pamuk wertuje własne wspomnienia i uśmiecha się pobłażliwie: „Toż to przecież efekt okcydentalizacji tureckiej klasy średniej”. Bystry dzieciak z tureckiej rodziny burżuazyjnej próbuje wmówić nam, że perspektywa ta towarzyszyła mu od samego początku: „Nawet moim dziecinnym rozumem byłem w stanie pojąć, że napastliwe komentarze mojej babci na wieść, że elektryk przerwał pracę, by pójść się pomodlić, dotyczyły nie tyle niedokończonej roboty, ile generalnych nawyków uniemożliwiających rozwój kraju”.


Pierwsze pytania o istnienie Boga też nie mogą obejść się u Pamuka bez komentarza socjologicznego: „Mój strach nie był bojaźnią przed Bogiem, lecz – jak w przypadku całej tureckiej laickiej burżuazji – obawą przed gniewem tych, którzy w Boga wierzą zbyt mocno (...). Tak jak inni ostrożni mieszkańcy budynku bałem się Bożego gniewu, lecz tak jak i oni kojarzyłem nawyki religijne z niską pozycją społeczną”. Mimo że wszystkie te spostrzeżenia noblista zdaje się ujmować w ironiczny nawias, nie odchodzi zbyt daleko od ideologicznej konwencji patrzenia na własne dzieciństwo. Homo politicus, który wyłania się z krótkiego fragmentu autobiograficznej książki Orhana Pamuka, nie ma w sobie widocznie dość siły, by ostatecznie porzucić kategorie polityczne. Szkoda. Mogłoby być jeszcze ciekawiej.


Rozterki Miłosza


W omawianym numerze „Europy” redaktorzy wywołują z zaświatów samego Czesława Miłosza do ideologicznej odpowiedzi. Możemy zapoznać się z niepublikowanym dotąd listem autora Trzech zim do Jarosława Iwaszkiewicza. Epistoła nie dostarczy jednak żadnemu czytelnikowi Zniewolonego umysłu wstrząsających doznań. Być może Daniel Beauvois, odkrywca fragmentu korespondencji, tę lekturę ma jeszcze przed sobą, pisze bowiem, że Miłosz daje w liście „zadziwiająco niedwuznaczny wyraz swoim politycznym rozterkom”. Chciałoby się rzec – nie po raz pierwszy. Cóż nam po tym? Miłosz komunista, socjaldemokrata, liberał – nad jego trumną przerzucano się tymi etykietkami, co ostatecznie pozostawiło raczej uczucie niesmaku.


Sytuację ideologicznego napięcia próbuje rozładować Andrzej Franaszek, który przygląda się całej korespondencji Miłosza z Iwaszkiewiczem. Jednak jego szkic wygładza zaledwie kontury. Franaszek ucieka od radykalnych określeń, wzdraga się przed jednoznacznymi ocenami, a mimo to pozostaje w obrębie rozważań nad stosunkiem Miłosza do ideologii. Czytamy: „Trudno oczywiście założyć, że autor listów do Jarosława Iwaszkiewicza był w nich całkowicie szczery, że nie ma tu także pozy, przyjmowanej choćby i wobec samego siebie. Niewątpliwie za autoportretem, jaki szkicuje młody Miłosz, stoi romantyczna i modernistyczna mitologia artysty – nadwrażliwca, poety przeklętego... Z całą jednak pewnością wizerunek ten jest bez porównania bliższy prawdy niż obraz sympatyka komunizmu i zajadłego wroga pańskiej Polski”.

Miłosz, zaangażowany za życia w bieżące spory, żyje w debacie publicznej jako nietykalny wieszcz bądź kłopotliwy politycznie komentator współczesnej historii Polski – pytania odnośnie do horyzontu ideologicznego autora Doliny Issy wciąż okazują się najbardziej atrakcyjne.


Tygodnik idei?


Moje uparte odmienianie przez wszystkie przypadki terminu „ideologia” bierze się z goryczy – „Europa” zredukowała swoje możliwości. Staje się coraz bardziej tygodnikiem politologicznym, niejako wbrew własnemu podtytułowi. W kręgu jej zainteresowań pozostają niezmiennie globalne scenariusze polityczne lub jednostkowe powikłania światopoglądowe: spory z władzą, obok władzy, nad władzą. Problemy spoza politycznego spektrum zostają wtórnie poddane ideologizacji. I, bynajmniej, nie zamierzam zarzucać „Europie” (podobnie jak „Dziennikowi”) promowania konkretnego światopoglądu. Problem nie leży w braku pluralizmu, lecz w coraz bardziej ograniczonej przestrzeni jego realizacji. Redakcja profiluje tygodnik dla socjologów, politologów, analityków gospodarczych, historyków doktryn politycznych. I nawet ostatnia strona każdego numeru „Europy” (tradycyjnie poświęcona wybranemu poecie) nie tuszuje tego wrażenia. W omawianym wydaniu do niezbędnika intelektualnego dołączono wiersz T.S. Elliota z cyklu Wiersze Ariela. Na okrasę pojawiają się również cztery reprodukcje grafik Franciszka Starowieyskiego. Prawdziwy Europejczyk powinien czuć się zaspokojony.

Arkadiusz Wierzba

Omawiane pisma: „Europa – Tygodnik Idei”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
W DRODZE Z KOBIETĄ
W POSZUKIWANIU SZTUKI
KOMU CYFRA?

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt