nr 19 (172)
z dnia 20 września 2006
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Przypinanie rodzinnych informacji na domowych tablicach – się sprawdza! O publicznych tablicach nie wspomnę – bo to oczywiste. Do takiego przepływu niezbędnych danych (wewnętrznych) potrzebna jest pinezka, co, jakże słusznie, zauważyli twórcy tego portalu. I tak, być może, przyciąga nowych użytkowników sieci „Comiesięcznik z domieszką absurdu”, czyli „Pinezka”.
Przez sentyment do tablic z karteczkami zajrzałam na tę stronę i zostałam na dłużej, bo domieszka absurdu jest przyjemnie wkomponowana, a numer wrześniowy zaczyna się miłosną animacją. Filmik ma prostą w fabułę, krótko mówiąc – banalną, lecz odwołującą się do powszechnie znanych, dziecinnych teatralnych zabaw. Takie dziecinnie oczywiste dramaciki, gdy już dzieci sobie dorosną, mogą przynieść zrozumienie lub przeczucie niespodziewanych zwrotów akcji, tj. mądrością życiową mogą zaowocować.
Proszę sobie animację otworzyć, nie można obrazu zagadać.
„Pinezka” pod względem obrazowym jest portalem przejrzystym, autorzy piszą dowcipnie i na temat, są tu praktyczne oraz niepraktyczne rzeczy, w nieźle dobranych porcjach.
To całkiem miłe miejsce,
gdzie każdy sobie poradzi.
Pinezka sobie radzi to część działu mała czarna, a stąd można wysnuć wniosek, że po małej czarnej (kawie) wszystko idzie gładko. Jako tzw. kawoszka – zgadzam się w pełni. Nie dziwi mnie zatem wcale, że „Pinezka” radzi w sprawach nie tylko codziennych, a w każdym razie – dużo ciekawszych niż problemy dostępne w prasie pod hasłem „listy od czytelników”.
Na przykład: w przedostatnim pinezkowym numerze dowiedzieć się można było, jak czytać plany budynków, co jest tematem znacznie poszerzającym horyzonty. A we wrześniom wydaniu (30/2006) – cała prawda o kupowaniu dworków; fascynująca sprawa dla posiadaczy i nieposiadaczy także.
Sprawne oko architekta przysłużyć się może tym, którzy nie boją się marzyć o własnym, tajemniczym, niepowtarzalnym miejscu na ziemi.
W przypadku realizacji takiej życiowej wizji, jest bardzo prawdopodobne, że nagle i niespodziewanie dla niezorientowanych, w ich egzystencji pojawi się wojewódzki konserwator zabytku. Nie tylko on zresztą wkroczy w życie nabywcy romantycznego dworku, w pierwszej chwili jawiącego się wszystkim (być może!) jako
wyjątkowo urocza ruina.
„Pinezka” tę konserwatorską ingerencję opisuje dokładnie, fachowo i ku przestrodze wielkich optymistów budowlanych.
Zamieszkanie w dworku na wsi, w miejscu tyleż malowniczym, co nieanonimowym z historycznego punktu widzenia, to prawdziwa budowlano-biurokratyczna przygoda. I to tylko jeden z dostępnych punktów widzenia.
Ostatnio na wieś ciągną miastowi tłumnie. Miasta się przeludniły, odhumanizowały, przegoniły młodzież pracującą przez szczeble kariery, zatrzymały na ścianie rojeń o potędze i snów o spokojnym łonie natury (albo i nie). Póki młodzi są młodzi i silni (tj. mają pieniądze), mogą pragnąć zmienić swoje życie za pomocą nowego pomysłu na twórczą, niepozbawioną głębszego sensu egzystencję. Spełnienie tych pragnień oznacza nierzadko cywilizowany kontakt z przyrodą oraz historyczne sentymenty.
To wszystko + pewna wydolność finansowa może sprawić wielkie kłopoty. I równie wielką satysfakcję, gdy przez tę przygodę się przebrnie.
A nie jest łatwa nauka twardych zasad funkcjonowania
w naszej wiejskiej, dworkowej rzeczywistości.
W sieci wyszukać można setki pałaców i dworków: hotelowych, mieszkalnych, prywatnych fundacyjnych, pałace to wyższa szkoła jazdy (finansowej), więc lepiej pozostać przy dworkach. Znaleźć można firmy, które budują „dwory i dworki z drewna metodą sumikowo-łątkową”. A przecież nie o to chodzi, by zbudować świeży dworek, chodzi o niepowtarzalny powiew historii, który przy okazji nakłada na właściciela szereg obowiązków.
Dla miłośników powiewów istnieją ulgi i dofinansowania, ale ich zdobycie proste nie jest, a autor artykułu zatytułowanego adekwatnie Co czyha na amatorów dworków zaleca ostrożność. Przypomina też numery ustaw o ochronie zabytków, których to ustaw właściciel dworku musi nauczyć się na pamięć lub (co bardziej prawdopodobne) same mu się z czasem w pamięć wdrukują. Do tego czekają go, a raczej jego historyczną nieruchomość, badania i prace konserwatorskie. Gdyby zapominalstwo dotykało nabywcę miejsca marzeń, powinien pamiętać, że istnieje realna groźba konkretnych kar finansowych. Nawet wolność można stracić za złe traktowanie dworku. A co!
Na prace konserwatorskie są dotacje, jak do nich dotrzeć, radzi autor – ‘burma’. Najwyraźniej warto zawczasu znaleźć kogoś życzliwego, kto remonty i konserwacje podobne przeszedł, lub zaprzyjaźnić się ze środowiskiem bliskim konserwatora zabytków (bez łapówek!).
Przed zakupem dworku naprawdę wiele spraw warto przemyśleć porządnie, (łącznie ze sprawami ostatecznymi i rodzinnymi). O fachową pomoc dobrze jest się postarać zawczasu, zresztą taka procedura nie traci ważności w żadnych życiowych okolicznościach. A w przypadku zakupu zabytku – przydaje się szczególnie, wraz ze wzmożoną czujnością i przytomnością umysłu. „Pinezka” daje do zrozumienia, że przydaje się też niczym niedająca się powstrzymać pasja oraz lokalny patriotyzmu
Jasna strona posiadania takiej rodowej siedziby jest taka, że ochrona zabytków wraz z nami cieszy się, gdy ktoś o ruinkę zadba, podniesie z zarośli, ponaprawia, pogłaszcze czułym wzrokiem posiadacza. A wówczas naród – zza płotu wprawdzie, lecz jednak! – podziwiać będzie mógł taki mieszkalny okaz, kształtujący dobry gust i będący dowodem na realne istnienie przeszłości.
A zanim dworek zostanie należycie i poprawnie wyremontowany, zaopatrzony w bieżącą wodę, światła i satelitę, itd., czyli będzie nadawał się do zamieszkania lub urządzenia w nim przybytku dochodowego, licującego z powagą i atmosferą miejsca – wiele zdarzyć się może…
Jak w bajce.
Albo jak w horrorze!
Omawiane pisma: „pinezka.pl”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt