Witryna Czasopism.pl

nr 1-2 (154-155)
z dnia 12 stycznia 2006
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

OCALONE BEZ TŁUMACZENIA

Składając życzenia świąteczne i noworoczne, wymawialiśmy lub słyszeliśmy słowa wyrażające nadzieję na pogodzenie się ze skłóconymi najbliższymi, rozwiązanie konfliktów lub tymczasowe ukrycie niechęci do nielubianych członków rodziny. Czas bożonarodzeniowy służy bowiem do wybaczania i symbolicznego rozpoczęcia nowego życia – bez kłótni, podziałów oraz dysharmonii.

Podobne życzenia sformułowała redakcja „Więzi” pod adresem czytelników grudniowego numeru (12/2005) poświęconego „wielkiemu nieporozumieniu”, z którym obcujemy w różnych sferach życia. Mowa, wyznawane wartości, duchowość wyrażana w praktykowanej religii, sztuka oraz sposób eksponowania światopoglądu – różnić może nas wszystko, o czym przypominają kolejne artykuły.

Spróbujmy zdiagnozować przyczyny tego stanu i na początek przyjrzyjmy się efektom mobilności współczesnego człowieka, pociągającej za sobą konieczność dostosowania profilu społeczno-politycznego państwa do sposobu życia jego obywateli. „Dziś, wobec ogromnej ruchliwości (…) wszystko się przemieszało. (…) Przyzwyczajamy się do tego, że nic nie jest oczywiste, że obok nas, a co najmniej – na ekranie telewizora możemy spotkać ludzi, którzy różnią się od nas we wszystkich możliwych wymiarach”, pisze w artykule sumującym poruszane w omawianym numerze tematy Tomasz Wiścicki. Tytułowe „wielkie nieporozumienie” jest efektem ubocznym powszechnego pluralizmu oraz ustroju demokratyczno-liberalnego. Liczne pozytywne skutki istnienia obu systemów są niestety trochę przypadkowe – intuicja podpowiada, jak pisze redaktor, że nasze problemy w komunikowaniu się „wynikają z różnic na poziomie spraw podstawowych”.

Słuszność tego stwierdzenia znajduje najbardziej jaskrawe potwierdzenie w konfliktach generacyjnych znanych nam z rodzinnego domu – niegdyś punktu orientacyjnego w chaosie świata. Dzisiaj ważniejsza jest grupa rówieśnicza oraz jej samoidentyfikacja, o czym przekonuje Krzysztof Koseła w artykule Czy młodzież istnieje. Refleksja nad wartościami uznawanymi przez nastolatków przeplata się w nim z rozmyślaniami nad słusznością wyodrębnienia tej grupy z ogółu społeczeństwa. Socjologa prowadzą one do stwierdzenia, że młodzież została skonstruowana w XIX wieku, kiedy pomyślano o polityce społecznej wobec osób młodych pozostawionych samopas po rezygnacji rodziców z opiekuna domowego. Kilkadziesiąt lat później stali się oni podmiotem starań producentów oraz instytucji ukierunkowanych na ich wychowanie. Okresowo pojawiają się także pomysły zgrupowania ich w pokolenie, które ułatwi opis społeczeństwa. Na przykład ostatnio zastanawiamy się nad zasadnością mówienia o „pokoleniu JP2”, a przecież „młodzi dosyć niechętnie godzą się na zbiorową kategoryzację”. Pozwólmy młodym działać bez kategoryzowania ich, proponuje autor artykułu. Jeśli po śmierci papieża Polaka potwierdzi się nasilenie więzi wewnątrzgrupowej, powiększy dystans międzygrupowy oraz namysł nad cechami konstytuującymi wspólnotę, jeśli pojawią się nowy model rodziny oraz nowy styl aktywności w sferze publicznej, wówczas przyznamy rację pomysłodawcom tej nazwy. Dzisiaj wspomniane wartości są niepotwierdzone praktyką.

Podobne tezy zawiera kolejny artykuł nawiązujący do wartości pokoleniowych. Grzegorz Pac, dwudziestotrzylatek, jeden z „pokolenia bez głosu”, jak widnieje w tytule jego rozmyślań, proponuje zawężenie „pokolenia JP2” do elity urzeczywistniającej zadanie nadawania tonu życiu społecznemu. Myśląc o akcjach podejmowanych przez ludzi młodych w trakcie „papieskiego tygodnia”, autor przekonuje, że wbrew pozorom nie miały one charakteru masowego. Podkreśla też, że nie stanowią jedynego dowodu dużej wiary opisywanej przez niego elity. Dla młodych chrześcijan „był to czas niezwykły, który przeżyli głęboko religijnie, nierzadko mając poczucie, że ich doświadczenie żałoby po Papieżu różni się od doświadczenia większości ich rówieśników”, nie stanowił jednak rewolucji w ich życiu, ponieważ „swą wiarę i związany z nią etos budują od dawna”. Na tle wspólnoty religijnej wyróżnia ich pragnienie współgospodarzenia w Kościele, które rozumieją jako czynne zaangażowanie w życie tej instytucji.

Problem aktywności obywatelskiej stanowi lejtmotyw rozmowy prowadzonej przez gości „Więzi”, skoncentrowanej na tytułowym pytaniu Społeczeństwo bez konsensu?. Cywilizacja multikulturowa, w której na równych prawach istnieją skrajnie różne systemy wartości podstawowych, wyznawane pod ochronnymi skrzydłami tolerancji, jest utopią ideologiczną i praktyczną, zauważa publicysta Rafał Ziemkiewicz. Bliższa obserwacja takiej wspólnoty prowadzi do wniosku, że głoszony przez nią pluralizm ukrywa głębokie podziały na poziomie społecznym i konstytucyjnym, wtóruje mu polityk Marek Jurek. I dodaje, że „demokracja funkcjonuje dobrze, jeżeli jest nałożona na korpus zasad, wartości i obyczajów od niej wcześniejszych”. Przykładem kraju, który zdaniem dyskutantów spełnia kryteria pozwalające współistnieć odmiennym rasom i kulturom, są Stany Zjednoczone z obowiązującym w nich korpusem praktycznych wartości. Słynne American way of life, czyli wymóg pracy, bogacenia się, dbania o rodzinę oraz prawo do wolności i szczęścia stanowią niezniszczalną podstawę, na której dopiero można budować różnorodne, ale szanujące się społeczeństwo.

Kluczowym obowiązkiem człowieka żyjącego w tak skonstruowanym organizmie państwowym jest współodpowiedzialność za losy kraju, definiowana jako obywatelskość. Jak zauważa Marek Jurek, „nie jest ona możliwa ani bez poczucia narodowego, ani bez wspólnoty narodowej, w której mogą uczestniczyć nawet ci, którzy się z nią nie identyfikują”. Konkluzję rozmowy stanowi postulat tolerowania różnych sposobów i stylów życia oraz poglądów i przekonań, pod warunkiem że nie naruszają one fundamentów wartości podstawowych stanowiących o jedności społeczeństwa. Szacunek, godność i solidarność należą do jego sfery moralnej, jak sugeruje Agnieszka Magdziak-Miszewska, w sferze religijnej można do nich dodać wartości katolickie. Pozostałe obszary życia społeczno-politycznego najwyraźniej pozostają do zagospodarowania.

Wielkie nieporozumienia dotykają też sztuki, w której napięcia między nadawcą a odbiorcą, sposobem skonstruowania przekazu artystycznego oraz jego odbiorem, przekształcają się bądź w wyroki sądowe, jak w przypadku Doroty Nieznalskiej, bądź w próby włączania artystów w powszechny obieg jako zinterpretowanych i oficjalnie zaakceptowanych twórców tzw. sztuki kontrowersyjnej (przykładem jest Katarzyna Kozyra). Rozbieżność w definiowaniu zadań sztuki pojawia się już na poziomie podstawowym, o czym pisze Dorota Jarecka w artykule Utracone w tłumaczeniu. Zdaniem krytyczki, niepotrzebnie wymaga się dzisiaj od sztuki komunikowania, a przecież „sztuka nie jest przekazem. Nie jest też mową ani językiem. (…) Jej treść nie jest jeszcze całą sztuką”, co udowadniają prace abstrakcjonistów. W odpowiedzi na pytanie, jak rozumieć przekaz artystyczny, Dorota Jarecka proponuje interpretację dzieła przez pryzmat tego, co zostało „utracone w tłumaczeniu”.

Odmienny, formalny aspekt wystawiania sztuki porusza Barbara Majewska w tekście „Sztuka w wieży Babel”. Skupiając się na sposobie jej „prezentowania, propagowania, narzucania lub… pomijania milczeniem”, zauważa, że nieporozumienia artystyczne często generowane są przez kuratorów wystaw, którzy – kierowani pragnieniem wygłoszenia jakiejś mądrej opinii, zademonstrowania tezy lub nieumiejętnością oddania myśli artysty – grupują dzieła w wystawy tematyczne, narzucając własną, nieraz szkodliwą interpretację.

Czy wobec powyższych problemów warto podejmować trud dialogowania? Odpowiedź jest jednoznaczna: trzeba to robić – bez względu na nieporozumienia między- i wewnątrzgeneracyjne, mimo malejących kompetencji językowych Polaków, ich niezrozumienia innych niż używana odmian stylistycznych, wbrew niedbałemu językowi telewizji, radia oraz internetu. Mówiąc słowem ujętym w piękną formę, ocalamy rzeczywistość kulturową opartą na szczególnym rytuale nazwanym kiedyś teatrem dnia codziennego, który wynosi nas bliżej Absolutu, o czym pisze Jerzy Sosnowski w Języku w potrzasku. Bliskie jest mi prezentowane przez pisarza spojrzenie na współczesny świat zaszokowany tempem zmian technologiczno-informacyjnych. Chorują w nim – w sensie dosłownym i przenośnym – zarówno ludzie, jak też język ich komunikacji.

Mówmy więc do siebie zrozumiale i bez kamuflażu, eliminując wielkie nieporozumienia – to, co traci się później w tłumaczeniu, jest bezcenne.

Beata Pieńkowska

Omawiane pisma: „Więź”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
ZMIERZCH BOGÓW?
GDY WIELKI NIEMOWA PRZEMÓWIŁ
CHASYDZKI MCDONALD JUDAIZMU?

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt