nr 31 (148)
z dnia 2 listopada 2005
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | wybrane artykuły | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Beata Pieńkowska
Wszyscy chyba uczymy się Polski na nowo – niektórzy na lekcjach historii, z oczyszczonych z propagandy podręczników, inni na co dzień, z osobiście czynionych obserwacji rzeczywistości. Najczęściej, słuchając czy to Lecha Wałęsy, czy też Jarosława i Lecha Kaczyńskich lub autorów piszących do „Obywatela”, którzy w sierpniu tego roku zorganizowali niezależne od partii politycznych oraz administracji państwowej i unijnej obchody 25. rocznicy powstania pierwszej „Solidarności”, odnosimy wrażenie, że zasłyszane wokół głosy nie układają się w zgodny chór. Czy mamy szansę doznać iluminacji łączącej pojedyncze wypowiedzi w zwartą całość?
Agnieszka Kozłowska
O polskich kronikach filmowych, które obok filmów fabularnych stanowiły zwierciadło socjalistycznej rzeczywistości, pisze Marek Kosma Cieśliński w tekście Realizm i kreacja. Redagowanie Polskiej Kroniki Filmowej w latach 1956-1970. Czytanie tekstu przypomina przesuwanie taśmy filmowej przed oczyma; autor opisuje konkretne sceny, żeby zilustrować nimi zmiany w tworzeniu kroniki na przestrzeni kilkunastu lat – podejmowanie nowych tematów, wykorzystanie nowoczesnych technik filmowych, wprowadzenie lżejszego tonu do komentarza. Tytuł dobrze charakteryzuje kronikę: z jednej strony opierała się na rzeczywistości, którą miała za zadanie portretować, ale jednocześnie dobór faktów i sposób ich ukazywania stanowiły czystą kreację. W dodatku była to kreacja podwójna; to nie tylko tworzenie rzeczywistości wewnątrzkronikarskiej, ale i tej pozostającej na zewnątrz niej.
Maciej Stroiński
Pragmatyści mówią, że owszem, wszystko ujdzie, choć nie wszystko uchodzi. Czyli że można robić (z tekstami), co się chce, należy jednak liczyć się z tym, że to, co robimy (z tekstami), może zostać przez innych uznane za niesłuszne. Na niezgodę pragmatyści przepisują uznane panaceum: rozmowę. Niektórzy olewają pragmatystów i ich recepty; niektórzy, czyli nie wszyscy. Ja, dla przykładu, ufam im, takoż ich receptom. Jeśli więc znajduję niesłusznym (o tym, jakim go rzeczywiście znajduję, niżej) użytek, jaki Joanna Olech robi z dorastającego chłopca w artykule Mój syn nie czyta…, opublikowanym w książkowym dodatku do „Tygodnika Powszechnego” (44/2005) – „Książki w Tygodniku” – skłonny jestem zrobić pierwszy krok i rozpocząć dialog.
Grzegorz Wysocki
Szczerze powiedziawszy, nie potrafię rozgryźć redaktorów tego numeru „Pro Arte”, to znaczy wpaść na pomysł, na jaki oni wpaść przecież musieli przed jego złożeniem. Nie potrafię odnaleźć klucza, który sprawiłby, że blok poznańskich tekstów łączyłoby coś ponad Poznaniem. Obawiam się, że po raz kolejny redaktorzy pisma kulturalnego po prostu nie mieli pomysłu na numer monograficzny. Zresztą takie przypadki się zdarzają – chociażby ostatni „Czas Kultury” to zbiór niepowiązanych właściwie ze sobą tematycznie tekstów, a mimo to wymyślono, że mamy do czynienia z numerem monograficznym. Inną sprawą jest jednak zebranie niepowiązanych ze sobą, ale dobrych tekstów i przypisanie im pewnej wspólnoty, a inną połączenie przypadkowych artykułów, wśród których znajdą się i te na poziomie pozostawiającym wiele do życzenia.
Łukasz Badula
Skoro przyszłość piśmiennictwa należy do Internetu, to może działające w sieci magazyny literackie są przedsionkiem jutra polskiej literatury? Poszukiwania nowych kiełków na polu rodzimej twórczości pisarskiej są coraz bardziej pasjonujące. Wirtualna rzeczywistość umożliwiła pisarski start pokaźnej liczbie autorów, którzy albo poprzez dywersję skandalu i prowokacji, albo też za pomocą symulacji elitarności próbują wkraść się w łaski odbiorców, nie żądając w zamian złamanego grosza. Dzięki stosowaniu metody „zrób to sam”, a także propagowaniu idei działania nie dla zysku, stają się oni nader wdzięcznym przedmiotem obserwacji i badań.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt