nr 28 (145)
z dnia 2 października 2005
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Wpierw zastrzeżenie: pisząc o grupach osób, np. przyjaciołach czy badaczach, celowo używam rzeczowników w rodzaju żeńskim. Podobnie czynią w swoich pracach np. Harold Bloom i Richard Rorty. Nie jest to karykatura czy szyderstwo, ale próba nowego języka, który usiłuje zrobić drobny wyłom w patriarchalnym betonie. Zostaje nam patrzeć, co się zeń posypie. A teraz do rzeczy.
„Teksty Drugie” ukazują się w sześciuset egzemplarzach. Mam dowód na to, że niecały nakład tego fachowego pisma trafia do fachowych rąk, i to dowód z pierwszej ręki: otóż sam kupuję i czytam „Teksty Drugie”, a – by tak rzec – nie jestem z literaturoznawczej branży. Przypuszczam, że moje słowa mogą przynieść radość redaktorkom tego dwumiesięcznika (ciążącego w stronę nieregularnika): przecież dyżurne zarzuty pod adresem pism fachowych to „hermetyczność” i „brak oddźwięku” w kręgach innych niż ściśle określone, czego „Tekstom Drugim” od teraz zarzucić już nie można (jeśli są hermetyczne, to bez przesady, bo udaje mi się czytać je z zainteresowaniem, natomiast oddźwięk z kręgów nieokreślonych wydaję tu oto).
Poza (nie)określonymi kręgami (nie)profesjonalistek wyobrażam sobie skromny – niekoniecznie ilościowo – krąg przyjaciółek „Tekstów Drugich”, do którego można dołączyć samodzielnie i nawet nie trzeba do tego nakładów pieniężnych (czytelnie udostępniają zeszyty omawianego pisma, jak dotąd, za darmo). Wszelako przyjacielskie kółko zakłada, że jego członkinie wniosą ze swojej strony nieco oleju w głowie, a to w celu uniknięcia intelektualnych zgrzytów i nieporozumień. Z tym kredytem zaufania można już przystąpić do nieskrępowanej lektury zawartości pisma, którego pierwszy w tym roku numer (1–2/2005) opowiada o zjawisku (trochę tylko) branżowym, mianowicie o zmianach w literaturoznawstwie.
Wiemy od Szymborskiej, że nie ma pytań pilniejszych od pytań naiwnych. Zapytajmy więc: ale co to takiego literaturoznawstwo? Donoszę, że literaturoznawczynie też nie wstydzą się tego pytania – Włodzimierz Bolecki do „Tekstów Drugich” dołącza Pytania o przedmiot literaturoznawstwa, Michał Głowiński szuka miejsca literatury wśród nauk o kulturze, Małgorzata Sugiera pyta o dramat, natomiast Ryszard Nycz opowiada O przedmiocie studiów literackich – dziś. Nie wstydzą się, bo i nie ma się czego wstydzić: dobrze jest, gdy badaczka wie, co bada, a jeśli nie wie, to czas najwyższy, żeby się dowiedziała. Odpowiedź, że literaturoznawczynie badają literaturę, choć nie jest niesłuszna, zda się mało użyteczna, ponieważ wywołuje pytanie równie trudne jak to, którego sama jest następstwem: literaturoznawczynie badają literaturę, ale co to jest literatura? Pozostawię czytelniczki w niepewności – spokojny, gdyż wiedzą już, gdzie szukać rozwiązań zagadki – i zmienię temat.
Wierzę, że ciekawe rezultaty w badaniach naukowych można oprócz rywalizowania osiągnąć na drodze współpracy. Łamy „Tekstów Drugich” to w rzeczy samej doskonałe podglebie dla takiej naukowej komitywy, która czasem ma w sobie coś z przyjaźni. Przyjaciółki mogą pozwolić sobie na nietraktowanie się zbyt serio – tak też (najczęściej) współdziałają uczestniczki polemik, których gospodynią są „Teksty Drugie”. A nawet jeśli pójdzie między nimi na noże, jak niegdyś między Michałem Pawłem Markowskim i Tomaszem Kunzem, to świadek takiej intelektualnej naparzanki dużo może z niej wyciągnąć dla siebie. Za przykład szorstkiej, by nie rzec: męskiej przyjaźni (intelektualnej) niech posłuży umieszczona w omawianym numerze recenzja Michała Głowińskiego z książki Dominika Lewińskiego pt. Strukturalistyczna wyobraźnia metateoretyczna. O procesach paradygmatyzacji w polskiej nauce o literaturze po 1958 roku. Na początku wygląda na to, że uznany literaturoznawca, czyli Głowiński, wystawia negatywną cenzurkę (lub nawet naganę) literaturoznawcy początkującemu, czyli Lewińskiemu. Lecz jeśli przypomnimy sobie to, co powiedziałem przed chwilą o cechującym przyjaźń dystansie, to spojrzymy na recenzję Głowińskiego przychylniejszym okiem. Lewiński napisał pracę o strukturalizmie polskim, w której rozprawia się z obiektem swoich badań, karykaturując go (nie znam recenzowanej książki, opieram się zatem tylko na recenzji, której tytuł nota bene brzmi Gang strukturalistów). Nie dziwię się, że w Michale Głowińskim krew przodków zawrzała i postanowił coś z tym zrobić. Udało mu się przy tym nie zapamiętać w słusznej złości, czego świadectwem niech będzie cytat: „(...) pracowity i ambitny, a także zapewne zdolny młody pracownik naukowy [czyli Lewiński] stał się autorem bezwartościowej książki”. Lewiński, podkreślam, tylko stał się autorem złej książki, a znaczy to, że jeszcze jakieś lepsze czasy, lepsze książki i artykuły przed nim – niechże stanie się też ich autorem! A tymczasem czekam z zainteresowaniem na kontrpolemikę Lewińskiego (to też miła tradycja „Tekstów Drugich”, że spory nie urywają się tu nagle).
Szkic do portretu „Tekstów Drugich” zamknę refleksją statystyczną. Przeciętna Kowalska nie czytuje „Tekstów Drugich”. Również wiele nieprzeciętnych Kowalskich nie sięga po „Teksty Drugie”. Idąc tym tropem dalej i dalej, dochodzę do konkluzji, że tylko ja czytam „Teksty Drugie”. Ale nie będę się wychylał i udam, że tego nie robię. Tak więc nikt nie czyta „Tekstów Drugich”. Co nie znaczy, że „Tekstów Drugich” nie ma. Są, i z tą świadomością jest mi lżej i żyć, i czekać na śmierć.
Omawiane pisma: „Teksty Drugie”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt