Nr 23-24 (140-141)
z dnia 20 sierpnia 2005
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
Agnieszka Kozłowska
Krasiński był histerykiem i potrzebował widowni do odgrywania swoich scen histerii. Tworzył teatr przez akt pisania. Nie chodziło bowiem o to, żeby ktoś przyglądał się drgawkom jego ciała. Widownią dla siebie uczynił Delfinę Potocką, swoją ukochaną, którą zasypywał listami szczegółowo opisującymi symptomy swojej choroby. Skarżył się na brak, pustkę, na coś, co mu dolega, ale czego nie potrafi pochwycić. Markowski uważa, że poeta boleśnie (histerycznie) przeżywał rozdzielenie z ukochaną kobietą, a przeżywanie to przybierało teatralne formy. „Histeryk jest histerykiem dla kogoś i z powodu kogoś, nie dla siebie samego, i dlatego pisanie jako takie jest najogólniejszą formułą histerii, gdyż pisanie jest nieustannym inscenizowaniem siebie samego dla innych, w poczuciu braku ich prawdziwej obecności”. Tekst Markowskiego – jak się zdaje – może być interesujący nie tylko dla literaturoznawców.
Beata Pieńkowska
Czas wakacji, który na chwilę zmienił swój charakter z linearnego na nieuporządkowany, wskoczy we wrześniu na znane wcześniej tory. Wrócimy do roku bieżącego z nowymi nabytymi latem doświadczeniami i wieloma nierozwiązanymi problemami współczesności, wyłonią się spod opalenizny przykryte nią niewyjaśnione nadal kwestie naszej wiary, moralności oraz kształtu rzeczywistości polityczno–społecznej. Piszę o wszystkich tych aspektach w kontekście lektury wakacyjnego numeru „Przeglądu Powszechnego” (nr 7–8/2005), pisma wydawanego przez Towarzystwo Jezusowe zlokalizowane w prowincji wielkopolsko-mazowieckiej, do którego warto zajrzeć właśnie teraz, aby zdystansować się od ekspansywnej polityki w postaci kampanii prezydenckiej oraz mnożących się zawiadomień do prokuratury wnoszonych przez komisję śledczą.
Miłka O. Malzahn
Wesoła, wakacyjna okładka rzuca się w oczy, bo, po pierwsze – jest soczysto-zielona, po drugie – w kwiatki, a po trzecie – wkomponowane są w to dwie różnopłciowe postaci. W wakacyjnym magazynie psychologicznym dla każdego „Charaktery” nr 8/2005 nie jest jednak sielsko i wesoło, bo, po czwarte – tematy są i liczne, i nośne, ale o gęsią skórkę (strachu) przyprawiające. Przynajmniej trzy: Nawet mamusi się nie podobam, Pigułki z krainy czarów i Trujące matki. Właściwie nie ma między nimi bezpośredniego związku, ale w końcu wszystko łączy się ze wszystkim, ostatecznie zaś w proch się przemieni, więc połączę ewolucję z pigułkami (ech, mało słońca było tego lata).
Maciej Stroiński
Ślubuję cię kochać. Te trzy wyrazy przykuły moją uwagę, bo słówko ze środka, czyli zaimek „cię”, zapisano tu małą literą. Można niekiedy odnieść wrażenie, że z polszczyzny eksmitowano już „cię”, wykolegowane przez „Cię”, co – jak uspokajają „Charaktery” – nie jest prawdą. Ta druga postać słówka winna pojawiać się w okolicznościach szczególnych, zwłaszcza gdy chcemy komuś okazać szacunek. A widzimy ją również np. w reklamach prasowych (czyli w okolicznościach nieszczególnych), co niby nas nobilituje, mnie wszakże denerwuje, gdyż za „Cię” nie kryję się tu „ja”, tylko fantomowy „target” (i to jemu, nie mnie, reklama oddaje honory, a to niegrzecznie). Zaimki osobowe stale z wielkiej litery to domena Pisma Świętego i samego Boga, tego więc się trzymajmy, wyjątki stosując z umiarem. Tak właśnie robi Lidia Mieścicka, autorka omawianego artykułu z „Charakterów”: pisze z umiarem, nie tylko zresztą ortograficznym.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt