Witryna Czasopism.pl

Nr 18 (135)
z dnia 22 czerwca 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | wybrane artykuły | autorzy | archiwum

ROZSTAJE EUROPY

PROBLEMY POGRANICZA W FILMIE DOKUMENTALNYM EUROPY ŚRODKOWO-WSCHODNIEJ W LATACH 2000-2005

Słownik języka polskiego oprócz dosłownego znaczenia pojęcia „pogranicze”, czyli obszaru położonego w pobliżu granicy państwa, regionu lub krainy geograficznej, dopuszcza istnienie „pogranicza” w sensie przenośnym, czyli pewnego stanu świadomości mającego cechy wspólne dla różnych kultur czy epok. Skomplikowana historia Europy, a w tym w szczególnym stopniu Polski, sprawiła, że problemy pogranicza w tym drugim znaczeniu dotyczą wielu mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej, nawet tych żyjących z dala od granicy. Doskonale wiemy z historii Polski, jak ruchomą linią jest granica państwa. Wiemy także, jak bardzo położenie po jednej bądź drugiej stronie granicy determinuje życie ludzkiej jednostki. Z drugiej strony wiemy również, jak bardzo nieszczelne są granice dla zdobyczy kulturowych danej społeczności.

Na istotny wzrost zainteresowania dokumentu sprawami pogranicza złożyły się co najmniej trzy czynniki. Pierwszy, podstawowy i konieczny warunek dla takiego rozwoju sytuacji, to stopniowy rozwój demokracji w krajach tej części Europy, a co za tym idzie nieograniczona instytucjonalnie wolność słowa. Polska szczyciła się, że jest państwem niemal jednonarodowym i takim chciała pozostać. Okazało się jednak, że nasz kraj jest dużo bardziej urozmaicony kulturowo, niż nam się do tej pory wydawało. Z historii powojennej wiemy, że władze komunistyczne dążyły do zlikwidowania pogranicza, by zunifikować obyczajowość w całym kraju, nie dopuścić do zbyt dużych różnic regionalnych. Dziś głód otwartego mówienia o specyfice małych „pogranicznych” ojczyzn powraca ze zwielokrotnioną siłą. To zapewne pierwszy istotny powód, dla którego film dokumentalny tak intensywnie zaczął eksplorować, a często odkrywać na nowo zapomniany koloryt pogranicza. Niewątpliwie sprzyjające okoliczności ku temu sprawiła wolność słowa, tak znacznie ograniczona w tej części Europy przed 1989 rokiem. Dziś, gdy twórcy mogą głośno wyrażać prawdę, przyszedł czas, by dokonać pewnego rozrachunku z niechlubną przeszłością: z akcją „Wisła” z 1947 roku, z falą przesiedleń polskiej ludności z tzw. kresów wschodnich na tzw. ziemie odzyskane, z próbą eliminacji tożsamości śląskiej czy kaszubskiej, a wreszcie, by spróbować nakreślić i wyjaśnić złożony problem stosunków polsko-żydowskich, który tak bardzo ulegał przez lata stereotypowemu postrzeganiu. Istnieje także silna tendencja załagodzenia dawnych historycznych sporów między sąsiadującymi narodami, co obserwujemy zwłaszcza w przypadku pogranicza polsko-ukraińskiego. I znów właśnie film dokumentalny staje się jednym z głównych nośników głoszenia idei pojednania. Wiele uwagi poświęcam w tym miejscu naszemu krajowi, bo jest on w dużym stopniu modelowy dla całej środkowo-wschodniej części kontynentu.

Drugim powodem był rozwój świadomości społeczności pogranicznych. W pojęciu „pogranicze” zawiera się specyficzna mieszanka kulturowa, a często także religijna i etniczna. Pogranicze to część wspólna, wytworzona i należąca do więcej niż jednej nacji, grup społecznych, wyznaniowych, a jednocześnie zawsze stanowiąca margines, tworząca pewien folklor w granicach każdego z państw. Tę odradzającą się i coraz głośniej mówiącą o sobie nową jakość obserwujemy choćby na Górnym Śląsku, Śląsku Cieszyńskim czy na Kaszubach.

Trzeci powód to specyfika medium, jakim jest film dokumentalny. Wydaje się, że po 1989 roku problem istnienia granic stał się po raz pierwszy od 1945 roku namacalnym i powszechnie odczuwalnym dla mieszkańców naszej części Europy. Nie dziwi więc, że tak żywo podjął tę tematykę film dokumentalny, który z racji swego charakteru najszybciej reaguje na zmiany w otaczającej rzeczywistości. Ten gatunek filmowy szeroko opisuje kwestie związane z nowym układem sił w Europie. Pojawiły się nowe państwa, jak Litwa, Łotwa, Estonia, Białoruś, Ukraina, które stanęły przed wyzwaniem wyznaczenia własnych granic kulturowych, a co za tym idzie zauważenia obecności także własnego pogranicza. Podzielona Jugosławia, dziś kilka suwerennych państw, w niezwykle sugestywny, bo oddający tragedię niedawnych wojen bałkańskich, sposób oddaje w ogóle problem pojawienia się nowych granic. Często podzieliły one nie tylko zwaśnione kraje, ale utrudniły kontaktowanie się rodzinom, przyjaciołom. To inny rodzaj obecności pogranicza w filmie dokumentalnym, ponieważ region bałkański od kilku wieków jest mieszanką kulturową, do czego jego mieszkańcy zdążyli się już przyzwyczaić. Nową jakością na mapie Europy są także zjednoczone Niemcy. Choć granica znikła w sensie politycznym, to pozostała w świadomości Niemców. Odczucia te potęgują niewątpliwie różnice gospodarcze pomiędzy dawnymi NRD i RFN.

Jeśli mówimy o filmie dokumentalnych Europy Środkowo-Wschodniej, musimy zauważyć historyczną i geopolityczną specyfikę tego regionu. O ile granice krajów zachodnich są od dawna ustabilizowane (pomijam agresję hitlerowskich Niemiec w 1939 roku), to granice w naszej części Europy na przestrzeni ostatnich 100 lat ulegały wielokrotnym, gruntownym zmianom. Jak zauważa ukraiński pisarz Jurij Andruchowycz w filmie W środku Aleksandry Czarneckiej, mieszkaniec Iwano-Frankowska (kiedyś Stanisławowa) mógł nie ruszając się ze swojego rodzinnego miasta, być obywatelem pięciu krajów: Austro-Węgier, Polski, hitlerowskich Niemiec, Związku Radzieckiego i Ukrainy. Ten przykład dobitnie oddaje rozmiar historycznych zawirowań w regionie, co niewątpliwie wpływa na stan świadomości jego mieszkańców. Dochodzą do tego różnice religijne, które już dawno ukształtowały swoje pogranicza. I to one właśnie, nałożone na poczucie świadomości narodowej sprawiły, że granice w Europie Środkowo-Wschodniej ulegały tak częstym zmianom. One musiały i wciąż muszą dopasować się do naturalnych granic pomiędzy narodami i ich kulturami.

Wędrówkę po świecie pogranicza w filmie dokumentalnym chciałbym zacząć od trzech filmów z różnych części Europy, które w metaforyczny sposób oddają charakter i złożoność pojęcia „pogranicze”.

Dokument Aleksandry Czarneckiej W środku (2003) to portret Europy Środkowej wykonany z pomocą dwóch środkowoeuropejskich pisarzy i przyjaciół: Andrzeja Stasiuka mieszkającego w Bieszczadach i Jurija Andruchowycza żyjącego w Iwano-Frankowsku, dawnym Stanisławowie. Obaj mają świadomość specyficznej magii Galicji, jako miejsca, gdzie swoje piętno odcisnęło wiele kultur. Zwracają uwagę na wszechobecne ruiny i cmentarze jako znak historii, ale historii obecnej w każdym mieszkańcu tego regionu. Ukraiński pisarz opowiada o starym człowieku, który pokazywał mu dokumenty poświadczające, że choć nigdy nie wyjeżdżał z rodzinnego miasta, był już obywatelem pięciu państw. Andrzej Stasiuk rewanżuje się ciekawym spostrzeżeniem: kreśli wizję zwykłego chłopa z Litwy, który jedzie swoją furmanką na południe. Zakładając hipotetycznie, że udaje mu się bez trudu pokonać granice oraz że porusza się tylko po terenach wiejskich, mija kolejno Białoruś, Polskę, Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię i dociera do krajów bałkańskich. Według Stasiuka w żadnym z tych państw nie wzbudziłby większego zdziwienia swoją obecnością ani swoim wyglądem, bo wszędzie wyglądałby i zachowywałby się podobnie do tubylców. Oto piękna metafora Europy Środkowo-Wschodniej jako jednego wielkiego pogranicza, obszaru spójnego kulturowo i obyczajowo.

O bułgarskim dokumencie Adeli Pejewej Czyja to piosenka? mogę powiedzieć, że jest to film piękny, dowcipny, ale jakże tragiczny w wymowie. Reżyserka pewnego dnia spotyka się ze swoimi przyjaciółmi: Turkiem, Grekiem, Bośniakiem, Serbem i Macedończykiem. Z kawiarnianego głośnika płyną dźwięki piosenki, wszystkim biesiadnikom doskonale znanej. Wywiązuje się pomiędzy nimi sprzeczka, której powodem jest próba odpowiedzi na pytanie:

„Czyja to piosenka?”. To spotkanie inspiruje reżyserkę do odbycia podróży przez Bałkany w poszukiwaniu źródeł utworu. Odwiedza kolejno każdy z krajów rodzinnych swoich przyjaciół. Wszędzie uzyskuje stanowcze potwierdzenie, że piosenka jest rodowitą pieśnią turecką, grecką, bośniacką, serbską, macedońską i bułgarską. I byłaby to niewątpliwie zabawna podróż turystyczna, gdyby nie dwa wydarzenia zarejestrowane przez kamerę. Oto w serbskiej karczmie, w rozmowie z prostymi chłopami kobieta nieopatrznie przyznaje się, że wcześniej odwiedziła muzułmańską Bośnię, gdzie piosenka funkcjonuje w dwóch rolach: jako pieśń ludowa, ale także jako religijny hymn. Informacja rozsierdziła Serbów, o mały włos nie doszłoby do rękoczynu. Sytuacja wyglądała rzeczywiście poważnie i tylko szybkie wycofanie się ekipy filmowej pozwoliło filmowcom ujść cało. Reżyserka w czasie swojej podróży coraz bardziej nabiera przekonania (a widzowie wraz z nią), że piosenka przywędrowała jednak z Turcji. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro to właśnie Turcy przez kilkaset lat opanowali te ziemie grożąc swoją ekspansją całej Europie. Potwierdzają to Bośniacy, którzy, jako muzułmanie, pokornie przyznają, że swoją religię przyjęli właśnie od Turków. Podają nawet oryginalny tytuł piosenki: Spójrz na mnie dziewczyno z Anatolii. Ta sama informacja wywołała oburzenie także wśród rodaków autorki, Bułgarów. Pejewa znów znalazła się w krytycznej sytuacji, ponieważ na wspomnienie Turków i tureckiego pochodzenia ich ulubionej piosenki zaczęto jej grozić powieszeniem. Film kończy się przypadkowo zarejestrowanym, ale jakże wymownym pożarem. Po jego obejrzeniu wiemy już trochę więcej o Bałkanach, o nastrojach tam panujących, o temperamencie poszczególnych narodów. Pamiętam, jak wszyscy zastanawiali się o cóż takiego jugosłowiańskie nacje toczyły krwawe wojny. Teraz wiemy, że mogły być to wojny o cokolwiek, nawet o piosenkę. Film znakomicie dociera do sedna konfliktu bałkańskiego, którym jest niezrozumienie swojego, właśnie pogranicznego położenia. Każdy z narodów stara się deprecjonować kulturę i religię sąsiadów, nie dostrzegając, jak wiele ich własna kultura zawiera obcych naleciałości.

Skoro jesteśmy na półwyspie Bałkańskim, rozpocznijmy naszą wędrówkę właśnie stąd. Na początek kilka tytułów, które obrazują tragedię bałkańskich wojen. Najpierw swoisty dwugłos obrazujący spięcia w Kosowie. Film Serbki Jeleny Koprivicy z 2000 roku Była kiedyś wieża, to wspomnienie o serbskim domu na terenie Kosowa, w którym zgromadzeni Serbowie opierali się atakom albańskich bojówek. Natomiast Andrzej Titkow w filmie Kosowo, Kosowo pokazuje drugą stronę konfliktu, właśnie kosowskich Albańczyków, którzy po nasilających się czystkach etnicznych zmuszeni byli uciekać ze swoich domów. Natomiast film Magdaleny Piekorz z 2001 roku Znaleźć, zobaczyć, pochować to dokument z ekshumacji zwłok w Srebrenicy. Rodziny próbują w szczątkach zwłok rozpoznać ciała swoich bliskich. Pamięć niedawnych dramatów, ból i rozpacz odżywają na nowo. I jeszcze jeden film powojenny, niezwykle wymowny, Ślad Dragana Elèicia z 2004 roku. To dokument, w którym nie pada ani jedno słowo. Jesteśmy świadkami meczu w siatkówkę między Bośnią i Hercegowiną a Serbią i Czarnogórą. Początkowo widzimy zawodników w zbliżeniach, ewentualnie filmowanych do pasa. Dopiero pod koniec reżyser pozwala nam na obejrzenie całych postaci. Okazuje się, że wszyscy poruszają się na wózkach inwalidzkich, gdyż zawodnikami są inwalidzi wojenni, a mecz ma być jednym z kroków wiodących do pojednania.

Po rozpadzie Jugosławii tylko jeden kraj zdołał szybko i bezkrwawo wprowadzić ustrój demokratyczny. Jest nim Słowenia. O konfrontacji z pobliską Serbią opowiada dokument Polki mieszkającej od kilku lat w Ljublianie, Anny Waśniewskiej, Każdy Serb jest Radowanem? z 2004 roku. Autorka poznała przypadkiem sympatycznego Serba, Iwana. Okazało się, że jest on członkiem skrajnie nacjonalistycznego ruchu zrzeszającego wielbicieli Radowana Karadżicia. Reżyserka próbuje zrozumieć stan świadomości swojego bohatera, z którym udaje jej się nawet do pewnego stopnia zaprzyjaźnić. Iwan nigdy nie opuszczał Serbii. Stąd zrodził się pomysł, by pokazać mu, jak żyją ludzie w sąsiedniej, spokojnej i bogatej Słowenii. Do końca filmu mamy nadzieję, że bohater cokolwiek zrozumie, że zda sobie sprawę, że można żyć inaczej, lepiej, bez rozbudzania w rodakach nienawiści. Ten jednak dumny ze swojej zaciętości i bezkompromisowości. „Serbia jest krajem walecznych ludzi” – twierdzi, zdecydowanie ignorując poziom rozwoju gospodarczego i społecznego Słoweńców. Jest w tym filmie jedna zabawna scena. Otóż bohater jest świadkiem demonstracji homoseksualistów w Ljublianie. Przygląda się jej z zaciekawieniem, rozmawia z innymi obserwatorami. Odczuwa wyraźną ulgę z tego, że jest Serbem, ponieważ, jak twierdzi, w Serbii nie ma homoseksualistów. Natomiast tutaj zebrało się ich aż tylu…

Bardzo niewiele dokumentów z Węgier trafia do Polski. Jednak z tego, co udaje nam się zobaczyć, w interesującym nas zakresie tematycznym pojawiają się dwa główne kierunki:

po pierwsze, problem mniejszości cygańskiej i jej współżycia z Węgrami, po drugie, wspomnienie dawnej wielkości Węgier. Trzeba przyznać, że Cyganie są narodem, który nad wyraz niechętnie się asymiluje z kulturą kraju ich zamieszkania. Podobnie jest oczywiście na Węgrzech, gdzie Cyganie tworzą enklawy, starają się żyć z dala od cywilizacji i obowiązków społecznych, takich jak choćby obowiązek edukacji dzieci. O tych sprawach mówi film Dwa światy Pètera Gàbora z 2001 roku. W jednej ze scen matka tłumaczy urzędnikom, że kiedy dziecko śpi, ona nie chce go budzić, żeby się wyspało. Natomiast wcale nie zabrania mu chodzić do szkoły. Inna sprawa, że wieś, do której trafili twórcy znajduje się na takim odludziu, że zimą jest całkowicie odcięta od świata. Nieco inne oblicze Romów zostało ukazane w filmie Z Bogiem Attyli Magyar z 2002 roku. To zapis pielgrzymki do miejscowości Csatka na Węgrzech, dokąd przyciąga Cyganów legenda o objawieniu Matki Boskiej.

O przeszłości dawnych Węgier ciekawie opowiada słowacki film 66 sezonów Petera Kerekesa z 2003 roku. To historia basenu w Koszycach na Słowacji, gdzie rozmowy z wypoczywającymi tu ludźmi w różnym wieku, odkrywają węgierską przeszłość, hitlerowską okupację, czechosłowacki komunizm i słowacką współczesność. Dosyć duża liczba rozmówców mówiących w języku węgierskim oddaje obraz koegzystencji obu narodów, choć, jak wiemy, stosunki między Węgrami i Słowakami są wciąż napięte. W opowieści o koszyckim basenie udało się reżyserowi zawrzeć w pigułce całą skomplikowaną historię Europy Środkowej, a historię stosunków węgiersko-słowackich w szczególności. Sytuacje Koszyc można porównać do polskiego, a dziś ukraińskiego Lwowa.

Kazachstan jest bardzo ciekawym krajem z punktu widzenia kulturowego. Cały jego obszar jest właściwie jednym wielkim pograniczem, a to dlatego, że był on od XIX wieku miejscem przesiedleń, zsyłek i deportacji wielu niechcianych w Rosji, najpierw carskiej, potem sowieckiej, narodów. I tak osiedlano tu Rosjan, by zwiększyć ich procentową ilość w Kazachstanie. Największa fala przesiedleń miała miejsce jeszcze 1862 roku. W 1930 rok przesiedlono tu wiele tysięcy Ukraińców, w 1937 – Polaków i Koreańczyków, w 1941 – Niemców, w 1944 – Czeczeńców i Tatarów Krymskich. Wszystkie nacje z czasem nauczyły się żyć obok siebie i razem z sobą. Nigdy nie było między nimi żadnych konfliktów, a i rodzimi Kazachowie przyjęli zesłańców nader gościnnie. Razem tworzą barwną wielokulturową mozaikę. Dziś ta niezwykle ciekawa sytuacja znajduje odzwierciedlenie w filmach dokumentalnych, z których przynajmniej jeden zasługuje na dużą uwagę. Mowa o Dzieciach białej mogiły z 2003 roku autorstwa wybitnego rosyjskiego reżysera Aleksieja Fiedorczenki. Film ten ukazuje Kazachstan w momencie, kiedy wielu jego mieszkańców powróciło do krajów swoich przodków po 1989 roku, a teraz, po kilkunastu latach odwiedzają swoją jeszcze niedawną, faktyczną ojczyznę, Kazachstan.

Po obu stronach granicy powstają filmy, które chcą wyjaśnić przeszłość, dotrzeć do sedna konfliktu. Wołyń znak nieszczęścia Oleksandra Baraban i Oleksandra Radinskiego (2003) to monumentalny dwugodzinny ukraiński dokument, który na wskroś obiektywnie stara się pokazać argumenty obu stron (świadków i uczestników wydarzeń) oraz próbuje znaleźć dzisiejszą płaszczyznę porozumienia. Polskie Oczyszczenie Agnieszki Arnold (2003) – film bardziej osobisty, to podróż Krzesimira Dębskiego na Ukrainę, do Kisielina, miejscowości, z której pochodziła jego matka. Oba filmy za cel stawiają sobie wypowiedzenie głośno bolącej prawdy. Wyliczenie win obu stron. Oba filmy dążą do stwierdzenia, że bez wzajemnego przebaczenia niemożliwe jest dalsze współżycie sąsiednich narodów. Natomiast przed przebaczeniem musi nastąpić odkrycie wszystkich zatajanych dotąd faktów. I tylko z wiedzą o wszystkich tych faktach może dojść do trwałej ponownej zgody. Oba filmy, dzięki starszym, żyjącym wciąż ludziom przypominają, że przed wojną nie było żadnych sporów.

Jednak losy polsko-ukraińskie to nie tylko tragiczne wspomnienia i konieczność rozpamiętywania przeszłości. To także codzienność i koloryt współżycia obok siebie Polaków, Ukraińców, a także Łemków. To także konieczność, ale i chęć istnienia obok siebie katolików rzymskich, greko-katolików i prawosławnych. Ten aspekt jest dziś szczególnie istotny w kontekście zakończonego niedawno pontyfikatu Jana Pawła II, który za jeden z celów postawił sobie krzewienie ekumenizmu.

Białoruś interesuje dziś dokumentalistów głównie jako ostatnie w Europie państwo rządzone ręką dyktatora. Problemy pogranicza zostały zepchnięte na dalszy plan. Warto jednak wspomnieć o filmie Za beczkę miodu Michała Androsiuka z 2003. Wieś Opaka Duża na Białostocczyźnie miała zostać podzielona na pół granicą polsko-radziecką. Legenda głosi, że wieśniacy przekupili urzędników beczką miodu, by całą wieś pozostawili w granicach Polski. Starsi mieszkańcy nie potwierdzają prawdziwości legendy, ale przypominają sobie własne starania. Jeden z nich czterokrotnie przesuwał swój dom, by nie znalazł się on w ZSRR. W końcu granica powstała, ale tym razem krowy nie chciały jej zaakceptować i nadal wolały paść się po stronie radzieckiej. Chłopom grożono poważnymi sankcjami. W końcu uwiązane krowy pozostały w Polsce a graniczny pas, którego niegdyś nie było nawet widać, zarósł lasem. Granica z umownej linii stała się granicą naturalną. A podróż do sąsiedniej Opaki Małej, oddalonej o kilka kilometrów, zajmuje półtora dnia (oficjalnym przejściem przez Brześć).

W polskich filmach dokumentalnych coraz częściej zauważone jest budzące się poczucie własnej, odrębnej tożsamości Ślązaków, którzy mówią głośno, że chcą pozostać pomiędzy, chcą pozostać pomostem, chcą pozostać niedookreśleni. Taka jest teza filmu Kim jesteśmy? – śląskie życiorysy Andrzeja Klamta (2004). Jedną z postaci świadomych swego pochodzenia jest abp opolski Alfons Nossol, postać powszechnie poważana. Wspomina swoją odwieczną walkę o prawo niedookreślania się. Twierdzi, że: „być prawdziwym Ślązakiem, to przyznać się do inności. Jako Ślązacy jesteśmy skazani na bycie pomostem. A na pomoście nie można mieszkać, po nim się tylko depcze. A to boli”.

Filmy dokumentalne dotyczące problematyki pogranicza spełniają więc dziś bardzo ważną i wieloraką rolę w życiu publicznym. Po pierwsze stają się nośnikiem wiedzy. Wysuwają na pierwszy plan wydarzenia dziejące się gdzieś na obrzeżach krajów, przez co zwracają na nie uwagę całych narodów i pobudzają do dyskusji. Pełnią więc również funkcję kulturotwórczą, bowiem uświadamiają wielu ludziom o istnieniu pogranicza, pogranicza duchowego, intelektualnego i kulturowego. Wyprowadzają owo pogranicze z marginesu do centrum zainteresowania. I w ten sposób wzbogacają świadomość wszystkich widzów.

Arnold Deć

Artykuł pochodzi z dwumiesięcznika „Parnasik" 2005, nr 2.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
MIĘDZY MŁOTEM A KILOFEM
TEATR SWÓJ WIDZĘ POTWORNY…
LAIF IS IZI

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt