Witryna Czasopism.pl

Nr 18 (135)
z dnia 22 czerwca 2005
powrót do wydania bieżącego

zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum

BEZKRES W PRENUMERACIE

Na pierwszy rzut oka (na tytuł) mogłoby się wydawać, że mamy do czynienia z periodykiem filozoficznym. Ale, jak czytamy w FAQ, czyli „frequently asked questions”, czyli „często zadawanych pytaniach”, czyli w dziale, w którym wyjaśnia się istotę pisma za pomocą pytań i odpowiedzi (hm, jak widać angielszczyzna ułatwia porozumienie tylko do momentu, kiedy nie zaczniemy jej tłumaczyć na polski), skojarzenia autorów pobiegły nie tak prymitywnym torem: „Apeiron oznacza bezkres. Już Anaksymander, joński filozof przyrody mówił o bezkresie jako zasadzie, z której powstają wszystkie światy i niebiosy. Ilościową własnością apeironu była oczywiście bezgraniczność. Apeiron musiał być bezgraniczny, bo inaczej wyczerpałby się.”

Nie ma wątpliwości, że Anaksymander mówił to z myślą o idei Internetu, a załoga (niewielka) pisma sprytnie ten fakt wykorzystała.

W „Apeiron Magazine” można zatem publikować „bezkresnie” – bez ograniczeń. Zdaniem młodej naczelnej Patrycji Kierzkowskiej, studentki pedagogiki z Torunia i dziennikarki zajmującej się od lat bodaj przedszkolnych tematyką internetową (która zaznacza gdzie indziej, że celem pisma jest przede wszystkim zaspokajanie jej ambicji, z czego wnoszę, że i zdanie „Apeiron to ja” mogłoby śmiało paść z jej ust), pismo skutecznie trafia do czytelników za pośrednictwem e-prenumeraty. „Piszesz? Tworzysz? Masz coś do powiedzenia? Chcesz dotrzeć do ludzi? Lepiej nie mogłeś trafić. Apeiron Magazine to e-gazeta, która dociera do ludzi. Tym samym nie jesteś anonimową postacią zamieszczająca swoje teksty na masowych serwisach, gdzie każdy może dodać swoje dzieło i mało kto w całym chaosie i ilości jest w stanie cokolwiek znaleźć”. Jednocześnie Kierzkowska zaznacza, że opublikować można tu wszystko z wyjątkiem treści pornograficznych.

Idea przyświecająca „Apeironowi” przypadła mi do gustu. Można by oczywiście dyskutować, jak ma się „otwartość” pisma do jego jakości, ale choć na pewno znajdą się liczni zwolennicy opcji przeciwnej, uważam, że lepiej dać szansę kilku grafomanom, niż odmówić jej jednej zdolnej osobie.

W dodatku redakcja wykazała się dużą obrotnością i weszła w korzystne dla obu stron układy z kilkoma wydawnictwami, księgarniami internetowymi itp., dzięki czemu prenumeratorzy mają do dyspozycji szereg darmowych e-booków, począwszy od Kochanowskiego i Zoli, poprzez scenariusz Rejsu aż po kilka dzieł guru e-marketingu, Piotra Majewskiego. A, no i jeszcze są tomiki autorstwa współpracowników „Apeironu”.

Fakt, że pismo jest darmowe i dystrybuowane światłowodami, a nie zmęczoną ciężarówą kierowaną przez żądnego ZUS-u kierowcę, powoduje, że Kierzkowska nie musi liczyć się z jego „sprzedażnością” (piękne słowo, nie mylić ze „sprzedajnością”), nie szkoduje więc sobie i popada od czasu do czasu w ton rozkapryszono-arogancki, który mężczyźni u kobiety określają niekiedy mianem „wdzięku”. Mam nadzieję, że nie będzie zmuszona zarzucić go w związku z faktem, że już od lipca ujrzymy „Apeiron” na CD w formie dodatku do komercyjnego „Magazynu Internet”. Zabawnym przykładem opisanej powyżej postawy może być artykuł wstępny do ostatniego, 15. numeru. „Dziękuję tym, którzy wzięli udział w ankiecie. Przynajmniej wiem z kim mam do czynienia ;-). I jeszcze bezczelny apel do bliżej nieokreślonego ilościowo grona: Mam prośbę do osób, które w ankiecie uznały, że autorowi ebooka nic się nie należy – proszę NIE pobierać ebooków ze strony Apeiron Magazine. Nie lubię mieć świadomości, że ktoś szanuje czyjąś pracę dopiero wtedy, jak ma ją na papierze. Czy gdyby AM był płatny czytalibyście go? Jeśli nie to proszę o wypisanie się z prenumeraty. Dlaczego więc czytacie AM? Bo są ebooki, za które nie trzeba płacić? Wraz z tym numerem miały być 2 ebooki – tomiki genialnej poezji. Nie będzie. Czekam zatem na pospolite ruszenie i wypisywanie się z prenumeraty”.

Nie wiem, jak było sformułowane pytanie, ale też pewnie odpowiedziałabym, że nie tyle autorom e-booków nic się nie należy, co że życzyłabym sobie, żeby dobra kultury i perły literatury były dostępne dla wszystkich bez żadnych opłat i ograniczeń. Boję się więc trochę, że Kierzkowska i mnie dopadnie, a następnie sobie tylko znanymi sposobami zmusi do rezygnacji z prenumeraty…

A zatem nim to nastąpi, streszczę co nieco z zawartości najnowszego wydania.

Ewa Balik, pełniąca w magazynie (niewdzięczną, jak sądzę) rolę zastępcy redaktora naczelnego, przedstawia Kilka obyczajowych obrazków... z życia kobiety lekkomyślnej, a potem ciężarnej. Jak twierdzi, „Poniższy zestaw kilku obrazków pochodzi z jednego roku życia pewnej ciężarnej. Mówiła mi, że tuż przed osiągnięciem trzydziestego roku życia przeszła przyspieszone dojrzewanie”. Tekst, trochę bez puenty (co zaznacza sama autorka), napisany jest ze swadą, a jego początek zacytuję w całości, bo ładny:

„Pierwsze ujęcie: Mokry czerwcowy wieczór w Warszawie, dzwoni do mnie A.

W mieszkaniu pojawiła się wielka ćma, A. prosi, żeby wracać do domu. Przerywam spotkanie z Martą i wracam do domu, tak szybko jak się da. Z dobrze pamiętanego, pełnego wydarzeń dzieciństwa został nam lęk przed ćmami. Wchodzę do mieszkania, A. zapłakana mówi, że próbowała wszystkiego, ale nic z tego. Pamiętam przerażający lot ćmy po pokoju i po naszych twarzach. Nic nie możemy zrobić. Wysoki pokój z wielką ćmą na ścianie wygląda jak zamieszkany przez demona. Tak wygląda bezsilność”.

„Zaćmiona” tym opisem, z zainteresowaniem zapoznałam się z frustracjami bezrobotnej bohaterki („dlaczego moje życie nie idzie naprzód, dlaczego nie żyję naprawdę, w którym momencie popełniłam błąd, a życie zatrzymało się w martwym punkcie?”), prawniczko-dziennikarki, która decyduje się na wakacyjną pracę stewardessy na jachcie, aby zaraz po powrocie do ojczyzny i byciu o włos od otrzymania nie najgorszej posadki, odkryć, co następuje: „Zasikanie testu ciążowego zapoczątkowało nową erę w moim życiu. Bliskie osoby narażone na płacz przez telefon, hormonalne wzloty i upadki, niesłowność ciężarnej, cyklofrenię i ogólną niestabilność emocjonalną brzemiennej są także bezradne. Niedługo dojdzie werbalizowany nadmiernie strach przed porodem, ale to za chwilę. Zazdroszczę innym kobietom, czy to ciężarnym, czy poporodowym, czy w ogóle nieskażonych poczęciem, życia innego od mojego. Zastanawiam się, jak tu się nacieszyć obecnym stanem. Co zrobić ze stanem poważnego zawieszenia życiowego.

Dominuje żal za utraconym życiem, przerywany trzeźwym przywoływaniem się do porządku. Dlatego, w ramach przywrócenia się do porządku, staram się w skupieniu wykonywać codzienne czynności: zmywanie, spacer, spacer dłuższy, spacer do apteki. Droga ciężarnej, zwłaszcza tej zbyt skupionej na sobie, to droga wyboista, znaczona kolejnymi miesięcznymi próbkami moczu do badania, strzykawkami w łokciu co miesiąc, bezobjawowymi infekcjami, bólem w krzyżu. Już nie uprawiam propagandy sukcesu. Bo ciąża to jednak, mimo cudu nowego życia, przedsmak niemocy, prawie starości”.

Jakoś znajduję w tym dużo prawdy (zaraz zaatakuje mnie stado matek przeżywających swój stan odmienny jako nieustające uniesienie), choć – bóg mi świadkiem – sama lubiłam być i w ciąży, i po ciąży, ale ten stan schizofrenii, huśtawki miedzy euforią a rzeczywistym przerażeniem, między poczuciem jakiejś pierwotnej atrakcyjności a nienawiścią do niedołężnego ciała sprowadzonego do roli opakowania – zapamiętałam. Dziękuję autorce za przypomnienie go tym, które już są matkami, i uświadamianie tym, które nimi będą.

W dziale recenzji Kierzkowska, [Literatura – recenzja mało obiektywna: „Gangrena” – Dawid Kornaga] omawia rzeczoną publikację: „Dawid Kornaga. Bardzo niemedialne nazwisko. [...] Podobno podatny na depresje, alergie i wahania ciśnienia. Interesuje się starożytną Grecją i Rzymem. Mówią, że znany jest jako copywriter, autor tekstów hip hopowych i poeta. Od tej strony go nie znam, ale postaram się poznać. Dlaczego? Spójrz na zdjęcie poniżej. Poderwę go sposobem „na wywiad”, czyli: „Biorąc pod uwagę urodę, sądzę, że ma Pan coś ciekawego do powiedzenia. To może ma łamach AM?”:-D. A mówiąc zupełnie poważnie książka mnie urzekła. Mimo wulgarności ma coś w sobie”. Chociaż Gangrena obfituje w wulgaryzmy, opisy sytuacji hm... intymnych (a wszak zaznaczała autorka jako naczelna, że o pornografii w jakiejkolwiek formie mowy być nie może), a do tego ogólnie rzecz biorąc przeczołguje czytelnika, ostro dając mu do zrozumienia, że życie nie jest sympatyczną facecją, Kierzkowska jako recenzentka ulega urokowi tej prozy (sama kliknęłam na link – dużo w „Apeironie” tych linków, można się przebiec tu i ówdzie – i przyznam, że źle nie jest). „Zastanawiam się tylko czy współczesny pisarz musi być obrzydliwie kontrowersyjny zabójczo wulgarny, żeby ktoś go wysłuchał? – komentuje – Czy nie można inaczej? Ja odpowiadam – jeśli ktoś robi to tak, jak Kornaga, to nie można!”.

Podsumujmy: „Apeiron”, pismo z pomysłem, redagowane – z radością zauważam – z lekkością i dużym wyczuciem językowym, choć nierówne (nie wszyscy autorzy powalają na kolana, co wynika z otwartej formuły). Chapeau bas dla naczelnej (pseudonim „shrew”, czyli jędza) za determinację i jakąś wstrząsającą pracowitość (do głowy by mi nie przyszło na studiach, żeby cokolwiek wydawać, prócz stypendium – inna rzecz, że nie było wtedy Internetu) i poczucie humoru, choć niepozbawione pewnej minoderii (znowu FAQ: „Dlaczego strona jest taka brzydka? Bo ja, Patrycja Kierzkowska mam taki beznadziejny gust ;-)”).

Jak widać, robię co mogę, żeby mnie jednak nie zmusiła do wypisania się z prenumeraty...

Klara Kopcińska

Omawiane pisma: „Apeiron Magazine”.

zobacz w najnowszym wydaniu Witryny:
KOMEDIA NIE JEST (POLSKĄ) KOBIETĄ
PASOLINI – REAKTYWACJA
PLANETA PRL
felieton__PiSarz i POeta
...O CZASOPISMACH KULTURALNYCH
O CZASOPISMACH OTWARTYCH I ZAMKNIĘTYCH, CZYLI O TYM, DLACZEGO KAPELUSZ MIAŁBY PRZERAŻAĆ
zobacz w poprzednich wydaniach Witryny:
Proza pedagogicznych powikłań
BLOGI
KRAKOWSKIE FOTOSPRAWY

buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt