Nr 3 (120)
z dnia 22 stycznia 2005
powrót do wydania bieżącego
zapraszamy | przeglądy prasy | autorzy | archiwum
O internetowym piśmie „artPAPIER” warto napisać choćby dlatego, aby powiadomić czytelników Witryny, że zmieniła się jego periodyczność. Wcale nie na gorsze. „artPAPIER”, który przez prawie dwa lata funkcjonował jako miesięcznik, od grudnia 2004 roku ukazuje się jako dwutygodnik. W czasach, kiedy większość czasopism literackich czy kulturalnych klepie biedę, stając się w rzeczywistości nieregularnikami wydawanymi od przypadku do przypadku (od jednej dotacji do drugiej), jest to naprawdę wyjątkowa wiadomość. A być może – także dowód na poparcie tezy, że przyszłość tego rodzaju niszowych inicjatyw związana jest z medium sieciowym i że w związku z tym „papierowe” żywoty pism literackich będą coraz bardziej ulotne. Chociaż właściwie trudno jest poszukiwać prawidłowości w różnych działaniach internetowych. Z jednej strony, „artPAPIER” ma się dobrze, poza tym całkiem niedawno zaczęła działać w sieci – również jako dwutygodnik – nowa mutacja internetowa toruńskiego „Undergruntu” („undergrunt.info”), ale chyba definitywnie zakończył żywot „TIN”, pismo sformatowane przecież do pewnego stopnia podobnie jak przygotowywany w Katowicach dwutygodnik. Wypada jednak na razie zamknąć całą sprawę truizmem: pożyjemy, zobaczymy.
Dział literacki najnowszego „artPAPIERU” (nr 2/2005) otwiera – zgodnie z tradycją pisma – rozmowa. Tym razem Janusz Paliwoda odpytuje Pawła Huelle (Trafić do czyśćca). Paliwoda prowadzi wywiad w ten sposób, aby wyciągnąć z pisarza jak najwięcej ciekawostek na jego temat, zdecydowanie mniej uwagi poświęca książkom Huelle. Tego rodzaju rozmowy nie za bardzo mnie zajmują. Poza tym, wracając do Huelle, marzy mi się, żeby ktoś wreszcie spróbował poważnie porozmawiać z gdańskim pisarzem na temat jego ostatnich produkcji prozatorskich, czyli intertekstualnych cacuszek w rodzaju Mercedesa-Benza czy Castorpa, w których – jak mi się wydaje – rozmienia swój talent na drobne. Jednak, jeśli ktoś będzie chciał się dowiedzieć, co słychać u Huelle, znajdzie w rozmowie kilka ciekawostek. Pisarz sporo narzeka, przede wszystkim na stan naszej kultury, w której wartości wysokie przegrywają z rozrywkową masówką, ale też na kondycję współczesnej literatury („[…] setki tytułów rocznie, dziesiątki głośnych debiutów. Niestety, wbrew temu co napisał twórca „Kapitału” – ilość nie przechodzi w jakość”). Przytacza też na przykład taką anegdotkę: „Zadzwoniłem kiedyś do lokalnej redakcji »Gazety Wyborczej«, informując o wystawie Alfreda Kubina (współpracowałem wtedy z galerią sztuki), w słuchawce usłyszałem – a kto to k… był ten tam Kubin? Redakcja przygotowywała wówczas duży tekst o misiach – pluszakach, zebranych przez dzieci i babcie w jednej z sal Nadbałtyckiego Centrum Kultury. Wtedy zrozumiałem, że Maria Janion miała rację – zmienił się całkowicie paradygmat kultury. Pluszaki wygrały z Kubinem nie dlatego, że Kubin jest gorszy, ale dlatego, że niczego od nikogo nie wymagają”. Swoją drogą, zastanawiające jest, jak często uznani pisarze narzekają ostatnimi czasy. Wystarczy poczytać choćby wywiady z Jerzym Pilchem (zamieszczone w „Studium” i „Lampie”), który wciąż wyrzeka na mizerię naszej krytyki. Ciekaw jestem, skąd się bierze to malkontenctwo.
W dziale recenzji literackich w „artPAPIERZE” znalazłem tekst Łukasza Steca Globalny serial, traktujący o powieści Grzegorza Kopaczewskiego Global Nation. Obrazki z czasów popkultury. Jakiś czas temu przeczytałem bardzo ciekawą rozmowę Steca z Kopaczewskim (Przyjaźń, miłość i lekki wstrząs ekonomiczny, „undergrunt.info”, nr 6/2004-1/2005), więc sporo spodziewałem się po tej recenzji. I – niestety – zawiodłem się. Stec najwyraźniej bardzo chciał pochwalić książkę Kopaczewskiego, tyle tylko że chyba nie wiedział jak. Powstał tekst, który nie jest ani informacyjny, ani krytycznoliteracki. Ot, coś na kształt impresji. Być może nie wynika to z braku pomysłowości Steca. Wydaje się, że problem jest szerszy i nie dotyczy tylko katowickiego dwumiesięcznika. Teksty recenzyjne w „artPAPIERZE” – podobnie jak w większości pism internetowych – mają niezbyt dużą objętość, właściwie nie są to nawet recenzje, tylko noty recenzyjne. Twórcy czasopism internetowych zakładają, że „wieszane” na stronach artykuły nie mogą być zbyt długie, bo czytelnicy nie chcą czytać w necie zbyt obszernych tekstów. Nie jestem pewien, czy jest to dobre założenie. Po pierwsze, wbrew pozorom nie jest łatwo napisać sensowną notę recenzyjną. Aby takowa powstała, trzeba mieć dobry pomysł interpretacyjny i sprawne pióro. A tego autorom not zamieszczanych w internetowych pismach najczęściej brakuje. Po drugie, stawiając na noty recenzyjne, redaktorzy pism internetowych zbliżają się do standardów mass mediów, w których – jak to zgrabnie ujął Dariusz Nowacki – dominują „epigramaty krytycznoliterackie”; a przecież, jak mi się wydaje, Internet miał stanowić alternatywę dla dużych mediów.
Ponieważ nie samą literaturą człek żyje, na koniec jeszcze rzut oka na dział „artPAPIERU” poświęcony sztuce (jak zwykle w tym piśmie bardzo interesujący). Roman Lewandowski w tekście Zachęta nie wierzy łzom omawia dwie ważne wystawy: Warszawa – Moskwa / Москва – Варшава 1900–2000 z warszawskiej Zachęty i Za czerwonym horyzontem z Zamku Ujazdowskiego. Lewandowski mocno krytykuje koncepcję wystawy z Zachęty, wytykając kuratorom, że „poszli na chronologiczną i poprawną politycznie łatwiznę”. Być może, ale mimo to warto obejrzeć obie wystawy, aby przypomnieć sobie o związkach sztuki polskiej i rosyjskiej/radzieckiej, o których wciąż jeszcze mówi się u nas niezbyt chętnie. Na pewno nie spowoduje to, że nagle zapałamy miłością do Rosjan, ale, jak sądzę, pomoże w lepszym zrozumieniu i ich, i nas samych.
Omawiane pisma: „artPAPIER”.
buduj Witrynę | © 2004 Fundacja Otwarty Kod Kultury | pytania? | kontakt